poniedziałek, 30 grudnia 2013

Nie oddam Ciebie jemu

            Od pojawienia się Marca minęło kilka dni. Cała rodzina Fabregasów bardzo się mną opiekowała, zabierała na różne wycieczki, spacery, kolacje. Wszystko po to żebym nie myślała o Marcu. A on nie zniknął, codziennie czekał na mnie pod hotelem. Na szczęście nigdy nie byłam sama.
            Dwa dni po jego pojawieniu się na Gran Canarii dostałam kopertę ze zdjęciami moimi i Pabla podczas wieczornego spaceru po plaży oraz dołączoną karteczkę „Nie oddam Ciebie jemu.”. Wiedziałam, że Marc śledzi każdy mój ruch i tylko czeka aż zostanę sama. Pablo cały czas był przy mnie. Przy nim czułam się bezpiecznie, z dnia na dzień coraz bardziej się w nim zakochiwałam. Sądziłam, że nikt nie będzie w stanie zaburzyć mojego szczęścia, lecz myliłam się.

~*~

            Obudziłam się wcześnie rano, korzystając z wolnej chwili usiadłam na balkonie i zaczęłam czytać książkę. Dochodziła 9.00, Pablo niedługo powinien po mnie przyjechać. Poszłam wziąć prysznic i przygotować się do wyjścia. Ubrałam się w wzorzyste turkusowe krótkie spodenki i cienką żółtą koszulę. Na nogi założyłam sandałki, włosy zostawiłam rozpuszczone. Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, za nimi ujrzałam Pabla w granatowych spodenkach do kolan, obcisłej zielonkawej koszulce idealnie podkreślającej jego mieście. Artystyczny nieład panujący na jego głowie i delikatny zarost powodowały, że stawał się jeszcze bardziej pociągający.
- Hej kochanie. Ślicznie wyglądasz. – chwycił mnie w pasie i okręcił dookoła siebie.
- Puść mnie wariacie. – powiedziałam.
- Nie. – odpowiedział i skradł mi krótki pocałunek.
Gdy postawił mnie wreszcie na ziemi, poszłam jeszcze do pokoju po torebkę i powiedziałam:
- Jestem gotowa, możemy iść.
- To ruszajmy. Cesc mówił, że dzisiaj pojedziemy do delfinarium żeby Lia mogła z nimi popływać i tak dalej. Więc spotkamy się z nimi na miejscu.  – mówił Pablo, gdy szliśmy do mojego samochodu.
-Oki. Wsiadaj. – siedzieliśmy już w aucie, gdy w lusterku dostrzegłam znajomą mi postać. To był Marc…
- Coś się stało? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła. – zapytał z troską Pablo.
- Nie. Wszystko w porządku. – skłamałam, nie chciałam go jeszcze bardziej martwić. I tak był już podirytowany całą tą sytuacją. Chciał iść na policje jak tylko Marc znowu pojawi się blisko mnie.
            Po około 40 minutach jazdy byliśmy na miejscu. Cała drogę rozmawialiśmy, śmialiśmy się i śpiewaliśmy piosenki, które akurat leciały w radiu. Krótko po nas na miejsce dotarli również Cesc z Daniellą i małą Lią. Dani miał na sobie przepiękne krótkie spodenki w kwiaty i białą bokserkę. Jak zwykle wyglądała zjawiskowo. Cesc miał szczęście, że znalazł sobie taką śliczną, mądrą i kochającą żonę.
- Cześć zakochańce. – przywitał się rozradowany Cesc.
- Cesc, darowałbyś już sobie. – powiedziała Daniella.
- No dobrze. – odpowiedział i pocałował swoją żonę w policzek. – Chodźcie.
- Ciociu, a wiesz, że będę pływała z delfinkami? – zapytała słodko Lia chwytając mnie za rękę. – I ty też.
- Ja też? – odpowiedziałam zdziwiona.
- No tak. Tatuś powiedział, że wszyscy będziemy.
- Jak tatuś tak powiedział to pewnie tak będzie. Chodź kruszynko. Bo zaraz nam uciekną. – powiedziałam i szybciutko zaczęłyśmy biec w kierunku jej rodziców.
            Na początku naszego pobytu w delfinarium oglądaliśmy pokazy delfinów. Lia była zachwycona, delfinki skakały, pływały na grzbiecie. Wreszcie przyszedł czas na kąpiel z tymi uroczymi ssakami. Ubraliśmy kapoki i czekaliśmy na naszą kolej. Pierwsi poszli Cesc z Daniellą i Lią, ponieważ mała nie mogła się już doczekać. Razem z Pablem czekaliśmy na brzegu wielkiego basen i robiliśmy im oraz sobie tysiące zdjęć.
- Jeden z instruktorów cały czas pożera Cię wzrokiem. Chyba będę zazdrosny. – powiedział Pablo robiąc mi kolejne zdjęcie.
- Niepotrzebnie. Liczysz się Ty i tylko Ty. – odpowiedziałam mu i pocałowałam w usta. Zajęci sobą nie zauważyliśmy, kiedy rodzina Fabregasów skończyła swoją kąpiel.
- Ekhem. Nie chcę przeszkadzać, ale teraz wy. – powiedział Cesc, który stał za nami.
- A no tak. Już idziemy. – odpowiedziałam i ruszyliśmy w kierunku drabinek.
- Stój! Aparat, teraz ja chcę się pobawić w fotoreportera. – krzyknął Cesc. Oddałam mu aparat i weszłam do chłodnej wody. Idealnej w taki gorący i słoneczny dzień jak ten. Śmiechu podczas zabawy z delfinami było, co nie miara. Cały czas nas chlapały i skakały nad naszymi głowami.
- Proszę ładnie zapozować do zdjęcia. – krzyknął z brzegu Cesc. Jak na zawołanie podpłynął do nas jeden z ssaków morskich. Pablo dał mi buziaka w jeden policzek, a delfin w drugi. – Będzie cudowne zdjęcie do rodzinnego albumu.
Chwilę później wyszliśmy z Pablem z wody i dołączyliśmy do Danielli, która siedziała w małą na placu zabaw.
- Jak się bawiliście?- zapytała nas Dani.
- Świetnie było. – odpowiedzieliśmy zgodnie.
 - Co powiecie na kolacje wieczorem?
- Czemu nie. Mam ochotę na pyszne krewetki. Ale nie ma w co się ubrać. – powiedziałam smutna.
- Nie przejmuj się. W hotelowym butiku widziałam ślicznie sukienki. – odparła z uśmiechem Daniella.

~*~

            Żona Fabregasa miała rację, sukienki były prześliczne. Wybrałam jedną w mocnym odcieniu żółci, sięgająca do połowy ud.  Umówiliśmy się na 19.00. Mieliśmy spotkać się przed hotelem, ponieważ dzwonił do mnie szef i prosił o wysłanie kilku ważnych dokumentów.
Wyszłam z hotelu, zachodzące słońce zaświeciło mi prosto w oczy. Przymrużyłam je i po chwili dostrzegał przyjaciół po drugiej stronie ulicy. Uśmiechnęłam się i ruszyłam przed siebie. Dostrzegłam ten błysk w oczach Pabla, tak bardzo się cieszyłam, że go poznałam. Przechodząc przez jezdnię usłyszałam krzyk Cesca, a zaraz potem Danielli, „Ines uważaj!”. Odwróciłam się i zobaczyłam czerwone, wyścigowe auto jadące prosto na mnie. Nie zdążyłam nic zrobić. Zobaczyłam tylko kierowcę, był nim Marc. W myślach słyszałam tylko „Nie oddam Cię nikomu”. Później nie pamiętam już nic.

