niedziela, 18 sierpnia 2013

Dzień pierwszy. Las Alcaravaneres y Las Palmas de Gran Canaria.

Z samego rana zaczęłam zajmować się przyjazdem kuzyna Cesc do hotelu. Zarezerwowałam mu apartament w głównym budynku, z widokiem na ocean. Po szybkim śniadanku udałam się pod domek Fabregasów. Zapukałam do drzwi, które po chwili otworzyła mi Daniella.
- O już jesteś. Wchodź, Cesc właśnie próbuje się zebrać w sobie. – zaczęła się śmiać.
Weszłam do środka, z łazienki usłyszałam krótkie ‘Cześć’. Mała Lia siedziała na łóżku i bawiła się pluszakami. Gdy mnie zobaczyła, zeskoczyła z dużego łóżka i przybiegła do mnie.
- Ciocia! – krzyknęła przytulając się do moich nóg.
- Cześć królewno. Wyspałaś się?
- Tak. Ale tata strasznie chrapał. – powiedziała z poważną mina. Na co z Daniellą zareagowałyśmy śmiechem.
- Z czego się tak śmiejecie? – zapytał zdezorientowany Cesc, który właśnie wyszedł z łazienki.
- Z ciebie kochanie. – powiedziała Dani przytulając się do męża. -To dzisiaj robimy?
- Na parkingu czeka na was samochód. Tu są kluczyki.  – podałam im kluczyki do białego Audi Q5 – Pomyślałam, że dzisiaj nie będzie wam się chciało gdzieś daleko jeździć, bo wczoraj dopiero przyjechaliście. W GPSie macie wyznaczoną trasę na plażę Las Alcaravaneres. Nie będzie tam aż tyle ludzi, co tutaj. Wieczorem możecie pojechać do Las Palmas de Gran Canaria, znam tam świetną restaurację. Znajduję się w porcie, koło głównego pomostu, ma duży szyld z napisem ‘Mariposas’, więc na pewno jej nie przegapicie.  Po kolacji możecie przejść się promenadą, pooglądać ruiny. Ogólnie miasto warte zobaczenia. Ale uprzedzam, jest to największe miasto na wyspie, więc nie gwarantuję, że nie zostaniecie rozpoznani.
- Już się do tego przyzwyczailiśmy. Czasami już nie zwracam uwagi na paparazzi, w końcu to ich praca. Zostając piłkarzem wiedziałem, na co się decyduję.
- Masz rację. Dobra, ja was zostawiam. Życzę miłego dnia, jakby co to dzwońcie. – uśmiechnęłam się i skierowałam do wyjścia.
- Nie jedziesz z nami? – Cesc i Dani zapytali równocześnie.
- Nie. Moim zadaniem jest tylko zorganizowanie wszystkiego.
- Ale jak to? Myślałam, że będziemy te dni spędzać razem? – powiedziała smutno Daniella.
- Nie ma opcji, jedziesz z nami. I nie chcę słyszeć słowa odmowy. – zaprotestował Cesc.
- Ale Cesc… To nie należy do moich obowiązków. Zresztą jak to sobie wyobrażasz? Mam w tym stroju jechać na plażę? – wskazałam za elegancką białą sukienkę do kolan, ze złotym paskiem w talii.
- Yyyy. No to się przebierz.
- Myślisz, że zabieram ze sobą do pracy walizkę z ciuchami?
- Tak właśnie myślałem. No to pojedziemy do ciebie, przebierzesz się i pojedziemy na plaże. – powiedział dumny ze swojego pomysłu Cesc.
- Za 30 minut na parkingu? – zaproponowała Dani.
- Pff. Niech będzie.
Nagle na ich twarzach zagościły przepiękne uśmiechy. ‘No i jak takim odmówić? Tylko żeby mnie nie wywalili.’ Pomyślałam. Po chwili wyszłam z ich domku i udałam się do gabinetu. Wszystkie dokumenty, które miałam dzisiaj wypełnić będę musiała wziąć do domu.
- Camila, nie widziałaś może umowy z Yoną Carreac? Nie mogę jej znaleźć.
