poniedziałek, 30 grudnia 2013

Nie oddam Ciebie jemu

            Od pojawienia się Marca minęło kilka dni. Cała rodzina Fabregasów bardzo się mną opiekowała, zabierała na różne wycieczki, spacery, kolacje. Wszystko po to żebym nie myślała o Marcu. A on nie zniknął, codziennie czekał na mnie pod hotelem. Na szczęście nigdy nie byłam sama.
            Dwa dni po jego pojawieniu się na Gran Canarii dostałam kopertę ze zdjęciami moimi i Pabla podczas wieczornego spaceru po plaży oraz dołączoną karteczkę „Nie oddam Ciebie jemu.”. Wiedziałam, że Marc śledzi każdy mój ruch i tylko czeka aż zostanę sama. Pablo cały czas był przy mnie. Przy nim czułam się bezpiecznie, z dnia na dzień coraz bardziej się w nim zakochiwałam. Sądziłam, że nikt nie będzie w stanie zaburzyć mojego szczęścia, lecz myliłam się.

~*~

            Obudziłam się wcześnie rano, korzystając z wolnej chwili usiadłam na balkonie i zaczęłam czytać książkę. Dochodziła 9.00, Pablo niedługo powinien po mnie przyjechać. Poszłam wziąć prysznic i przygotować się do wyjścia. Ubrałam się w wzorzyste turkusowe krótkie spodenki i cienką żółtą koszulę. Na nogi założyłam sandałki, włosy zostawiłam rozpuszczone. Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, za nimi ujrzałam Pabla w granatowych spodenkach do kolan, obcisłej zielonkawej koszulce idealnie podkreślającej jego mieście. Artystyczny nieład panujący na jego głowie i delikatny zarost powodowały, że stawał się jeszcze bardziej pociągający.
- Hej kochanie. Ślicznie wyglądasz. – chwycił mnie w pasie i okręcił dookoła siebie.
- Puść mnie wariacie. – powiedziałam.
- Nie. – odpowiedział i skradł mi krótki pocałunek.
Gdy postawił mnie wreszcie na ziemi, poszłam jeszcze do pokoju po torebkę i powiedziałam:
- Jestem gotowa, możemy iść.
- To ruszajmy. Cesc mówił, że dzisiaj pojedziemy do delfinarium żeby Lia mogła z nimi popływać i tak dalej. Więc spotkamy się z nimi na miejscu.  – mówił Pablo, gdy szliśmy do mojego samochodu.
-Oki. Wsiadaj. – siedzieliśmy już w aucie, gdy w lusterku dostrzegłam znajomą mi postać. To był Marc…
- Coś się stało? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła. – zapytał z troską Pablo.
- Nie. Wszystko w porządku. – skłamałam, nie chciałam go jeszcze bardziej martwić. I tak był już podirytowany całą tą sytuacją. Chciał iść na policje jak tylko Marc znowu pojawi się blisko mnie.