~*~

PABLO

            Daniella miała genialny pomysł z tą kolacją. Gdy Ines jest z nami nie boję się tak o nią. Wiem, że w tym czasie Marc się do niej nie zbliży.
            Czekałem z Cesciem i Dani przed hotelem w oczekiwaniu na Ines. Po chwili po drugiej stronie ulicy ujrzałem najpiękniejszą kobietę na tej ziemi. Miała na sobie śliczną żółta sukienkę bez pleców, wyglądała w niej zjawiskowo. Z dnia na dzień, z godziny na godzinę, z minuty na minutę coraz bardziej się w niej zakochiwałem. Gdy nas zobaczyła szeroko się uśmiechnęła i przyspieszyła. Nagle usłyszałem krzyk mojego kuzyna i jego żony, odwróciłem wzrok i zobaczyłem czerwono krwiste Porsche pędzące w kierunku Ines. Ogromny huk, ciało dziewczyny przelatujące nad samochodem i krzyk Danielli. Tyle pamiętam z momentu wypadku. Byłem w ogromnym szoku, ale najszybciej jak mogłem podbiegłem do bezwładnie leżącej ukochanej. Instynktownie sprawdziłem pul, który na szczęście był wyczuwalny. Z głowy leciała jej krew. „Pogotowie, niech ktoś wezwie pogotowie” krzyczałem zrozpaczony. W oczach Cesca i Danielli widziałem strach i przerażenie. Mój kuzyn bezskutecznie próbował uspokoić swoją żonę. Do przyjazdu karetki, klęczałem przy Ines, trzymając ją za rękę cały czas powtarzałem „Nie zostawiaj mnie, proszę. Nie możesz mi tego zrobić. Musisz walczyć, dla nas.” Po chwili przyjechało pogotowie. Gdy trzech sanitariuszy przenosiło na noszach Ines do pojazdu. Wysoki, siwy lekarz podszedł do mnie i powiedział:
- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy żeby ją ratować.
- Proszę mi obiecać, że ona przeżyje.
- Przykro mi, nie mogę tego zrobić. Proszę być dobrej myśli. – odpowiedział i wsiadł do karetki. Ambulans odjechał a ja stałem jak słup soli i patrzyłem na miejsce, w którym przed chwilą była jeszcze Ines. W pewniej chwili poczułem dłoń na swoim ramieniu, to był Cesc…
- Wszystko będzie dobrze. Jest silna, wyjdzie z tego. – powiedział szeptem, jakby sam w to nie wierzył. – Kochanie wracaj do małej, ja pojadę z Pablem do szpitala. – zwrócił się do Danielli.
- Jadę z wami… Nie mogę zostawić jej teraz samej.- powiedziała powstrzymując się od płaczu.

Wsiedliśmy do taksówki i pojechaliśmy do Clínici Scandinavica. Przez całą drogę modliłem się żeby z tego wyszła. Ona nie może mnie zostawić, nie może… W momencie wypadku zdałem sobie sprawę jak bardzo ją kocham. Jeżeli ona umrze nigdy sobie nie wybaczę tego, że jej nie obroniłem przed tym draniem.  Zrobię wszystko żeby wylądował w więzieniu.

--------I jest kolejny. Mam nadzieję, że się spodoba. Powoli, małymi kroczkami zbliżamy się do końca tego opowiadania. Na święta dostałam chyba prezent w postaci weny. Oby mnie szybko nie opuściła.Chciałabym życzyć
 wam wszystkiego co najlepsze w nadchodzącym roku. Szczęścia, radości, uśmiechu, miłości i dużo weny.
Buziaczki Ines ;**




poniedziałek, 16 grudnia 2013

Od przeszłości nie uciekniesz...

    Po śniadaniu z Pablem wróciłam do apartamentu. Wzięłam długą kąpiel i uszykowałam sobie ciuszki na dzisiaj. O godzinie 15 była umówiona z rodzinką Fabregasów w „Surf Canaries. Surf School Gran Canaria”. Dzisiaj będziemy uczyć się surfować, już to widzę. Ja i moja koordynacja ruchowa równa się kąpiel w wodzie. Miałam jeszcze trochę czasu, przyrządziłam sobie herbatę mrożoną, wzięłam laptopa i usiadłam w wygodnym leżaczku na tarasie. Przejrzałam pocztę, poczytałam kilka newsów ze świata, jeden z artykułów szczególnie mnie zaintrygował „Gdzie spędzają wakacje gwiazd Barcelony?”. Byłam ciekawa czy paparazzi ‘wytropiło’ już Cesca. Otworzyłam stronę, zawierała ona bardzo dużo zdjęć. Pique z Shakirą i Milanem na Hawajach, Messi z Antonellą i Thiago na Ibize, Iniesta z rodzinką na Sardynii, Dani Alvesz szalejący na wakacjach z dzieciakami. Ale ani śladu rodziny Fabregasów. Albo Cesc się tak dobrze wtapia w tłum albo paparazzi nie są specjalistami w tym, co robią. Zrobiło się już w miarę późno, założyłam kanarkowe bikini, a na to kolorową, cienką tunikę i wyszłam z domu. Po 15 minutach wolnego spacerku byłam na miejscu.
- No witam śpiącą królewnę, co widzi smoki jak za dużo wypije. – przywitał mnie bardzo roześmiany Cesc.
- Bardzo śmieszne. Długo się będziesz jeszcze nabijać?
- Chciałabym cię pocieszyć, ale niestety nie mogę. Jak on już coś podłapie to… - powiedziała Dani. – Następnym razem idę z Tobą, muszę zobaczyć te twoje smoki.
Usłyszawszy to zrobiłam naburmuszoną minę i założyłam ręce na piersiach.
- Oj nie gniewaj się już. – podszedł do mnie Pablo i pocałował w policzek.
- Bez amorów mi tu proszę. A teraz idziemy surfować.
Dawno się tak nie uśmiałam, wyprostowanie się i ustanie na desce dłużej niż 10 sekund graniczyło z cudem. Co chwilę ktoś lądował w wodzie. Ze śmiechu nie mogłam aż nabrać powietrza, gdy Cesc próbował zrobić sójkę na desce. Niestety nie utrzymał równowagi i wylądował w wodzie uderzając się przy tym głową w deskę. Tacy z nas przyjaciele, że zamiast mu pomóc śmialiśmy się jak głupi.
- Bardzo wam dziękuję za pomoc. Ja tu bardzo ciężko ucierpiałem, będę miał guza. – powiedział ze smutną miną.
- Czy z guzem czy bez niego i tak bardzo cię kocham. – podpłynęła do niego Dani i pocałowała.
- Ja mam już dość. To nie dla mnie. Widocznie moim powołaniem jest piłka nożna a nie surfing.
- To co, kończymy. Mam nadzieję, że się podobało. – powiedział nasz instruktor.
- Pewnie. Bardzo dziękujemy za lekcje. – odpowiedziałam.
 - To co wspólna słit focia na pamiątkę? – zapytał Cesc.
- Z Tobą? Zawsze. – powiedziałam.

     Po chwili mieliśmy kilkanaście wspólnych zdjęć. Usiedliśmy jeszcze w barze na plaży, popijaliśmy przepyszne świeże soki z owoców, gdy Pablo z Cesciem wpadli na pomysł wspólnej wieczornej kolacji. Nie miałyśmy z Dani za dużo do gadania. Miałyśmy tylko pięknie się ubrać i czekać na nich o 19 w holu głównym hotelu. Zaraz po powrocie do hotelu Cesc z Pablo gdzieś zniknęli. Postanowiłyśmy z Dani przejść się na małe zakupy. Obie kupiłyśmy sobie śliczne sukienki na wieczór. Partnerka Fabregasa wybrała dla siebie cielistą świecącą sukienkę przed kolana i tego samego koloru szpilki. Ja kupiłam sobie krótką, czerwoną sukienkę odciętą pasem tego samego odcieniu pod biustem a później rozkloszowaną. Do tego dopasowałam brązowe, zamszowe buty na wysokim obcasie. Obie wyglądałyśmy świetnie. O 19.00 tak jak chłopacy prosili zjawiłyśmy się z Daniellą w holu. Po chwili pojawili się. Pablo miał na sobie granatową koszulę i ciemne jeansy, a Cesc błękitną koszulę i szare spodnie.
- Wow. Ślicznie wyglądacie. Ale wolę nie wiedzieć ile wydałyście na te sukienki. – powiedział Cesc.
- Masz rację, nie chcesz wiedzieć. – zaśmiałyśmy się z Dani.
- To co, jedziemy? Taksówka już na nas czeka. – zaproponował Pablo, na co wszyscy przytaknęliśmy – Ślicznie wyglądasz. – powiedział mi na ucho Pablo.
- Dziękuję. – odpowiedziałam rumieniąc się.