- Tutaj jest. – podała mi białą teczkę.
- Oh dzięki. Nienawidzę robić czegoś w pośpiechu.
- Gdzie się tak spieszysz? Przecież byłaś już u Fabregasa.
- Namówili mnie żebym z nimi pojechała dzisiaj na plaże.  Dlatego wszystkie papiery muszę zabrać do domu, zapowiada się uroczy wieczór z toną dokumentów. – powiedziałam zrezygnowana.
- Czy mi się tyko wydaje, czy ty właśnie marudzisz, że jedziesz z CESCIEM FABREGASEM na plażę? – musiała to podkreślić.
- Nie wydaje ci się.
- Z kim ja się przyjaźnię? – zapytała się patrząc w sufit. – Ile razy mówiłaś, że chciałabyś przeżyć jeden dzień z piłkarzem Barcelony? Teraz masz okazje i jeszcze narzekasz? - Westchnęłam. – Gdzie jedziecie?
- Do Las Alcaraveras i Las Palmas de garn Canaria.
- Świetnie. Masz już wszystko?
- Chyba tak.
- No to zapraszam do wyjścia. – uśmiechnęła się i otworzyła drzwi. – Do zobaczenia jutro i baw się dobrze.
Nic nie odpowiedziałam tylko spojrzałam na nią wzrokiem mordercy.
- Ja też cię kocham. – podeszła i pocałowała mnie w policzek.
Gdy wyszłam z hotelu czekali już na mnie moi dzisiejsi towarzysze. Dani miała na sobie śliczną czerwono różowo białą sukienkę w wzorki na cieniutkich naramkach. Cesc założył granatowe spodenki w małe kwiaty, biały t-shirt z nadrukiem i czapkę z daszkiem. Lia cudownie wyglądała w czerwonej sukience. Obładowana podeszłam do nich.
- Zamierzasz to wszystko wziąć ze sobą na plaże? – zapytał Cesc wskazując na torbę z laptopem, segregator i trzy teczki.
- No pewnie. – odpowiedziałam sarkastycznie. – Muszę to zabrać do domu.
- Całe szczęście. Już myślałem.
- Oj Cesc. Ja pojadę swoim samochodem, a wy swoim.
- Okey. Daleko mieszkasz?
- Za jakieś 15 minut będziemy. Tylko jeźdź na z mną, bo się zgubisz.
- Tak jest. – odpowiedział.
Zapakowałam wszystko do bagażnika i wsiadłam do swojego Mini Coopera. Wcisnęłam gaz i ruszyłam. Cesc kilka razy próbował mnie wyprzedzić, ale nie dałam mu szansy. Nigdy nie jeździłam wolno, kilka mandatów już dostałam, ale tak to już jest w Hiszpanii. Każdy jeździ po swojemu nie patrzą na znaki. Po 15 minutach byliśmy pod apartamentowcem.
- Kto ci dał prawo jazdy? Widziałaś, że tam był ograniczenie do 80km/h? – zapytał Cesc.
- Widziałam. Ale tu nigdy nie stoi policja. – odpowiedziałam.
- Ona chciała nas zabić, mówię ci. – zwrócił się do Danielli.
- No rozszyfrowałeś mnie. – uśmiechnęłam się – Nie wmówisz mi, że nigdy nie jeździsz tak szybko.
- Oczywiście, że jeździ. Ale kiedyś postawiłam mu warunek. Albo zwolni jak jeździ ze mną i Lią albo nigdy nie wsiądę już z nim do samochodu. Od tamtego czasu jeździ zgodnie z zasadami i nie dostał żadnego mandatu. No chyba, że ja o czymś nie wiem? – powiedziała przez śmiech Dani zwracając się do męża.
- Yyy no ten. Oczywiście, że nie dostałem. Ja? No przecież obiecałem. – próbował się jakoś wytłumaczyć, na co zareagowałam niekontrolowanym śmiechem.
- I tak wiem, że dostałeś. Gerard się wygadał. – powiedziała Dani.
- No to było tylko raz, spieszyłem się na trening. Wybaczysz mi? – spojrzał na swoją żonę miną zbitego psiaka.