            Po około 40 minutach jazdy byliśmy na miejscu. Cała drogę rozmawialiśmy, śmialiśmy się i śpiewaliśmy piosenki, które akurat leciały w radiu. Krótko po nas na miejsce dotarli również Cesc z Daniellą i małą Lią. Dani miał na sobie przepiękne krótkie spodenki w kwiaty i białą bokserkę. Jak zwykle wyglądała zjawiskowo. Cesc miał szczęście, że znalazł sobie taką śliczną, mądrą i kochającą żonę.
- Cześć zakochańce. – przywitał się rozradowany Cesc.
- Cesc, darowałbyś już sobie. – powiedziała Daniella.
- No dobrze. – odpowiedział i pocałował swoją żonę w policzek. – Chodźcie.
- Ciociu, a wiesz, że będę pływała z delfinkami? – zapytała słodko Lia chwytając mnie za rękę. – I ty też.
- Ja też? – odpowiedziałam zdziwiona.
- No tak. Tatuś powiedział, że wszyscy będziemy.
- Jak tatuś tak powiedział to pewnie tak będzie. Chodź kruszynko. Bo zaraz nam uciekną. – powiedziałam i szybciutko zaczęłyśmy biec w kierunku jej rodziców.
            Na początku naszego pobytu w delfinarium oglądaliśmy pokazy delfinów. Lia była zachwycona, delfinki skakały, pływały na grzbiecie. Wreszcie przyszedł czas na kąpiel z tymi uroczymi ssakami. Ubraliśmy kapoki i czekaliśmy na naszą kolej. Pierwsi poszli Cesc z Daniellą i Lią, ponieważ mała nie mogła się już doczekać. Razem z Pablem czekaliśmy na brzegu wielkiego basen i robiliśmy im oraz sobie tysiące zdjęć.
- Jeden z instruktorów cały czas pożera Cię wzrokiem. Chyba będę zazdrosny. – powiedział Pablo robiąc mi kolejne zdjęcie.
- Niepotrzebnie. Liczysz się Ty i tylko Ty. – odpowiedziałam mu i pocałowałam w usta. Zajęci sobą nie zauważyliśmy, kiedy rodzina Fabregasów skończyła swoją kąpiel.
- Ekhem. Nie chcę przeszkadzać, ale teraz wy. – powiedział Cesc, który stał za nami.
- A no tak. Już idziemy. – odpowiedziałam i ruszyliśmy w kierunku drabinek.
- Stój! Aparat, teraz ja chcę się pobawić w fotoreportera. – krzyknął Cesc. Oddałam mu aparat i weszłam do chłodnej wody. Idealnej w taki gorący i słoneczny dzień jak ten. Śmiechu podczas zabawy z delfinami było, co nie miara. Cały czas nas chlapały i skakały nad naszymi głowami.
- Proszę ładnie zapozować do zdjęcia. – krzyknął z brzegu Cesc. Jak na zawołanie podpłynął do nas jeden z ssaków morskich. Pablo dał mi buziaka w jeden policzek, a delfin w drugi. – Będzie cudowne zdjęcie do rodzinnego albumu.
Chwilę później wyszliśmy z Pablem z wody i dołączyliśmy do Danielli, która siedziała w małą na placu zabaw.
- Jak się bawiliście?- zapytała nas Dani.
- Świetnie było. – odpowiedzieliśmy zgodnie.
 - Co powiecie na kolacje wieczorem?
- Czemu nie. Mam ochotę na pyszne krewetki. Ale nie ma w co się ubrać. – powiedziałam smutna.
- Nie przejmuj się. W hotelowym butiku widziałam ślicznie sukienki. – odparła z uśmiechem Daniella.