Wsiedliśmy w podstawioną taksówkę i ruszyliśmy w drogę. Chłopcy nie chcieli powiedzieć gdzie jedziemy, chcieli nam zrobić niespodziankę. Znam już trochę tę wyspę. Zauważyłam, że kierujemy się w jej głąb. Teren zrobił się bardziej górzysty, po drodze mijaliśmy małe wioski. Po następnych kilkunastu minutach dotarliśmy na miejsce. Mała restauracja ‘Sale El sol’ się na zboczu góry. Niewielkiej wielkości budynek otoczony był sporym ogrodem. Drewniane meble i lekko przyćmione światło nadawało temu miejscu wyjątkowy charakter. Usiedliśmy przy jednym ze stolików w rogu tarasu.
- Jak tu ślicznie. Jak to jest możliwe, że wy wiedzieliście o tym miejscu a ja nie? – udałam oburzenie.
- Ma się te kontakty. – powiedział dumnie Cesc.
Po chwili przyszedł do nas kelner z zamówionymi przez nas wcześniej potrawami. Na początek poprosiliśmy o tapas i regionalne wino. Cesc poprosił go żeby nam zrobił zdjęcie. Nie ma to jak kolejna sfit focia do kolekcji.
- To co wrzucamy na Instagrama? Trzeba zadowolić fanów jakimś zdjęciem z wakacji. I pokazać światu, jakie mam to cudowne towarzystwo. To jak? – powiedział Cesc.
- NIE. – nagle zrozumiałam, że jeżeli zobaczy to cały świat to zobaczy to, że Marc. – Nie możesz tego wstawić. – ogarnęła mnie fala paniki. W oczach pojawiły mi się łzy. Łzy bezsilności i strachu. – Przepraszam. – wyszeptałam i odbiegłam od stołu.
Usiadłam na pierwszej ławce w restauracyjnym ogródku. Łzy leciały mi po policzku. Bałam się, że mnie znajdzie, a to była ostatnia rzecz, jaką chciałam.  Po chwili usłyszałam czyjeś kroki.
- Ines? Co się dzieje? – kucnął przy mnie Pablo.
- Boję się. –wyszeptałam przez łzy cały czas patrząc w ziemię.
- Spójrz na mnie. – chwycił mnie za podbródek, tak żebym mogła mu spojrzeć w oczy. Starł kciukiem łzę z mojego policzka. – Pomożemy Ci tylko musisz nam powiedzieć o chodzi.
- Chyba masz rację. Powinnam wam powiedzieć wszystko. – powiedziałam już spokojniejsza.
- To co, idziemy? – zapytał się podając mi rękę. Na potwierdzenie kiwnęłam głową.

Wchodząc na taras zauważyłam zaniepokojone twarze Cesca i Danielli. Usiedliśmy przy stole. Pablo cały czas trzymał moja rękę, dodawało mi to odwagi.
- Przepraszam, należą się wam jakieś słowa wyjaśnienia. – nabrałam powietrze, zaczęłam im wszystko wyjaśniać – Nie znalazłam się na Gran Canarii przypadkowo. Musiałam wyjechać z Barcelony. Im dalej tym lepiej. Prawda jest taka, że uciekłam. Uciekłam przed poprzednim życiem, przed poprzednim narzeczonym. – powiedziałam już ciszej.
- Ale dlaczego? – zapytała Dani.
- Bałam się zaufać mu jeszcze raz. Bałam się ze znowu mnie skrzywdzi. To było prawie dwa lata temu. Po tragicznym wypadku rodziców i brata, Marc bardzo się zmienił. Zaczął pić, nie wracać na noc, zrobił się agresywny. Pewnego dnia wrócił zalany w trupa i mnie pobił. Wylądowałam w szpitalu. Miałam wstrząs mózgu, złamaną rękę i pęknięte żebra. Po wyjściu z kliniki potwierdziło się to, czego się spodziewałam. Marc mnie zdradzał i miał zostać ojcem.

            Był późny poranek, słońce oświetlało ulice Barcelony, siedziałam sama w domu, w telewizji leciała jakaś telenowela. Nagle do drzwi ktoś zapukał. Otworzyłam je i za progiem dostrzegłam młodą dziewczynę z kruczoczarnymi włosami do ramion.
- Dzień dobry. Nazywam się Nuria Fernandez. Możemy porozmawiać. – zapytała nieśmiało. Wtedy dostrzegałam jej zaokrąglony brzuszek. Zaprosiłam ją do środka. Usiadłyśmy na kanapie. – Jestem w ciąży, a Marc jest ojcem mojego dziecka. – zamilkła na chwilę, a ja nie miałam pojęcia, co powiedzieć. – Przepraszam. Nie miałam pojęcia o Pani istnieniu. Myślałam, że jestem jedyną w jego życiu. Gdybym znała prawdę nigdy bym do tego nie dopuściła. Jeszcze raz przepraszam. Ja już może pójdę.
- Poczekaj. Mam jedno pytanie. Który to miesiąc? – zapytałam.
- Początek czwartego. Do widzenia - odpowiedziała i wyszła.
Udawałam twardą, lecz tak naprawdę w środku byłam wrakiem. Spodziewałam się tego, że Marc mnie zdradza, ale nie tego, że zostanie ojcem nie mojego dziecka.

- Nie chciałam go znać, ale kochałam go najbardziej na świecie. Obiecywał, że się zmieni, że już nigdy mnie nie skrzywdzi, nie zdradzi, nie uderzy. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Wmówiłam sobie, że mówi prawdę i mu wybaczyłam.
- Wybaczyłaś skurwielowi? – wybuchnął Cesc.
- Cesc.. – powiedziała spokojnie Daniella.
- Nie mów mi, że mam być spokojny. – zwrócił się do Dani. – On mógł Cię wtedy zabić, a Ty do niego wróciłaś.
- Tydzień przed przyjazdem tutaj spotkałam w parku tą dziewczynę. Była na spacerze z synkiem, z synkiem Marca. Był do niego taki podobny. Wtedy uświadomiłam sobie, jaka byłam ślepa. Widziałam, że już nigdy mu nie zaufam. – mówiłam z zaszklonymi oczami. - Postanowił od niego odejść. Chciałam z dnia na dzień zniknąć i tak znalazłam się na Gran Canarii. Przepraszam, że zepsułam wam ten wieczór. – wstałam i wyszłam z restauracji. Już nie powstrzymywałam łez, szłam przed siebie ulicą. Nie miałam pojęcia gdzie idę. To wszystko do mnie wróciło, znowu czułam się nikim. Z nieba zaczęły spadać krople deszczu, gdy usłyszałam głos Pabla
- Ines poczekaj.
- Zostaw mnie. – krzyknęłam.
- Nie zostawię Cię samej w takim stanie. – powiedział łapiąc mnie za ramiona. – Zadzwonię po taksówkę i odwiozę Cię do domu.
- Dziękuję – wyszeptałam i wtuliłam się w niego.
- Nie płacz już. Jestem przy Tobie. – przytulił mnie mocniej i pocałował w czoło.

Jechaliśmy w ciszy, siedziałam wtulona w Pablo. Było mi strasznie zimno, zanim przyjechała taksówka zdążyliśmy cali przemoknąć. Nie wiem, co bym zrobiła gdyby kuzyn Cesca za mną nie poszedł. Sama, w środku nocy, w wielkiej ulewie, nie wiadomo gdzie.
Po jakimś czasie byliśmy już w moim apartamencie.
- Idź się połóż i spróbuj zasnąć. Rano przyjadę sprawdzić jak się czujesz i przywiozę Ci pyszne śniadanko. Pamiętaj, że o możesz zadzwonić do mnie o każdej porze dnia i nocy.
- Dziękuję. Za wszystko. – powiedziałam delikatnie się uśmiechając.
- Nie musisz dziękować. Pójdę już. Dobranoc. – odrzekł i pocałował mnie w policzek. Otworzył drzwi i miał już wychodzić, gdy zapytałam:
- Pablo? Zostaniesz ze mną?
- Oczywiście. – wszedł z powrotem do mieszkania. – Zrobię herbatę a ty idź się położyć. Zaraz przyjdę.
Przebrałam się i położyłam się w swoim łóżku. Po chwili przyszedł Pablo w dwoma kubkami gorącej herbaty. Wypiliśmy ją w zupełniej ciszy.
- Idź spać. Ja położę się na dole na kanapie, wyglądała na wygodną. – zaśmiał się, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Nie musisz. To łóżko jest wystarczająco duże żeby pomieścić nasza dwójkę. Jak tu będziesz będę czuła się bezpieczniej. – Nie odpowiedział nic tylko położył się bok mnie. Wtuliłam się w niego i próbowałam zasnąć.
- Dobranoc księżniczko. – pocałował mnie w czubek głowy. Po chwili oboje odpłynęliśmy do krainy Morfeusza.

~*~

          Rano obudził mnie przepiękny zapach. Zeszłam na dół w białej piżamie w kwiatki. Na dole czekała na mnie porcja naleśników, nutella, świeże maliny i gorąca kawa.
- Dzień dobry. Widzę, że już wstałaś. To świetnie. Śniadanie podano. – powiedział rozpromieniony Pablo.
- Rozpieszczasz mnie. Wygląda i pachnie smakowicie. Dziękuję. – dobry humor Pablo udzielił mi się. Dzisiaj rano wstałam z nową energią do życia. Tamtego życia już nie ma i trzeba zacząć wszystko od początku.
Dawno nie jadłam tak dobrego śniadania. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie popijając kawę.
- Dlaczego robisz to wszystko dla mnie? – zapytałam.
- Zależy mi na Tobie. Nie pozwolę żeby ktoś Cię skrzywdził. Uwielbiam patrzeć na Twój uśmiech, radość życia mimo tego wszystkiego, co Ci się przydarzyło. Chciałbym Cię lepiej poznać. Chciałbym być bliżej Ciebie. – mówił kucając przy mnie. – Dlaczego nic nie mówisz?
Spojrzałam w jego czekoladowe oczy i pocałowałam go w usta. – Taka odpowiedź wystarczy?
- Jak najbardziej. – odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy. Delikatnie musnął moje wargi. Były takie słodkie i miękkie. Odwzajemniłam pocałunek. Całował z taką czułością.
- Muszę jechać do pracy. – wyszeptałam między kolejnymi pocałunkami.
- Już? – odpowiedział zmartwiony.
- Niestety. Daj mi 20 minut i będziemy mogli jechać. – powiedziałam, na co Pablo zaczął się przeraźliwie śmiać.
- 20 minut? Ja w takie bajki nie wierzę. Nie musisz się spieszyć. Poczekam. A teraz chcę jeszcze jednego buziaka.
- Wariat. – powiedziałam i złożyłam krótki pocałunek na jego ustach.