- Wiesz, że nie potrafię się na ciebie długo gniewać. 
‘Jak oni się kochają.’ Pomyślałam.
- Dobra chodźcie już, bo nie dojedziemy na tą plaże.  - Ruszyli za mną, po chwili już odklęczałam mieszkanie. Położyłam wszystkie papiery na stoliku.
- Wow. Niezłe to mieszkanie. – powiedział Cesc rozsiadając się na kanapie.
- Też mi się podoba, ale ja nie przykładałam do niego ręki. Mieszkanie jest służbowe, ja tu tylko mieszkam.
- Idę się przebrać, za chwilę wracam. Czujcie się jak u siebie.
Wbiegłam po schodach na górę i znikłam za drzwiami garderoby. Szybko wybrałam pomarańczową sukienkę z koronki i różowe bikini.  Wzięłam szybki odświeżający prysznic. Założyłam uszykowany komplet, do torby plażowej zapakowałam ręcznik, ipoda, krem do opalania i okulary przeciwsłoneczne. Chwilę później zeszłam na dół. Lia siedziała na dywanie i bawiła się moim pluszowym misiem, Śniegusiem. Dostałam go na 10 urodziny od mojej zmarłej już prababci Valerii. Nigdzie nie widziałam Cesca, ale po chwili zorientowałam się gdzie jest.
- Czym ty się żywisz? Nie masz nic w lodówce oprócz jogurtu i soku. – usłyszałam głos Cesca z kuchni.
- Właśnie tym. Zazwyczaj nie mam czasu zjeść przed wyjściem do pracy, więc jadam w hotelu.
- No chyba, że. Myślałem, że się głodzisz.  – posłałam mu uśmiech i wróciliśmy do salonu. Usiadłam koło Danielli. Po chwili podeszła do nas Lia.
- Mamusiu, możemy zabrać misia ze sobą? – zapytała ze słodką minką Lia.
- Nie kochanie. Ten misiu należy do cioci, byłoby jej przykro jakbyś go wzięła. – odpowiedziała spokojnie Daniella, a mała Lia momentalnie posmutniała. – Ale w samochodzie czeka na ciebie twoja żabka i na pewno bardzo za Toba tęskni.
- Naprawdę? – zapytała mała z nadzieją w głosie.
- Tak. Żabka bardzo cię kocha. – Dani ucałowała córeczkę w główkę.
- Kto to jest? – zapytał nagle Cesc trzymający w ręce ramkę ze zdjęciem. Podeszłam do niego żeby mu wyjaśnić.
- To jest moja przyjaciółka Marta.
- Nie jest Hiszpanką?
- Nie, nie jest. Pochodzi z Niemiec.
- Jak na Niemkę jest wyjątkowo ładna. – nie wiem, dlaczego ale zaczęłam się śmiać.
- A to twój chłopak? – sięgnął po kolejną ramkę. Zdjęcie z Camp Nou z zeszłego sezonu z meczu z Malaga.
- Nie, nie ma chłopaka. To jest mąż Marty, Carlos.
- Sorry, mała pomyłka. Nie wiedziałem, że kibicujesz Barcelonie?
- Widzisz, jeszcze dużo o mnie nie wiesz. – poklepałam go po ramieniu – Kibicuję od zawsze.
- To co możemy iść? – wtrąciła się Daniella. – A tak w ogóle to ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję. Ja jestem gotowa. Możemy iść.
Cesc wziął małą na ręce i wyszliśmy. Droga nie trwała długo. Oczywiście Cesc trzymał się przepisów, za co został otrąbiony przez innych kierowców. Po około 40 minutach dojechaliśmy. Tak jak się spodziewałam. Na plaży nie było dużo ludzi, oddalona ona była centrum, więc rzadko, kto o niej wiedział. Wynajęliśmy cztery leżaki. Rozłożyłam swój ręcznik koło Danielli. Mała bawiła się w piasku, więc miałyśmy chwilę żeby pogadać. Cesc nie wytrzymał tematu butów i zaproponował, że pójdzie po coś do picia. Wrócił po 10 minutach z trzema kolorowymi drinkami i soczkiem dla małej.