~*~

            Żona Fabregasa miała rację, sukienki były prześliczne. Wybrałam jedną w mocnym odcieniu żółci, sięgająca do połowy ud.  Umówiliśmy się na 19.00. Mieliśmy spotkać się przed hotelem, ponieważ dzwonił do mnie szef i prosił o wysłanie kilku ważnych dokumentów.
Wyszłam z hotelu, zachodzące słońce zaświeciło mi prosto w oczy. Przymrużyłam je i po chwili dostrzegał przyjaciół po drugiej stronie ulicy. Uśmiechnęłam się i ruszyłam przed siebie. Dostrzegłam ten błysk w oczach Pabla, tak bardzo się cieszyłam, że go poznałam. Przechodząc przez jezdnię usłyszałam krzyk Cesca, a zaraz potem Danielli, „Ines uważaj!”. Odwróciłam się i zobaczyłam czerwone, wyścigowe auto jadące prosto na mnie. Nie zdążyłam nic zrobić. Zobaczyłam tylko kierowcę, był nim Marc. W myślach słyszałam tylko „Nie oddam Cię nikomu”. Później nie pamiętam już nic.

~*~

PABLO

            Daniella miała genialny pomysł z tą kolacją. Gdy Ines jest z nami nie boję się tak o nią. Wiem, że w tym czasie Marc się do niej nie zbliży.
            Czekałem z Cesciem i Dani przed hotelem w oczekiwaniu na Ines. Po chwili po drugiej stronie ulicy ujrzałem najpiękniejszą kobietę na tej ziemi. Miała na sobie śliczną żółta sukienkę bez pleców, wyglądała w niej zjawiskowo. Z dnia na dzień, z godziny na godzinę, z minuty na minutę coraz bardziej się w niej zakochiwałem. Gdy nas zobaczyła szeroko się uśmiechnęła i przyspieszyła. Nagle usłyszałem krzyk mojego kuzyna i jego żony, odwróciłem wzrok i zobaczyłem czerwono krwiste Porsche pędzące w kierunku Ines. Ogromny huk, ciało dziewczyny przelatujące nad samochodem i krzyk Danielli. Tyle pamiętam z momentu wypadku. Byłem w ogromnym szoku, ale najszybciej jak mogłem podbiegłem do bezwładnie leżącej ukochanej. Instynktownie sprawdziłem pul, który na szczęście był wyczuwalny. Z głowy leciała jej krew. „Pogotowie, niech ktoś wezwie pogotowie” krzyczałem zrozpaczony. W oczach Cesca i Danielli widziałem strach i przerażenie. Mój kuzyn bezskutecznie próbował uspokoić swoją żonę. Do przyjazdu karetki, klęczałem przy Ines, trzymając ją za rękę cały czas powtarzałem „Nie zostawiaj mnie, proszę. Nie możesz mi tego zrobić. Musisz walczyć, dla nas.” Po chwili przyjechało pogotowie. Gdy trzech sanitariuszy przenosiło na noszach Ines do pojazdu. Wysoki, siwy lekarz podszedł do mnie i powiedział:
- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy żeby ją ratować.
- Proszę mi obiecać, że ona przeżyje.
- Przykro mi, nie mogę tego zrobić. Proszę być dobrej myśli. – odpowiedział i wsiadł do karetki. Ambulans odjechał a ja stałem jak słup soli i patrzyłem na miejsce, w którym przed chwilą była jeszcze Ines. W pewniej chwili poczułem dłoń na swoim ramieniu, to był Cesc…
- Wszystko będzie dobrze. Jest silna, wyjdzie z tego. – powiedział szeptem, jakby sam w to nie wierzył. – Kochanie wracaj do małej, ja pojadę z Pablem do szpitala. – zwrócił się do Danielli.
- Jadę z wami… Nie mogę zostawić jej teraz samej.- powiedziała powstrzymując się od płaczu.

Wsiedliśmy do taksówki i pojechaliśmy do Clínici Scandinavica. Przez całą drogę modliłem się żeby z tego wyszła. Ona nie może mnie zostawić, nie może… W momencie wypadku zdałem sobie sprawę jak bardzo ją kocham. Jeżeli ona umrze nigdy sobie nie wybaczę tego, że jej nie obroniłem przed tym draniem.  Zrobię wszystko żeby wylądował w więzieniu.

--------I jest kolejny. Mam nadzieję, że się spodoba. Powoli, małymi kroczkami zbliżamy się do końca tego opowiadania. Na święta dostałam chyba prezent w postaci weny. Oby mnie szybko nie opuściła.Chciałabym życzyć
 wam wszystkiego co najlepsze w nadchodzącym roku. Szczęścia, radości, uśmiechu, miłości i dużo weny.
Buziaczki Ines ;**




poniedziałek, 16 grudnia 2013

Od przeszłości nie uciekniesz...