~*~

            Późnym popołudniem udaliśmy się wszyscy do wesołego miasteczka. Mała Lia czuła się jak w raju, przyznam że my też bawiliśmy się bardzo dobrze. Cesc z Pablem poszli jeszcze raz przejechać się na jednym z rollercoasterów, a ja zostałam z Daniellą i Lią przy stoisku z przekąskami. Mała zajadała się różowa watą cukrową, a my rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, co chwilę wybuchając śmiechem.
- Cieszę się, że was mam. – powiedziałam.
- My też się cieszymy, a chyba najbardziej Pablo. – powiedziała z szerokim uśmiechem. Na te słowa zakrztusiłam się colą.
- Żyj. – zaśmiała się Dani poklepując mnie po plecach. – Domyśliłam się. Te spojrzenia, uśmiechy. Poza tym, znam już trochę Pabla, widzę, że mu zależy.
- Postanowiliśmy spróbować. Chcę zapomnieć o tamtym życiu. A przy Pablu mam wrażenie, że urodziłam się na nowo.
- To świetnie. Ładnie razem wyglądacie. – powiedziała i przytuliła mnie. – Mam nadzieję, że wracasz po wakacjach do Barcelony?
- Chyba tak. Zostały jeszcze dwa miesiące. Zobaczymy.
- Pamiętaj, że zawsze jesteśmy z Tobą.

~*~

- To co, widzimy się jutro? Wspólne śniadanko u nas? – zaproponował Cesc, gdy zatrzymaliśmy się przed wejściem do hotelu.
- Beze mnie. Mam trochę papierkowej do nadrobienia, ale gdy tylko skończę to do was dołączę. – odpowiedziałam.
- Jak mus to mus. Baw się dobrze. – odparł Cesc, na co pokazałam mu język.
- My już pójdziemy, Lia zaraz uśnie Cescowi na rękach. – powiedziała Dani wskazując głową na swojego męża i córeczkę.
- Dobranoc ciociu – powiedziała mała Lia przecierając oczka.
- Dobranoc księżniczko. –odpowiedziałam, gdy znikali już za rogiem.
- Dasz się jeszcze zaprosić na lampkę wina albo spacer czy wracasz do domu? – zapytał Pablo.
- A obrazisz się jak powiem, że wracam do domu?
- Na ciebie nie da się złościć. – podeszliśmy do mojego samochodu, Pablo chwycił mnie w pasie i skradł krótki pocałunek na moich ustach. –Cały wieczór się powstrzymywałem żeby tego nie zrobić. – oplotłam ręce na jego szyi i szepnęłam mu do ucha:
- Nie musiałeś. Dani i tak się wszystkiego domyśliła. – pocałowałam go w policzek.
- Wiesz ty co? I tak mi nic nie powiedzieć. Nie ładnie. – powiedział i zaczął mnie łaskotać z wielkim uśmiechem na buzi.
- Pablo proszę. – z trudem wydukałam, gdy na chwilę przestał mnie łaskotać.
- A co będę z tego miał? –poruszył znacząco brwiami.
- Wariat. – powiedziałam i pocałowałam go. – Muszę już jechać.
- Niech będzie. Wpadnę jutro do ciebie żebyś się nie zanudziła na śmierć.
- Trzymam za słowo. – powiedziałam, gdy wsiadałam do samochodu.
- Obiecuję. A dostanę jeszcze buziaka na pożegnanie? – zrobił smutną minkę.
- Si. – złożyłam jeszcze krótki pocałunek na jego ustach, wsiadłam do auta i odjechałam.

~*~

       Mimo krótkiego snu byłam wypoczęta, spojrzałam przed okno. Dzisiaj nad Gran Canarią zebrały się chmurki, słońce delikatnie prześwitywało przez obłoki na niebie. Postanowiłam ubrać się w miętowe spodnie, szyfonową cielistą bluzeczkę z ozdobami na kołnierzyku. Na nogi założyłam posrebrzane szpilki. Nałożyłam delikatny makijaż, włosy upięłam w kok. Gdy dojechałam do pracy, Camila siedziała za swoim biurkiem.
- Hej, kawy? – powiedziała z uśmiechem na ustach.
- Jakbym mogła prosić. Bilans z zeszłego miesiąca jest już gotowy?- zapytałam.
- Za chwilę przyniosę.
- Oki. Będę u siebie.
Bilas z poprzedniego miesiąca i reszta dziwnych tabelek pochłonęła mnie całkowicie. Robiłam się już głodna, miałam nadzieję, że Pablo lada moment przyjdzie. Nagle z automatu telefonicznego usłyszałam głos Camili:
- Ktoś do Ciebie.
Nacisnęłam jeden z przycisków i rzuciłam tylko krótkie „Wpuść”. Była odwrócona tyłem do drzwi, ponieważ szukałam czegoś w szafce za biurkiem, gdy usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam…. Marca.
- Kogo moje oczy widzą. – powiedział z wielkim uśmiechem. Ciśnienie mi się podniosło, serce zaczęło mi szybciej bić. Musiałam zachować zimną krew, przecież zaczęłam nowe życie, w którym jego już nie ma.
- Co ty tutaj robisz? – zapytałam.
- Też się cieszę, że cię widzę kochanie.
- Jak mnie znalazłeś?
- Nieźle potrafisz się ukryć. Odnalezienie ciebie nie należało do najprostszych. Ale miałem szczęście. – powiedział z szyderczym uśmiechem. – Gdyby nie te cholerne gazety to nigdy bym się nie dowiedział gdzie jesteś. Chyba powinienem im podziękować. – rzucił już zdenerwowany na biurko wczorajsze wydanie Mundo Deportivo i Sportu. Na strona głównych wielkie zdjęcie moje i Fabregasów podczas wczorajszej lekcji surfingu. ‘Przeklęte gazety’ pomyślałam.- Zauważyłem kochanie, że bardzo dobrze się beze mnie bawisz. Cesc Fabregas? Potrafisz się ustawić.
- Wyjdź! – krzyknęłam.
- Oj słońce, co tak ostro? – powiedział i usiadł w jednym z foteli. – Jak to tutaj napisali „Cesc Fabregas z rodziną i piękną znajomą bardzo dobrze bawi się na Gran Canarii.” albo tutaj „Wśród nich jest również kuzyn Cesca, były piłkarz młodzieżowych drużyn FC Barcelony, Pablo Fabregas.” Już sobie kochasia znalazłaś? Nieładnie.
- Wynoś się! Zostaw mnie w spokoju!
- Cichutko. Zaraz sobie pójdę. Tylko powiem Ci jeszcze jedną rzecz. Zawsze będę blisko Ciebie. Nie odpuszczę. Byłaś, jesteś i zawsze będziesz tylko moja. Zapamiętaj to sobie.
- Daj mi spokój. Nie rozumiesz, że nas już nie ma? I już nigdy nie będzie? Wyjdziesz sam czy mam wezwać ochronę? – powiedziałam stojąc przy drzwiach. Próbowałam być spokojna, ale już nie miałam siły.
- Jesteś tego pewna kochanie? – chwycił mnie za nadgarstki i przycisnął do ściany. – Zapamiętaj sobie. Jeżeli nie będziesz moja to nie oddam Cię nikomu. Do zobaczenia kochanie. – pocałował mnie i wyszedł. Nie wytrzymałam, łzy popłynęły mi po policzkach. Nie miałam już sił. Zsunęłam się przy ścianie i schowałam twarz w dłoniach. Pojawił się, wszystko runęło. Bałam się, cholernie się bałam. O siebie, o Pabla, o Cesca i Danielle i małą Lię. Dlaczego? Dlaczego to wszystko jest takie trudne?