- Cesc, jak chcesz później wrócić do domu? Taksówką? – zapytała Daniella.
- Kochanie, zamówiłem bezalkoholowe. – odpowiedział Cesc i podał nam napoje - Od razu robicie aferę o nic. Kobiety. – powiedział sam do siebie.
- To co idziemy do wody? Taki ładny ma kolor, aż prosi żeby do niej wejść.
- Ja tu zostaje, zbyt wygodne są te leżaki. – powiedziała Dani, poprawiając swój ręcznik.
- Ja idę tatusiu. – odezwała się pierwszy raz od dłuższego razu Lia.
- Ines idziesz? – krzyknął Fabregas wchodząc do oceanu.
- Ciociu proszę chodź. – krzyknęła mała księżniczka.
- I jak takiej odmówić? – zapytałam się Dani.
- Nie da się. – odpowiedział mi z uśmiechem i wróciła do czytania gazety.
- Już idę. – odkrzyknęłam. Wstałam z leżaka i udałam się w kierunku wody. Była naprawdę przyjemna, idealna na upał, jaki panował teraz na wyspach.  Wchodziłam coraz głębiej żeby dotrzeć do Cesca i małej. Gdy się zatrzymałam wody miałam po pas. Usłyszałam tylko ciche „Na trzy. Raz, dwa, trzy!” I już po chwili była cała mokra. Zostałam bezdusznie ochlapana.  ‘Chcecie wojny to będziecie ją mieli’ pomyślałam.  No i zaczęła się wielka wojna na chlapanie wodą.  Po chwili dołączyła do nas Daniella, która stwierdziła, że zrobiło jej się za gorąco. Na ochłodę została przez nas ochlapana.
- To co córeczko, podtopimy troszkę ciocię? – zapytał uradowany Cesc.
- Nie proszę.  – odpowiedziałam.
- Przykro mi, takie życie. –  Cesc uśmiechnął się i zaczął się do mnie zbliżać.
- O nie, nie, nie. Najpierw musisz mnie złapać. – zaczęłam płynąc przed siebie tak szybko jak tylko mogłam.  Widziałam, że chłopak płynie za mną.
- Dobra mam dość. Gdzie ty się nauczyłaś tak szybko pływać? – krzyknął zdyszany Cesc.
- Oj kondycja nie ta. Biedactwo.  – zaczęłyśmy się z Dani śmiać. – Rozmawiasz z mistrzynią Barcelony i wicemistrzynią Katalonii w pływaniu z 2003 roku. – powiedziałam dumnie.
- O, bardzo mi miło. Musiałaś być dobra.
- Byłam.  – tak, ta moja skromność.
Po jakimś czasie siedzieliśmy już na leżakach i opowiadaliśmy śmieszne historie. Budowałam zamki z piasku, gdy nagle Daniella powiedziała:
- Ines zapomniałam ci powiedzieć. Jak byliście w wodzie ktoś próbował się do ciebie dodzwonić chyba z pięć razy.
Przeprosiłam małą i podeszłam do torebki. Wyjęłam z niej mojego iphona. Zobaczyłam pięć nieodebranych połączeń od Marca.  Uśmiech zszedł mi z twarzy. Wciągu ostatniego tygodnia nie dzwonił nie pisał. Miałam nadzieję, że dał sobie spokój. Była jedna nagrana wiadomość. Odsłuchałam ją: „Kochanie czy jest po co się ukrywać? I tak cię znajdę, prędzej czy później cię znajdę. Przede mną nie uciekniesz. A teraz baw się dobrze. Do zobaczenia skarbie. Kocham cię.” Mówił z tą wyższością w głosie. Szybko schowałam telefon z powrotem do torebki.
- Ines wszystko w porządku? – zapytała troskliwie Daniella.
- Tak. – skłamałam.
- Cała zbladłaś? Na pewno dobrze się czujesz? – teraz zapytał Cesc.
 - Tak. Idę się przejść. – wstałam, musiałam zostać na chwile sama. Czułam, że się zaraz rozpłaczę, ręce całe mi się trzęsły.