    Po śniadaniu z Pablem wróciłam do apartamentu. Wzięłam długą kąpiel i uszykowałam sobie ciuszki na dzisiaj. O godzinie 15 była umówiona z rodzinką Fabregasów w „Surf Canaries. Surf School Gran Canaria”. Dzisiaj będziemy uczyć się surfować, już to widzę. Ja i moja koordynacja ruchowa równa się kąpiel w wodzie. Miałam jeszcze trochę czasu, przyrządziłam sobie herbatę mrożoną, wzięłam laptopa i usiadłam w wygodnym leżaczku na tarasie. Przejrzałam pocztę, poczytałam kilka newsów ze świata, jeden z artykułów szczególnie mnie zaintrygował „Gdzie spędzają wakacje gwiazd Barcelony?”. Byłam ciekawa czy paparazzi ‘wytropiło’ już Cesca. Otworzyłam stronę, zawierała ona bardzo dużo zdjęć. Pique z Shakirą i Milanem na Hawajach, Messi z Antonellą i Thiago na Ibize, Iniesta z rodzinką na Sardynii, Dani Alvesz szalejący na wakacjach z dzieciakami. Ale ani śladu rodziny Fabregasów. Albo Cesc się tak dobrze wtapia w tłum albo paparazzi nie są specjalistami w tym, co robią. Zrobiło się już w miarę późno, założyłam kanarkowe bikini, a na to kolorową, cienką tunikę i wyszłam z domu. Po 15 minutach wolnego spacerku byłam na miejscu.
- No witam śpiącą królewnę, co widzi smoki jak za dużo wypije. – przywitał mnie bardzo roześmiany Cesc.
- Bardzo śmieszne. Długo się będziesz jeszcze nabijać?
- Chciałabym cię pocieszyć, ale niestety nie mogę. Jak on już coś podłapie to… - powiedziała Dani. – Następnym razem idę z Tobą, muszę zobaczyć te twoje smoki.
Usłyszawszy to zrobiłam naburmuszoną minę i założyłam ręce na piersiach.
- Oj nie gniewaj się już. – podszedł do mnie Pablo i pocałował w policzek.
- Bez amorów mi tu proszę. A teraz idziemy surfować.
Dawno się tak nie uśmiałam, wyprostowanie się i ustanie na desce dłużej niż 10 sekund graniczyło z cudem. Co chwilę ktoś lądował w wodzie. Ze śmiechu nie mogłam aż nabrać powietrza, gdy Cesc próbował zrobić sójkę na desce. Niestety nie utrzymał równowagi i wylądował w wodzie uderzając się przy tym głową w deskę. Tacy z nas przyjaciele, że zamiast mu pomóc śmialiśmy się jak głupi.
- Bardzo wam dziękuję za pomoc. Ja tu bardzo ciężko ucierpiałem, będę miał guza. – powiedział ze smutną miną.
- Czy z guzem czy bez niego i tak bardzo cię kocham. – podpłynęła do niego Dani i pocałowała.
- Ja mam już dość. To nie dla mnie. Widocznie moim powołaniem jest piłka nożna a nie surfing.
- To co, kończymy. Mam nadzieję, że się podobało. – powiedział nasz instruktor.
- Pewnie. Bardzo dziękujemy za lekcje. – odpowiedziałam.
 - To co wspólna słit focia na pamiątkę? – zapytał Cesc.
- Z Tobą? Zawsze. – powiedziałam.

     Po chwili mieliśmy kilkanaście wspólnych zdjęć. Usiedliśmy jeszcze w barze na plaży, popijaliśmy przepyszne świeże soki z owoców, gdy Pablo z Cesciem wpadli na pomysł wspólnej wieczornej kolacji. Nie miałyśmy z Dani za dużo do gadania. Miałyśmy tylko pięknie się ubrać i czekać na nich o 19 w holu głównym hotelu. Zaraz po powrocie do hotelu Cesc z Pablo gdzieś zniknęli. Postanowiłyśmy z Dani przejść się na małe zakupy. Obie kupiłyśmy sobie śliczne sukienki na wieczór. Partnerka Fabregasa wybrała dla siebie cielistą świecącą sukienkę przed kolana i tego samego koloru szpilki. Ja kupiłam sobie krótką, czerwoną sukienkę odciętą pasem tego samego odcieniu pod biustem a później rozkloszowaną. Do tego dopasowałam brązowe, zamszowe buty na wysokim obcasie. Obie wyglądałyśmy świetnie. O 19.00 tak jak chłopacy prosili zjawiłyśmy się z Daniellą w holu. Po chwili pojawili się. Pablo miał na sobie granatową koszulę i ciemne jeansy, a Cesc błękitną koszulę i szare spodnie.
- Wow. Ślicznie wyglądacie. Ale wolę nie wiedzieć ile wydałyście na te sukienki. – powiedział Cesc.
- Masz rację, nie chcesz wiedzieć. – zaśmiałyśmy się z Dani.
- To co, jedziemy? Taksówka już na nas czeka. – zaproponował Pablo, na co wszyscy przytaknęliśmy – Ślicznie wyglądasz. – powiedział mi na ucho Pablo.
- Dziękuję. – odpowiedziałam rumieniąc się.