-------------
Przepraszam. Możecie mnie zabić. Wiem, że mnie tu długo nie było, ale po prostu nie miałam motywacji, czasu i chęci. Na szczęście na waszych blogach jestem w miarę na 
bieżąco.  Ten rozdział został stworzony w szkole na jakże ciekawych lekcjach. :D I dzięki kilku osobom które od dłuższego czasu domagały się nowego rozdziału. Mam nadzieje, że teraz wracam już na dobre. Niedługo wolne, myślę że stworze kolejny rozdział. Feliz Navidad!

Buziaczki Ines ;**




niedziela, 22 września 2013

Kuzyn i zielone smoki.

Wczoraj obudziłam się ścierpnięta pod toną papierów. Dzień minął mi szybko. Cały mój czas pochłonęło dopinanie na ostatni guzik kontraktu z francuzami. Cesc z rodziną pojechał wczoraj do parku rozrywki, dzwonił kilka razy dowiedzieć się czy aby na pewno dokumenty mnie nie zjadły. Dzisiaj miałam już więcej wolnego czasu, kontrakt z francuzami jest gotowy. Mogłam spokojnie spotkać się z rodzinka Fabregasów. Słońce świeciło dziś bardzo mocno, niebo było nieskazitelnie niebieskie. Założyłam na siebie błękitne rybaczki, pastelowo różową koszulkę i sandałki na wysokim obcasie. Udałam się do domku Cesca i jego rodziny. Dochodziła 10.00, kończyli właśnie śniadanie.
- Cześć moja ukochana rodzinko – powiedziałam wchodząc na taras.
- Ciocia! – krzyknęła podbiegając do mnie Lia – Co dzisiaj robimy?
- Pomyślałam, że możemy wybrać się na sąsiednią wyspę do „Raju papug”.
- Tak, tak! Lubię ptaszki.  – odpowiedziała słodko Lia.
- Ines, możemy poczekać z godzinkę? Za chwilę powinien tu być mój kuzyn, Pablo. Może będzie chciał pojechać z nami.
- No jasne, nie ma problemu.
- Chcesz może kawy? – zapytała Daniella.
- Chętnie. – odpowiedziałam.
Po kwadransie rozdzwonił się telefon Cesca. ‘Cześć stary, domek 2032 przy plaży, powinieneś trafić’, a po 5 minutach w drzwiach pojawił się Pablo. Mężczyzna był w naszym wieku, bardzo przystojny. Miał ciemne włosy, lekki zarost, a oczy zasłonięte miał okularami przeciwsłonecznymi. Jeansowa koszula i beżowe spodenki idealnie podkreślały jego umięśnione ciało.
- Przybyłem i też bardzo się cieszę, że was widzę. Miło znowu widzieć przepiękną żonę mojego słynnego kuzyna i moją ukochaną małą księżniczkę. I Panią, której jeszcze nie znam, ale już się w niej zakochałem – powiedział wskazując na mnie.
- Już się tak nie podlizuj. To jest właśnie mój kuzyn Pablo… - zaczął Cesc, ale przerwał mu Pablo.
- Pablo Fabregas, bardzo mi miło poznać. – powiedział całując moją dłoń.
- Ines Pereira. Mi również bardzo miło. – czułam, że się rumienię.
- A to, czyli dzięki tobie mam teraz gdzie spać i mam taki piękny widok z okna w pokoju. Może w ramach wdzięczności dasz się zaprosić na drinka?
- W sumie, czemu nie.
- Wy jak chcecie możecie iść z nami. Lię zostawimy pod czyjąś opieką, a sami się troszkę zabawimy. – zaproponował Pablo zwracając się do kuzyna i jego żony.
- Dziękujemy Pab, ale mamy już inne plany na ten wieczór. – odpowiedziała Dani.
- Tylko uważajcie żeby się Lia rodzeństwa nie dorobiła. – powiedział roześmiany Pablo, po chwili Cesc spiorunował go wzrokiem.
- To co, możemy jechać? – zapytałam przyjaciół.
- No pewnie, wezmę tylko torbę i możemy ruszać – odpowiedział dzisiaj Dani, która postawiła na wygodę, jeśli chodzi o dzisiejszy ubiór; zielony topik i krótkie, jeansowe spodenki. Jednak nie mogło się obyć bez wysokich obcasów, dzisiaj założyła sandałki na koturnie.
Udaliśmy się pieszo do portu, który znajdował się mniej więcej 15 minut drogi od hotelu. Czekał tam na nas sporej wielkości jacht. Rejs minął szybko, wyspa oddalona była niecałą godzinę drogi z Gran Canarii. Na miejscu mała Lia była zachwycona tysiącami kolorowych papużek latających nad jej głową. Wszyscy świetnie się bawiliśmy. Pod koniec naszej wycieczki po ‘Raju papug’ usiedliśmy w przesłodkiej kafejce. Panowie z Lią poszli po kawę, a ja z Dani zajęłyśmy miejsce przy jednym ze stolików.
- Zauważyłam, że Cesc i Pablo bardzo dobrze się dogadują.
- Oj tak, są jak bracia. Kiedyś byli nierozłączni, razem się wychowywali, grali w piłkę. Niestety później Pab musiał zakończyć swoją przygodę z piłką, Cesc wyjechał do Londynu. Pablo bardzo to wszystko przeżył, na początku nie mógł się z tym wszystkim pogodzić, na szczęście później zrozumiał. I znowu był tym samym, Fabregasem co wcześniej. – opowiedziała Daniella.
- O czym tak plotkujecie? – zapytał się Cesc, odkładając tacę z filiżankami na blat stołu.
- Obstawiam, że albo gadały o butach albo o nas. Zawsze się zastanawiałem jak one wytrzymują w takich butach – powiedział Pablo wskazując na moje szpilki i koturny Dani.
- Te buty są bardzo wygodne. A rozmawiałyśmy o was. – odpowiedziałam.
- Mam nadzieję, że sama dobre rzeczy. – odpowiedział Cesc.
- Oczywiście kochanie. – odpowiedziała Dani, biorąc Lię na kolana.
- Wujku, a długo z nami zostaniesz? – zapytała się mała księżniczka.
- Tak, nigdzie się nie wybieram.  Zostanę z wami jak najdłużej się da. – odparł Pab.
- To dobrze, bo się za Tobą bardzo stęskniłam. – powiedziała Lia.
Zbliżała się 17, nasz jacht odbił od brzegu w kierunku Gran Canarii. Siedziałam na sofie, na dziobie statku, gdy nagle przyszedł do mnie Pablo.
- Mogę się dosiąść?
- No pewnie.
- Nad czym tak myślisz? – powiedział.
- Nad tym, jak to będzie, gdy wrócę do domu, do Barcelony…
- Czyli nie jesteś stąd. To, co tu robisz?
- Powiedzmy, że pewien człowiek zmusił mnie do wyjazdu.- ‘Proszę nie drąż tego tematu, nie teraz’ pomyślałam.
- Widzę, że to nie jest Twój ulubiony temat. Jeśli nie chcesz mówić to zrozumiem.
- Dziękuję. Zaproszenie na drinka jest nadal aktualne? – zapytałam, szybko zmieniając temat naszej rozmowy.
- Tak. – odpowiedział z zalotnym uśmiechem. – O 20 przed hotelem?
- Okej, będę gotowa.
Wróciłam z rodzinka Fabregasów do hotelu, po drodze umówiłam się z Cesciem i Dani, że jutro o 11 do nich przyjdę i pojedziemy do szkółki surfingowej. Wzięłam kluczki od samochodu i pojechałam do mieszkania. Dopiero w domu zauważyłam, że mam 30 nieodebranych połączeń od Carlosa męża Marty. Strasznie się przestraszyłam, miałam nadzieję, że z Martą i dzieckiem wszystko w porządku. Szybko wybrałam numer Carlosa, ale nikt nie podnosił słuchawki. Zadzwoniłam do Marty, po chwili usłyszałam jej głos.
- Musisz szybko do nas wracać, mały bardzo chce poznać swoją ciocię. – zaczęła.
- Martuś, o czym ty mówisz?
- Zostałaś ciocią, zaraz ci wyślę zdęcie Twojego chrześniaka.
- Naprawdę? To wspaniale, zostałam ciocią. – zaczęłam cieszyć się jak głupia. – Jak mój chrześniak ma na imię?
- Johann Rudolf Fritz Gomez Schneider, tak ma wpisane w metryczkę. Dostał 10 punktów, ma 54 centymetry i waży 3,2 kilo. A oczy ma po swoim ojca, czarne jak smoła.
- Johann, ślicznie. Ty wypoczywaj, a ja idę oblać narodziny swojego chrześniaka. Buziaczki dla świeżo upieczonej mamusi i tatusia.
Uradowana wzięłam szybki prysznic, założyłam koralową sukienkę do kolan wiązaną w pasie i brązowe sandałki na obcasie. 5 minut przed czasem byłam już przed hotelem. Hiszpanie kochaj się spóźniać, jak się umawiają na 20 to przychodzą na 20.30 i nikt się tym nie przejmuje. Mimo że jestem Hiszpanką z krwi i kości nienawidzę tego. Zawsze przychodzę wcześniej i czekam jak głupia, na szczęście nie tym razem. Równo o 20 przed głównym wejściem pojawił się Pablo. Biało-cytrynowa koszulka, jeansy do kolan i białe Conversy, tak prezentował się tego wieczora Pab.
- Hej, ślicznie wyglądasz. – przywitał mnie buziakiem w policzek.
- Hej, dziękuję. Idziemy?
- Jasne, słyszałem o fajnym klubie na plaży, może tam pójdziemy?
- Jestem za.
Do klubu na plaży było niedaleko, przez całą drogę gadaliśmy i śmialiśmy się. Bardzo dobrze czułam się w jego towarzystwie. Gdy dotarliśmy na miejsce usiedliśmy na pufach przy jednym stoliku na piasku.
- Czego się napijesz? – zapytał się Pablo
- Mojito na początek poproszę. Dzisiaj mamy co oblewać, chrześniak mi się urodził.
- Gratuluję, to już idę po drinki.