Szłam przed siebie, nie słyszałam, co się koło mnie dzieje. ‘Czy ten koszmar się nigdy nie skończy? Czy już nigdy nie odetnę się od tamtego życia, od Marca?’ Usiadłam na piasku i zaczęłam płakać. ‘Wiedziałam, że nic nie jest w porządku’ usłyszałam po chwili głos Danielli.  
- Powiedz, co się stało. – nic nie odpowiedziałam – Wiem, że to może głupio zabrzmi, bo znamy się dopiero dwa dni, ale możesz mi zaufać.  Możesz powiedzieć mi, co się stało.
- Wiem. Ale nie mogę. Nie chodzi o to, że wam nie ufam, po prostu nie ma siły o tym rozmawiać. Powiem wam, o co chodzi, ale jeszcze nie teraz.
- Dobrze. Powiesz jak będziesz gotowa. – przytuliła mnie.
- Dziękuję. -  przytuliłam się do niej. Usiadłyśmy na skałkach przy brzegu. Posiedziałyśmy w ciszy, byłam jej wdzięczna, że nic nie mówi, że nie pyta, nie drąży tematu.
- Chodź wracamy do nich, pewnie się martwią, że tyle nas nie mas. – powiedziała po jakimś czasie.
Wróciłyśmy do Cesca i Lii, oboje budowali zamki z piasku. Usiadłyśmy koło nich. Dostałam od Lii za zadanie wybudowanie mostu prowadzącego do zamku. Bawiliśmy się wspaniale, kto by pomyślał, że budowa zamku z piasku sprawi tyle radości. Przypomniało mi się, że rano załatwiłam sprawę noclegu kuzyna Fabregasa w hotelu.
- Cesc, zarezerwowałam twojemu kuzynowi apartament w głównym budynku z widokiem na ocean. Na lotnisko zostanie wysłany samochód po niego. Mam nadzieję, że będzie mu się u nas podobało.
- Na pewno. Niech się w ogóle cieszy, że nie musi spać u nas na podłodze. Jesteś kochana, że tak szybko to załatwiłaś. Dziękuję.
- Nie ma za co.
- Mamusiu, głodna jestem. – powiedziała Lia.
- To co jedziemy? Zbliża się już osiemnasta. Jakaś smaczna kolacyjka?– powiedział Cesc.
- Z miłą chęcią. – odpowiedziałyśmy z Daniellą.
Zabraliśmy swoje rzeczy i skierowaliśmy się do samochodu. Przez całą drogę do auta kłóciłam się z Cesciem o to, kto ma prowadzić. Nasz spór przerwała Dani, która uznała, że teraz ona kieruje.
- No to teraz zginiemy marnie. –skomentował decyzję swojej żony Cesc.
- Teraz to sobie nagrabiłeś. Śpisz dzisiaj na kanapie. – pogroziła mu Dani.
- Kochanie tu nie ma kanapy. – podszedł do niej i przytulił.
- No to… Dobra nieważne. Wsiadajcie.
Dotarliśmy, żyjemy. Dani wcale nie prowadzi tak źle. Myślałam, że będzie gorzej. W racji tego, że wszyscy byliśmy głodni udaliśmy się do restauracji ‘Mariposas’. Znajdowała ona się w porcie, stoliki poustawiane były w ogródku. Teren restauracji ogrodzony był białym płotkiem z donicami, w których rosły zioła prowansalskie i lawenda. Białe stoliki były specjalnie postarzałe, nadawały ten wnętrzu charakteru. Poduszki na krzesłach były kolorowe, a z daszku zwisały plastikowe, różnobarwne motyle. Z głośników cicho leciały stare, hiszpańskie piosenki. Uwielbiałam tą restauracje, mieli tu przepyszne jedzenie i jeszcze ten klimat. Po całym dniu plażowania byliśmy strasznie głodni, Cesc zamówił sobie ‘Stek Surf&Turf’, Daniella  ‘Krewetki po Tajsku’, dla małej Lii zamówiliśmy frytki i rybę, a dla mnie ‘Crostini z mozzarellą i grillowanym koprem włoskim’. Wszystko było przepyszne.