Wsiedliśmy w podstawioną taksówkę i ruszyliśmy w drogę. Chłopcy nie chcieli powiedzieć gdzie jedziemy, chcieli nam zrobić niespodziankę. Znam już trochę tę wyspę. Zauważyłam, że kierujemy się w jej głąb. Teren zrobił się bardziej górzysty, po drodze mijaliśmy małe wioski. Po następnych kilkunastu minutach dotarliśmy na miejsce. Mała restauracja ‘Sale El sol’ się na zboczu góry. Niewielkiej wielkości budynek otoczony był sporym ogrodem. Drewniane meble i lekko przyćmione światło nadawało temu miejscu wyjątkowy charakter. Usiedliśmy przy jednym ze stolików w rogu tarasu.
- Jak tu ślicznie. Jak to jest możliwe, że wy wiedzieliście o tym miejscu a ja nie? – udałam oburzenie.
- Ma się te kontakty. – powiedział dumnie Cesc.
Po chwili przyszedł do nas kelner z zamówionymi przez nas wcześniej potrawami. Na początek poprosiliśmy o tapas i regionalne wino. Cesc poprosił go żeby nam zrobił zdjęcie. Nie ma to jak kolejna sfit focia do kolekcji.
- To co wrzucamy na Instagrama? Trzeba zadowolić fanów jakimś zdjęciem z wakacji. I pokazać światu, jakie mam to cudowne towarzystwo. To jak? – powiedział Cesc.
- NIE. – nagle zrozumiałam, że jeżeli zobaczy to cały świat to zobaczy to, że Marc. – Nie możesz tego wstawić. – ogarnęła mnie fala paniki. W oczach pojawiły mi się łzy. Łzy bezsilności i strachu. – Przepraszam. – wyszeptałam i odbiegłam od stołu.
Usiadłam na pierwszej ławce w restauracyjnym ogródku. Łzy leciały mi po policzku. Bałam się, że mnie znajdzie, a to była ostatnia rzecz, jaką chciałam.  Po chwili usłyszałam czyjeś kroki.
- Ines? Co się dzieje? – kucnął przy mnie Pablo.
- Boję się. –wyszeptałam przez łzy cały czas patrząc w ziemię.
- Spójrz na mnie. – chwycił mnie za podbródek, tak żebym mogła mu spojrzeć w oczy. Starł kciukiem łzę z mojego policzka. – Pomożemy Ci tylko musisz nam powiedzieć o chodzi.
- Chyba masz rację. Powinnam wam powiedzieć wszystko. – powiedziałam już spokojniejsza.
- To co, idziemy? – zapytał się podając mi rękę. Na potwierdzenie kiwnęłam głową.

Wchodząc na taras zauważyłam zaniepokojone twarze Cesca i Danielli. Usiedliśmy przy stole. Pablo cały czas trzymał moja rękę, dodawało mi to odwagi.
- Przepraszam, należą się wam jakieś słowa wyjaśnienia. – nabrałam powietrze, zaczęłam im wszystko wyjaśniać – Nie znalazłam się na Gran Canarii przypadkowo. Musiałam wyjechać z Barcelony. Im dalej tym lepiej. Prawda jest taka, że uciekłam. Uciekłam przed poprzednim życiem, przed poprzednim narzeczonym. – powiedziałam już ciszej.
- Ale dlaczego? – zapytała Dani.
- Bałam się zaufać mu jeszcze raz. Bałam się ze znowu mnie skrzywdzi. To było prawie dwa lata temu. Po tragicznym wypadku rodziców i brata, Marc bardzo się zmienił. Zaczął pić, nie wracać na noc, zrobił się agresywny. Pewnego dnia wrócił zalany w trupa i mnie pobił. Wylądowałam w szpitalu. Miałam wstrząs mózgu, złamaną rękę i pęknięte żebra. Po wyjściu z kliniki potwierdziło się to, czego się spodziewałam. Marc mnie zdradzał i miał zostać ojcem.

            Był późny poranek, słońce oświetlało ulice Barcelony, siedziałam sama w domu, w telewizji leciała jakaś telenowela. Nagle do drzwi ktoś zapukał. Otworzyłam je i za progiem dostrzegłam młodą dziewczynę z kruczoczarnymi włosami do ramion.
- Dzień dobry. Nazywam się Nuria Fernandez. Możemy porozmawiać. – zapytała nieśmiało. Wtedy dostrzegałam jej zaokrąglony brzuszek. Zaprosiłam ją do środka. Usiadłyśmy na kanapie. – Jestem w ciąży, a Marc jest ojcem mojego dziecka. – zamilkła na chwilę, a ja nie miałam pojęcia, co powiedzieć. – Przepraszam. Nie miałam pojęcia o Pani istnieniu. Myślałam, że jestem jedyną w jego życiu. Gdybym znała prawdę nigdy bym do tego nie dopuściła. Jeszcze raz przepraszam. Ja już może pójdę.
- Poczekaj. Mam jedno pytanie. Który to miesiąc? – zapytałam.
- Początek czwartego. Do widzenia - odpowiedziała i wyszła.
Udawałam twardą, lecz tak naprawdę w środku byłam wrakiem. Spodziewałam się tego, że Marc mnie zdradza, ale nie tego, że zostanie ojcem nie mojego dziecka.