                                                      ~*~

Obudziłam się z potwornym bólem głowy, w obcym mi łóżku, niewiadomo gdzie.
- Dzień dobry, dobrze się spało? – usłyszałam po chwili głos Pabla.
- Dzień dobry – odpowiedziałam z trudem podnosząc się z łóżka.
- Wiedziałem, że będą ci potrzebne. Proszę, tabletki na kaca i szklanka wody. Zjesz ze mną śniadanie?
- Z chęcią. – odpowiedziałam i łyknęłam tabletki.
- To zapraszam na taras, wszystko gotowe.
Usiedliśmy do stołu, próbowałam sobie przypomnieć wczorajszy wieczór i noc, ale w głowie miałam totalną pustkę.
- Pablo, tak w ogóle to, co ja tutaj robię? – miałam nadzieję, że zaraz moja luka w pamięci zostanie uzupełniona.
- Nic nie pamiętasz? – powiedział Pab próbując powstrzymać się od śmiechu.
- No wiem, że byliśmy w klubie i pamiętam jak piłam drugiego drinka…. A później pusto, nie wiem, co było dalej.
- Na dwóch drinkach się nie skończyło. Jak piłaś czwartego to zaczęłaś mówić, że widzisz latające, zielone smoki, które chcę się z nami pobawić. Wtedy uznałem, że najwyższy czas zabrać cię do domu, a nie wiedziałem gdzie mieszkasz, to przyprowadziłem cię tutaj. Uwierz to nie było takie proste. Jak niosłem cię po plaży to zaczęłaś śpiewać jakąś piosenkę. W sumie nie wiem, co to było, jakaś mieszanka wszystkiego, co się da.
- Jaki wstyd. Już więcej nie piję. Przepraszam.
- Nie przepraszaj, bo to nawet słodkie było. – posłał mi ten uroczy uśmiech.
- Która jest w ogóle godzina?
- 10.50 – odpowiedział Pablo patrząc na zegarek.
- Przecież ja za 10 minut jestem umówiona z Daniellą i Cesciem.
- Spokojnie, dzwoniłem do Cesca. Jak usłyszał historię o smokach to postanowił przełożyć wasze spotkanie na popołudnie jak już będziesz w stanie cokolwiek robić.
- Dziękuję, kochany jesteś. – podeszłam do niego i pocałowałam w policzek.


-----------------------

Wróciłam, długo mnie tu nie było. Najpierw obóz, później powrót do szkoły. Czasu mam niewiele. Szkoła, znajomi, nauka. Masakra… Nawet nie wiem, kiedy minął ten miesiąc. Mam nadzieję, że mimo tak długiej nieobecności nadal będziecie czytać moje wypociny. Obiecuję, że jak tylko znajdę czas to ponarabiam zaległości na waszych blogach.
Buziaczki Ines. ;*



niedziela, 18 sierpnia 2013

Dzień pierwszy. Las Alcaravaneres y Las Palmas de Gran Canaria.