-Mmm pycha. To co jutro robimy? – zaczął Cesc.
- Robicie, ja jutro wracam do pracy. – odpowiedziałam.
- Ale jak to? Nasze towarzystwo jest aż takie złe? – zapytała Daniella.
- Dani nie o to chodzi. Jesteście wspaniali. Spędzanie czasu z wami to czysta przyjemność, ale mam dużo pracy. Te wszystkie dokumenty, co przywiozłam dzisiaj do domu na jutro muszą być wypełnione. Lada dzień podpisujemy kontrakt z francuzami, za który jestem odpowiedzialna. Nie mogę tego tak po prostu rzucić. Ja jestem w pracy, niestety nie mam wakacji tak jak wy.
- Szkoda, naprawdę.. – wypowiedź Danielli przerwał dźwięk mojego dzwoniącego telefonu.
- Przepraszam muszę to odebrać. – wstałam od stołu i wyszłam przed restaurację żeby porozmawiać. Po kilku minutach wróciłam do stolika. – Przepraszam, Francuzi dzwonili. Jedyne, co wam mogę obiecać to, że jak podpiszemy wreszcie ten kontrakt to będę miała tyle czasu, że będę mogła spędzać go z wami.
- Trzymamy cię za słowo. – powiedzieli równo.
Przez resztę wieczoru śmiechu było co nie miara. Gdy zrobiło się już późno poprosiłam Cesca żeby mnie odwiózł. Pod apartamentowcem, w którym mieszkałam pożegnałam się z nimi i ruszyłam do mieszkania. Przebrałam się w dres, usiadłam z kubkiem gorącej herbaty. Byłam strasznie zmęczona, a przede mną jeszcze tyle pracy. To będzie długa noc….


 ------------------------

Udało się. W końcu go skończyłam. Mam nadzieję, że nie jest aż taki zły? :D
To jest już ostatni rozdział dodany w te wakacje. Następny nie pojawi się szybciej niż na początku września, ponieważ dokładnie za 12 godzin wyjeżdżam na wyczekiwany obóz. Życzę wam udanego końca wakacji, bawcie się dobrze.
Buziaki Ines. ;* 



poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Kolacja z gwiazdami

Za trzy dni przyjeżdża Cesc Fabregas z rodziną. Zagoszczą w naszym hotelu na trzy tygodnie. Jak się o tym dowiedziałam to prawie zemdlałam. Od dziecka uwielbiałam chodzić na mecze FC Barcelony. Fakt, że niedługo poznam mojego ulubionego pomocnika na świecie dodawał mi skrzydeł. Ale przecież jestem w pracy muszę zachować się profesjonalnie. Nie mogę zemdleć na jego widok. Wszystko przed ich przyjazdem musiało zostać dopięte na ostatni guzik. Domek, w którym mieli mieszkać był sprawdzany chyba z 10 razy.  Co chwilę dzwoniłam do restauracji, szefowej pokojówek czy oby na pewno wszystko jest już zrobione. Po godzinie 14 goście mieli zjawić się w hotelu. No lotnisko pojechał po nich służbowym Land Roverem nasz najbardziej zaufany kierowca, Victor. Miał przywieść ich do bocznego wejścia hotelu, pan Fabregas chciał zostać anonimowy najdłużej jak to było możliwe. Siedziałam w swoim biurze jak na szpilkach oczekując telefonu z recepcji, że goście są już na terenie hotelu.
Nerwowo pukałam paznokciami w blat biurka. Nagle rozdzwonił się telefon. Szybko podniosłam słuchawkę.
- Już są. – usłyszałam.
- Dziękuję.
Szybko poprawiłam żółta sukienkę do kolan i wyszłam z gabinetu.
-  Już? – zapytała Camila
- Tak – lekko uniosłam kąciki ust.
- Trzymam kciuki.
- Nie dziękuję.
Skierowałam się do bocznego wyjścia gdzie stał już boy hotelowy oczekujący na bagaże rodziny. W oddali dostrzegłam nadjeżdżający czarny samochód. Nabrałam powietrza i policzyłam do dziesięciu. Auto zatrzymało się i wysiadł z niego nie, kto inny jak Cesc Fabregas. Ubrany był w białe krótkie spodenki i różowawy T-shirt z nadrukiem. Zaraz za nim wysiadła kobieta i mała dziewczynka. Podeszłam do nich i powiedziałam:
- Dzień dobry, miło mi państwa powitać w naszym hotelu. Nazywam się Ines Pereira i będę się państwem opiekowała przez najbliższe trzy tygodnie. – odrzekłam na jednym  wdechu. ‘Spokojnie dziewczyno oni cię nie zjedzą, chyba?’
- Witam. Cesc Fabregas – podał mi rękę na przywitanie, którą po chwili uścisnęłam. – To jest moja żona Daniella. – wskazał na uśmiechnięta Hiszpankę. – A to nasza córeczka Lia.
Posłałam do pani Danielli uśmiech i kucnęłam przy małej. Była lekko zawstydzona. Miała na sobie piękną sukienkę w kwiatki i rozpuszczone włosy.
- Cześć księżniczko. Jestem Ines, a ty jak masz na imię? – posłałam jej mój najlepszy uśmiech.
- Lia. – odwzajemniła uśmiech i pokazała mi rząd swoich małych ząbków.
- Ślicznie.
- Proszę za mną, pokaże Państwu domek, w którym będziecie mieszkać. – zwróciłam się do pana Cesca
- Może mówmy sobie po imieniu, w końcu spędzimy razem trzy tygodnie. – zaproponowała pani Daniella.
- Właśnie. Doskonały pomysł kochanie.  – powiedział Cesc i pocałował żonę w policzek.
- Nie ma problemu. To zapraszam.
  Dani wzięła małą na ręce i ruszyliśmy.
- Wasz domek znajduje się w wschodniej części obiektu. Macie kawałek prywatnej plaży i basen.  Oto on. – wskazałam na mały bungalow. Wyglądał jak zminimalizowany hotel, te same kolory, wykończenia. Weszliśmy do środka, sypialnia była w kolorze piaskowym, drewniane meble i wielkie okna. Widok rozciągał się na ich basen, plaże i ocean.
- Tu macie mapkę naszego hotelu. W kółku zaznaczyłam mój gabinet, na odwrocie jest zapisany mój numer telefonu. Rozgośćcie się, boy zaraz przywiezie wasze bagaże. Jakbyście coś potrzebowali to dzwońcie. O godzinie 20 zapraszam na kolacje. Omówimy wszystko.
- Dziękujemy. To widzimy się na kolacji. – uśmiechnął się Cesc.
- Mamusiu, mogę iść do basenu? – Lia podeszła Dani.
- Słoneczko, za chwilę. Musimy odnaleźć twój strój kąpielowy.
Wróciłam do swojego gabinetu, po chwili weszła Camila. Rozsiadła się wygodnie na kanapie i zaczęła zadawać tysiące pytań.
- Opowiadaj. Jak było? Jest taki przystojny jak w telewizji? Ma takie śliczne czekoladowe oczy? A jak wygląda jego córeczka?
- Stop! Wystarczy tych pytań. Ty tylko o jednym. Kochana nie zapominaj, że on ma szczęśliwą rodzinę. Ma żonę, którą kocha i śliczną córkę, poza którą świata nie widzi.
- Oj, nie marudź. Ja tylko się pytam. Chcesz mrożonej herbaty? Przed chwilą zrobiłam.
- Z chęcią się napiję. O 20 jesteśmy umówieni na kolacje. Z miłą chęcią wróciłabym do domu, ale musze wypełnić jeszcze wszystkie dokumenty.
- Jesteś umówiona z Cesckiem na kolacje?
 - Ale ty głupia jesteś. – rzuciłam poduszką w Camile. – Idziemy wszyscy, Cesc, Daniella i Lia. Razem, rozumiesz?
- No rozumiem, rozumiem. Przecież żartowałam. Leć do domu się przygotować, ja wypełnię wszystkie papiery.