Z samego rana zaczęłam zajmować się przyjazdem kuzyna Cesc do hotelu. Zarezerwowałam mu apartament w głównym budynku, z widokiem na ocean. Po szybkim śniadanku udałam się pod domek Fabregasów. Zapukałam do drzwi, które po chwili otworzyła mi Daniella.
- O już jesteś. Wchodź, Cesc właśnie próbuje się zebrać w sobie. – zaczęła się śmiać.
Weszłam do środka, z łazienki usłyszałam krótkie ‘Cześć’. Mała Lia siedziała na łóżku i bawiła się pluszakami. Gdy mnie zobaczyła, zeskoczyła z dużego łóżka i przybiegła do mnie.
- Ciocia! – krzyknęła przytulając się do moich nóg.
- Cześć królewno. Wyspałaś się?
- Tak. Ale tata strasznie chrapał. – powiedziała z poważną mina. Na co z Daniellą zareagowałyśmy śmiechem.
- Z czego się tak śmiejecie? – zapytał zdezorientowany Cesc, który właśnie wyszedł z łazienki.
- Z ciebie kochanie. – powiedziała Dani przytulając się do męża. -To dzisiaj robimy?
- Na parkingu czeka na was samochód. Tu są kluczyki.  – podałam im kluczyki do białego Audi Q5 – Pomyślałam, że dzisiaj nie będzie wam się chciało gdzieś daleko jeździć, bo wczoraj dopiero przyjechaliście. W GPSie macie wyznaczoną trasę na plażę Las Alcaravaneres. Nie będzie tam aż tyle ludzi, co tutaj. Wieczorem możecie pojechać do Las Palmas de Gran Canaria, znam tam świetną restaurację. Znajduję się w porcie, koło głównego pomostu, ma duży szyld z napisem ‘Mariposas’, więc na pewno jej nie przegapicie.  Po kolacji możecie przejść się promenadą, pooglądać ruiny. Ogólnie miasto warte zobaczenia. Ale uprzedzam, jest to największe miasto na wyspie, więc nie gwarantuję, że nie zostaniecie rozpoznani.
- Już się do tego przyzwyczailiśmy. Czasami już nie zwracam uwagi na paparazzi, w końcu to ich praca. Zostając piłkarzem wiedziałem, na co się decyduję.
- Masz rację. Dobra, ja was zostawiam. Życzę miłego dnia, jakby co to dzwońcie. – uśmiechnęłam się i skierowałam do wyjścia.
- Nie jedziesz z nami? – Cesc i Dani zapytali równocześnie.
- Nie. Moim zadaniem jest tylko zorganizowanie wszystkiego.
- Ale jak to? Myślałam, że będziemy te dni spędzać razem? – powiedziała smutno Daniella.
- Nie ma opcji, jedziesz z nami. I nie chcę słyszeć słowa odmowy. – zaprotestował Cesc.
- Ale Cesc… To nie należy do moich obowiązków. Zresztą jak to sobie wyobrażasz? Mam w tym stroju jechać na plażę? – wskazałam za elegancką białą sukienkę do kolan, ze złotym paskiem w talii.
- Yyyy. No to się przebierz.
- Myślisz, że zabieram ze sobą do pracy walizkę z ciuchami?
- Tak właśnie myślałem. No to pojedziemy do ciebie, przebierzesz się i pojedziemy na plaże. – powiedział dumny ze swojego pomysłu Cesc.
- Za 30 minut na parkingu? – zaproponowała Dani.
- Pff. Niech będzie.
Nagle na ich twarzach zagościły przepiękne uśmiechy. ‘No i jak takim odmówić? Tylko żeby mnie nie wywalili.’ Pomyślałam. Po chwili wyszłam z ich domku i udałam się do gabinetu. Wszystkie dokumenty, które miałam dzisiaj wypełnić będę musiała wziąć do domu.
- Camila, nie widziałaś może umowy z Yoną Carreac? Nie mogę jej znaleźć.
- Tutaj jest. – podała mi białą teczkę.
- Oh dzięki. Nienawidzę robić czegoś w pośpiechu.
- Gdzie się tak spieszysz? Przecież byłaś już u Fabregasa.
- Namówili mnie żebym z nimi pojechała dzisiaj na plaże.  Dlatego wszystkie papiery muszę zabrać do domu, zapowiada się uroczy wieczór z toną dokumentów. – powiedziałam zrezygnowana.
- Czy mi się tyko wydaje, czy ty właśnie marudzisz, że jedziesz z CESCIEM FABREGASEM na plażę? – musiała to podkreślić.
- Nie wydaje ci się.
- Z kim ja się przyjaźnię? – zapytała się patrząc w sufit. – Ile razy mówiłaś, że chciałabyś przeżyć jeden dzień z piłkarzem Barcelony? Teraz masz okazje i jeszcze narzekasz? - Westchnęłam. – Gdzie jedziecie?
- Do Las Alcaraveras i Las Palmas de garn Canaria.
- Świetnie. Masz już wszystko?
- Chyba tak.
- No to zapraszam do wyjścia. – uśmiechnęła się i otworzyła drzwi. – Do zobaczenia jutro i baw się dobrze.
Nic nie odpowiedziałam tylko spojrzałam na nią wzrokiem mordercy.
- Ja też cię kocham. – podeszła i pocałowała mnie w policzek.
Gdy wyszłam z hotelu czekali już na mnie moi dzisiejsi towarzysze. Dani miała na sobie śliczną czerwono różowo białą sukienkę w wzorki na cieniutkich naramkach. Cesc założył granatowe spodenki w małe kwiaty, biały t-shirt z nadrukiem i czapkę z daszkiem. Lia cudownie wyglądała w czerwonej sukience. Obładowana podeszłam do nich.
- Zamierzasz to wszystko wziąć ze sobą na plaże? – zapytał Cesc wskazując na torbę z laptopem, segregator i trzy teczki.
- No pewnie. – odpowiedziałam sarkastycznie. – Muszę to zabrać do domu.
- Całe szczęście. Już myślałem.
- Oj Cesc. Ja pojadę swoim samochodem, a wy swoim.
- Okey. Daleko mieszkasz?
- Za jakieś 15 minut będziemy. Tylko jeźdź na z mną, bo się zgubisz.
- Tak jest. – odpowiedział.
Zapakowałam wszystko do bagażnika i wsiadłam do swojego Mini Coopera. Wcisnęłam gaz i ruszyłam. Cesc kilka razy próbował mnie wyprzedzić, ale nie dałam mu szansy. Nigdy nie jeździłam wolno, kilka mandatów już dostałam, ale tak to już jest w Hiszpanii. Każdy jeździ po swojemu nie patrzą na znaki. Po 15 minutach byliśmy pod apartamentowcem.
- Kto ci dał prawo jazdy? Widziałaś, że tam był ograniczenie do 80km/h? – zapytał Cesc.
- Widziałam. Ale tu nigdy nie stoi policja. – odpowiedziałam.
- Ona chciała nas zabić, mówię ci. – zwrócił się do Danielli.
- No rozszyfrowałeś mnie. – uśmiechnęłam się – Nie wmówisz mi, że nigdy nie jeździsz tak szybko.
- Oczywiście, że jeździ. Ale kiedyś postawiłam mu warunek. Albo zwolni jak jeździ ze mną i Lią albo nigdy nie wsiądę już z nim do samochodu. Od tamtego czasu jeździ zgodnie z zasadami i nie dostał żadnego mandatu. No chyba, że ja o czymś nie wiem? – powiedziała przez śmiech Dani zwracając się do męża.
- Yyy no ten. Oczywiście, że nie dostałem. Ja? No przecież obiecałem. – próbował się jakoś wytłumaczyć, na co zareagowałam niekontrolowanym śmiechem.
- I tak wiem, że dostałeś. Gerard się wygadał. – powiedziała Dani.
- No to było tylko raz, spieszyłem się na trening. Wybaczysz mi? – spojrzał na swoją żonę miną zbitego psiaka.
- Wiesz, że nie potrafię się na ciebie długo gniewać. 
‘Jak oni się kochają.’ Pomyślałam.
- Dobra chodźcie już, bo nie dojedziemy na tą plaże.  - Ruszyli za mną, po chwili już odklęczałam mieszkanie. Położyłam wszystkie papiery na stoliku.
- Wow. Niezłe to mieszkanie. – powiedział Cesc rozsiadając się na kanapie.
- Też mi się podoba, ale ja nie przykładałam do niego ręki. Mieszkanie jest służbowe, ja tu tylko mieszkam.
- Idę się przebrać, za chwilę wracam. Czujcie się jak u siebie.
Wbiegłam po schodach na górę i znikłam za drzwiami garderoby. Szybko wybrałam pomarańczową sukienkę z koronki i różowe bikini.  Wzięłam szybki odświeżający prysznic. Założyłam uszykowany komplet, do torby plażowej zapakowałam ręcznik, ipoda, krem do opalania i okulary przeciwsłoneczne. Chwilę później zeszłam na dół. Lia siedziała na dywanie i bawiła się moim pluszowym misiem, Śniegusiem. Dostałam go na 10 urodziny od mojej zmarłej już prababci Valerii. Nigdzie nie widziałam Cesca, ale po chwili zorientowałam się gdzie jest.
- Czym ty się żywisz? Nie masz nic w lodówce oprócz jogurtu i soku. – usłyszałam głos Cesca z kuchni.
- Właśnie tym. Zazwyczaj nie mam czasu zjeść przed wyjściem do pracy, więc jadam w hotelu.
- No chyba, że. Myślałem, że się głodzisz.  – posłałam mu uśmiech i wróciliśmy do salonu. Usiadłam koło Danielli. Po chwili podeszła do nas Lia.
- Mamusiu, możemy zabrać misia ze sobą? – zapytała ze słodką minką Lia.
- Nie kochanie. Ten misiu należy do cioci, byłoby jej przykro jakbyś go wzięła. – odpowiedziała spokojnie Daniella, a mała Lia momentalnie posmutniała. – Ale w samochodzie czeka na ciebie twoja żabka i na pewno bardzo za Toba tęskni.
- Naprawdę? – zapytała mała z nadzieją w głosie.
- Tak. Żabka bardzo cię kocha. – Dani ucałowała córeczkę w główkę.
- Kto to jest? – zapytał nagle Cesc trzymający w ręce ramkę ze zdjęciem. Podeszłam do niego żeby mu wyjaśnić.
- To jest moja przyjaciółka Marta.
- Nie jest Hiszpanką?
- Nie, nie jest. Pochodzi z Niemiec.
- Jak na Niemkę jest wyjątkowo ładna. – nie wiem, dlaczego ale zaczęłam się śmiać.
- A to twój chłopak? – sięgnął po kolejną ramkę. Zdjęcie z Camp Nou z zeszłego sezonu z meczu z Malaga.
- Nie, nie ma chłopaka. To jest mąż Marty, Carlos.
- Sorry, mała pomyłka. Nie wiedziałem, że kibicujesz Barcelonie?
- Widzisz, jeszcze dużo o mnie nie wiesz. – poklepałam go po ramieniu – Kibicuję od zawsze.