- Naprawdę? Dziękuję, jesteś kochana. – pocałowałam ją w policzek. Wzięłam torebkę i pojechałam do domu.
Zbliżał się wieczór, słońce powoli chowało się w oceanie. Poszłam wziąć długa, gorącą kąpiel. Nalałam do wanny olejku lawendowego.  Dopóki woda się nie ochłodziła siedziałam w wannie.  Gdy wyszłam z łazienki puściłam muzykę na full. Odtwarzacz akurat wylosował moją ulubioną piosenkę. Tańczyłam, śpiewałam i szykowałam się do wyjścia. Wyjęłam z szafy purpurową sukienkę z rękawkiem przed łokieć. Do tego sandałki na lekkim obcasie. Zrobiłam sobie delikatny makijaż, wypsikałam się swoimi ulubionymi perfumami. Włosy jak zwykle zostawiłam rozpuszczone. Na nadgarstek założyłam dwie złote bransoletki. Wzięłam zielonką kopertówkę i wyszłam z domu.
Po dwudziestu minutach byłam już z powrotem w hotelu. Udałam się do jednej z restauracja a’la carte w naszym hotelu. Znajdowała się na plaży, była najbardziej kameralna ze wszystkich.  Usiadłam przy przygotowanym dla nas stoliku i czekałam na gości. Po chwili się zjawili. Tak ślicznie razem wyglądali. Cesc miał na sobie jasne jeansy i koszule w fioletową kratkę, Daniella założyła piękną, wzorzystą  tunikę, a mała Lia białą sukienkę w słoneczniki. Usiedli przy stole i zamówili popisowe danie naszego szefa kuchni, czyli „Wszystko, co morze daje” składające się z ryb, owoców morza, glonów i owoców oraz butelkę czerwonego wina z tutejszych winnic.
- Napijesz się?- zapytał mi się Cesc rozlewając wino.
- Nie dziękuję. W pracy jestem.
- Nie jestem w pracy tylko z nami na kolacji służbowej, a to, co innego. – uśmiechnęła się Dani.
- No dobrze, ale tylko jeden kieliszek.
- No to opowiedz nam coś o sobie. Skąd jesteś? – zapytał Cesc.
- Z Barcelony. Dopiero od miesiąca jestem na wyspie. – posłałam mu uśmiech.
- Dlaczego tutaj jesteś, a nie w Barcelonie?
- Tak jakoś wyszło. - W tym momencie do naszego stolika podszedł kelner z jedzeniem. Nie chciałam im mówić prawdy, bo co miałabym powiedzieć? Uciekłam przed byłym chłopakiem? Przecież to by było bezsensu. Może kiedyś powiem im prawdę, ale nie teraz.
- Ines, mam małą prośbę… - zaczął Cesc.
- O co chodzi?
- Za parę dni przyjedzie tu mój kuzyn i czy dałoby radę załatwić mu pokój w hotelu?
- Jasne. Jutro się tym zajmę i dam Ci znać.

Chwilę jeszcze pogadaliśmy, pośmialiśmy się. Cesc opowiadał historie jak to się poznał z Gerardem Pique. Wtedy nie mogła przestać się śmiać. Czułam się w ich towarzystwie bardzo dobrze, Cesc z Dani zachowywali się jakby znali mnie od kilku lat. Po opróżnieniu drugiej butelki wina, (przyznaje się nie skończyło się na jednym kieliszku :P) mała Lia zaczęła robić się śpiąca, więc skończyliśmy kolacje. Coś czuję, że to będą niezapomniane trzy tygodnie. 

--------------

Ten rozdział jest beznadziejny, przepraszam. Miałam w ostatnim tygodniu kompletną pustkę w głowie. Nie mogłam napisać logicznego zdania. Ten rozdział zaczynałam pisać trzy razy... W końcu go skończyłam. Chciałam podziękować dwóm osobom, Paws i Nikaaa dziękuję za słowa otuchy. ;**
Dziękuję wszystkim, za to że jesteście, czytacie i komentujecie.

Buziaczki Ines ;*