- To co możemy iść? – wtrąciła się Daniella. – A tak w ogóle to ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję. Ja jestem gotowa. Możemy iść.
Cesc wziął małą na ręce i wyszliśmy. Droga nie trwała długo. Oczywiście Cesc trzymał się przepisów, za co został otrąbiony przez innych kierowców. Po około 40 minutach dojechaliśmy. Tak jak się spodziewałam. Na plaży nie było dużo ludzi, oddalona ona była centrum, więc rzadko, kto o niej wiedział. Wynajęliśmy cztery leżaki. Rozłożyłam swój ręcznik koło Danielli. Mała bawiła się w piasku, więc miałyśmy chwilę żeby pogadać. Cesc nie wytrzymał tematu butów i zaproponował, że pójdzie po coś do picia. Wrócił po 10 minutach z trzema kolorowymi drinkami i soczkiem dla małej.
- Cesc, jak chcesz później wrócić do domu? Taksówką? – zapytała Daniella.
- Kochanie, zamówiłem bezalkoholowe. – odpowiedział Cesc i podał nam napoje - Od razu robicie aferę o nic. Kobiety. – powiedział sam do siebie.
- To co idziemy do wody? Taki ładny ma kolor, aż prosi żeby do niej wejść.
- Ja tu zostaje, zbyt wygodne są te leżaki. – powiedziała Dani, poprawiając swój ręcznik.
- Ja idę tatusiu. – odezwała się pierwszy raz od dłuższego razu Lia.
- Ines idziesz? – krzyknął Fabregas wchodząc do oceanu.
- Ciociu proszę chodź. – krzyknęła mała księżniczka.
- I jak takiej odmówić? – zapytałam się Dani.
- Nie da się. – odpowiedział mi z uśmiechem i wróciła do czytania gazety.
- Już idę. – odkrzyknęłam. Wstałam z leżaka i udałam się w kierunku wody. Była naprawdę przyjemna, idealna na upał, jaki panował teraz na wyspach.  Wchodziłam coraz głębiej żeby dotrzeć do Cesca i małej. Gdy się zatrzymałam wody miałam po pas. Usłyszałam tylko ciche „Na trzy. Raz, dwa, trzy!” I już po chwili była cała mokra. Zostałam bezdusznie ochlapana.  ‘Chcecie wojny to będziecie ją mieli’ pomyślałam.  No i zaczęła się wielka wojna na chlapanie wodą.  Po chwili dołączyła do nas Daniella, która stwierdziła, że zrobiło jej się za gorąco. Na ochłodę została przez nas ochlapana.
- To co córeczko, podtopimy troszkę ciocię? – zapytał uradowany Cesc.
- Nie proszę.  – odpowiedziałam.
- Przykro mi, takie życie. –  Cesc uśmiechnął się i zaczął się do mnie zbliżać.
- O nie, nie, nie. Najpierw musisz mnie złapać. – zaczęłam płynąc przed siebie tak szybko jak tylko mogłam.  Widziałam, że chłopak płynie za mną.
- Dobra mam dość. Gdzie ty się nauczyłaś tak szybko pływać? – krzyknął zdyszany Cesc.
- Oj kondycja nie ta. Biedactwo.  – zaczęłyśmy się z Dani śmiać. – Rozmawiasz z mistrzynią Barcelony i wicemistrzynią Katalonii w pływaniu z 2003 roku. – powiedziałam dumnie.
- O, bardzo mi miło. Musiałaś być dobra.
- Byłam.  – tak, ta moja skromność.
Po jakimś czasie siedzieliśmy już na leżakach i opowiadaliśmy śmieszne historie. Budowałam zamki z piasku, gdy nagle Daniella powiedziała:
- Ines zapomniałam ci powiedzieć. Jak byliście w wodzie ktoś próbował się do ciebie dodzwonić chyba z pięć razy.
Przeprosiłam małą i podeszłam do torebki. Wyjęłam z niej mojego iphona. Zobaczyłam pięć nieodebranych połączeń od Marca.  Uśmiech zszedł mi z twarzy. Wciągu ostatniego tygodnia nie dzwonił nie pisał. Miałam nadzieję, że dał sobie spokój. Była jedna nagrana wiadomość. Odsłuchałam ją: „Kochanie czy jest po co się ukrywać? I tak cię znajdę, prędzej czy później cię znajdę. Przede mną nie uciekniesz. A teraz baw się dobrze. Do zobaczenia skarbie. Kocham cię.” Mówił z tą wyższością w głosie. Szybko schowałam telefon z powrotem do torebki.
- Ines wszystko w porządku? – zapytała troskliwie Daniella.
- Tak. – skłamałam.
- Cała zbladłaś? Na pewno dobrze się czujesz? – teraz zapytał Cesc.
 - Tak. Idę się przejść. – wstałam, musiałam zostać na chwile sama. Czułam, że się zaraz rozpłaczę, ręce całe mi się trzęsły.
Szłam przed siebie, nie słyszałam, co się koło mnie dzieje. ‘Czy ten koszmar się nigdy nie skończy? Czy już nigdy nie odetnę się od tamtego życia, od Marca?’ Usiadłam na piasku i zaczęłam płakać. ‘Wiedziałam, że nic nie jest w porządku’ usłyszałam po chwili głos Danielli.  
- Powiedz, co się stało. – nic nie odpowiedziałam – Wiem, że to może głupio zabrzmi, bo znamy się dopiero dwa dni, ale możesz mi zaufać.  Możesz powiedzieć mi, co się stało.
- Wiem. Ale nie mogę. Nie chodzi o to, że wam nie ufam, po prostu nie ma siły o tym rozmawiać. Powiem wam, o co chodzi, ale jeszcze nie teraz.
- Dobrze. Powiesz jak będziesz gotowa. – przytuliła mnie.
- Dziękuję. -  przytuliłam się do niej. Usiadłyśmy na skałkach przy brzegu. Posiedziałyśmy w ciszy, byłam jej wdzięczna, że nic nie mówi, że nie pyta, nie drąży tematu.
- Chodź wracamy do nich, pewnie się martwią, że tyle nas nie mas. – powiedziała po jakimś czasie.
Wróciłyśmy do Cesca i Lii, oboje budowali zamki z piasku. Usiadłyśmy koło nich. Dostałam od Lii za zadanie wybudowanie mostu prowadzącego do zamku. Bawiliśmy się wspaniale, kto by pomyślał, że budowa zamku z piasku sprawi tyle radości. Przypomniało mi się, że rano załatwiłam sprawę noclegu kuzyna Fabregasa w hotelu.
- Cesc, zarezerwowałam twojemu kuzynowi apartament w głównym budynku z widokiem na ocean. Na lotnisko zostanie wysłany samochód po niego. Mam nadzieję, że będzie mu się u nas podobało.
- Na pewno. Niech się w ogóle cieszy, że nie musi spać u nas na podłodze. Jesteś kochana, że tak szybko to załatwiłaś. Dziękuję.
- Nie ma za co.
- Mamusiu, głodna jestem. – powiedziała Lia.
- To co jedziemy? Zbliża się już osiemnasta. Jakaś smaczna kolacyjka?– powiedział Cesc.
- Z miłą chęcią. – odpowiedziałyśmy z Daniellą.
Zabraliśmy swoje rzeczy i skierowaliśmy się do samochodu. Przez całą drogę do auta kłóciłam się z Cesciem o to, kto ma prowadzić. Nasz spór przerwała Dani, która uznała, że teraz ona kieruje.
- No to teraz zginiemy marnie. –skomentował decyzję swojej żony Cesc.
- Teraz to sobie nagrabiłeś. Śpisz dzisiaj na kanapie. – pogroziła mu Dani.
- Kochanie tu nie ma kanapy. – podszedł do niej i przytulił.
- No to… Dobra nieważne. Wsiadajcie.
Dotarliśmy, żyjemy. Dani wcale nie prowadzi tak źle. Myślałam, że będzie gorzej. W racji tego, że wszyscy byliśmy głodni udaliśmy się do restauracji ‘Mariposas’. Znajdowała ona się w porcie, stoliki poustawiane były w ogródku. Teren restauracji ogrodzony był białym płotkiem z donicami, w których rosły zioła prowansalskie i lawenda. Białe stoliki były specjalnie postarzałe, nadawały ten wnętrzu charakteru. Poduszki na krzesłach były kolorowe, a z daszku zwisały plastikowe, różnobarwne motyle. Z głośników cicho leciały stare, hiszpańskie piosenki. Uwielbiałam tą restauracje, mieli tu przepyszne jedzenie i jeszcze ten klimat. Po całym dniu plażowania byliśmy strasznie głodni, Cesc zamówił sobie ‘Stek Surf&Turf’, Daniella  ‘Krewetki po Tajsku’, dla małej Lii zamówiliśmy frytki i rybę, a dla mnie ‘Crostini z mozzarellą i grillowanym koprem włoskim’. Wszystko było przepyszne.
-Mmm pycha. To co jutro robimy? – zaczął Cesc.
- Robicie, ja jutro wracam do pracy. – odpowiedziałam.
- Ale jak to? Nasze towarzystwo jest aż takie złe? – zapytała Daniella.
- Dani nie o to chodzi. Jesteście wspaniali. Spędzanie czasu z wami to czysta przyjemność, ale mam dużo pracy. Te wszystkie dokumenty, co przywiozłam dzisiaj do domu na jutro muszą być wypełnione. Lada dzień podpisujemy kontrakt z francuzami, za który jestem odpowiedzialna. Nie mogę tego tak po prostu rzucić. Ja jestem w pracy, niestety nie mam wakacji tak jak wy.
- Szkoda, naprawdę.. – wypowiedź Danielli przerwał dźwięk mojego dzwoniącego telefonu.
- Przepraszam muszę to odebrać. – wstałam od stołu i wyszłam przed restaurację żeby porozmawiać. Po kilku minutach wróciłam do stolika. – Przepraszam, Francuzi dzwonili. Jedyne, co wam mogę obiecać to, że jak podpiszemy wreszcie ten kontrakt to będę miała tyle czasu, że będę mogła spędzać go z wami.
- Trzymamy cię za słowo. – powiedzieli równo.
Przez resztę wieczoru śmiechu było co nie miara. Gdy zrobiło się już późno poprosiłam Cesca żeby mnie odwiózł. Pod apartamentowcem, w którym mieszkałam pożegnałam się z nimi i ruszyłam do mieszkania. Przebrałam się w dres, usiadłam z kubkiem gorącej herbaty. Byłam strasznie zmęczona, a przede mną jeszcze tyle pracy. To będzie długa noc….


 ------------------------

Udało się. W końcu go skończyłam. Mam nadzieję, że nie jest aż taki zły? :D
To jest już ostatni rozdział dodany w te wakacje. Następny nie pojawi się szybciej niż na początku września, ponieważ dokładnie za 12 godzin wyjeżdżam na wyczekiwany obóz. Życzę wam udanego końca wakacji, bawcie się dobrze.
Buziaki Ines. ;*