- Nie chciałam go znać, ale kochałam go najbardziej na świecie. Obiecywał, że się zmieni, że już nigdy mnie nie skrzywdzi, nie zdradzi, nie uderzy. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Wmówiłam sobie, że mówi prawdę i mu wybaczyłam.
- Wybaczyłaś skurwielowi? – wybuchnął Cesc.
- Cesc.. – powiedziała spokojnie Daniella.
- Nie mów mi, że mam być spokojny. – zwrócił się do Dani. – On mógł Cię wtedy zabić, a Ty do niego wróciłaś.
- Tydzień przed przyjazdem tutaj spotkałam w parku tą dziewczynę. Była na spacerze z synkiem, z synkiem Marca. Był do niego taki podobny. Wtedy uświadomiłam sobie, jaka byłam ślepa. Widziałam, że już nigdy mu nie zaufam. – mówiłam z zaszklonymi oczami. - Postanowił od niego odejść. Chciałam z dnia na dzień zniknąć i tak znalazłam się na Gran Canarii. Przepraszam, że zepsułam wam ten wieczór. – wstałam i wyszłam z restauracji. Już nie powstrzymywałam łez, szłam przed siebie ulicą. Nie miałam pojęcia gdzie idę. To wszystko do mnie wróciło, znowu czułam się nikim. Z nieba zaczęły spadać krople deszczu, gdy usłyszałam głos Pabla
- Ines poczekaj.
- Zostaw mnie. – krzyknęłam.
- Nie zostawię Cię samej w takim stanie. – powiedział łapiąc mnie za ramiona. – Zadzwonię po taksówkę i odwiozę Cię do domu.
- Dziękuję – wyszeptałam i wtuliłam się w niego.
- Nie płacz już. Jestem przy Tobie. – przytulił mnie mocniej i pocałował w czoło.

Jechaliśmy w ciszy, siedziałam wtulona w Pablo. Było mi strasznie zimno, zanim przyjechała taksówka zdążyliśmy cali przemoknąć. Nie wiem, co bym zrobiła gdyby kuzyn Cesca za mną nie poszedł. Sama, w środku nocy, w wielkiej ulewie, nie wiadomo gdzie.
Po jakimś czasie byliśmy już w moim apartamencie.
- Idź się połóż i spróbuj zasnąć. Rano przyjadę sprawdzić jak się czujesz i przywiozę Ci pyszne śniadanko. Pamiętaj, że o możesz zadzwonić do mnie o każdej porze dnia i nocy.
- Dziękuję. Za wszystko. – powiedziałam delikatnie się uśmiechając.
- Nie musisz dziękować. Pójdę już. Dobranoc. – odrzekł i pocałował mnie w policzek. Otworzył drzwi i miał już wychodzić, gdy zapytałam:
- Pablo? Zostaniesz ze mną?
- Oczywiście. – wszedł z powrotem do mieszkania. – Zrobię herbatę a ty idź się położyć. Zaraz przyjdę.
Przebrałam się i położyłam się w swoim łóżku. Po chwili przyszedł Pablo w dwoma kubkami gorącej herbaty. Wypiliśmy ją w zupełniej ciszy.
- Idź spać. Ja położę się na dole na kanapie, wyglądała na wygodną. – zaśmiał się, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Nie musisz. To łóżko jest wystarczająco duże żeby pomieścić nasza dwójkę. Jak tu będziesz będę czuła się bezpieczniej. – Nie odpowiedział nic tylko położył się bok mnie. Wtuliłam się w niego i próbowałam zasnąć.
- Dobranoc księżniczko. – pocałował mnie w czubek głowy. Po chwili oboje odpłynęliśmy do krainy Morfeusza.

~*~

          Rano obudził mnie przepiękny zapach. Zeszłam na dół w białej piżamie w kwiatki. Na dole czekała na mnie porcja naleśników, nutella, świeże maliny i gorąca kawa.
- Dzień dobry. Widzę, że już wstałaś. To świetnie. Śniadanie podano. – powiedział rozpromieniony Pablo.
- Rozpieszczasz mnie. Wygląda i pachnie smakowicie. Dziękuję. – dobry humor Pablo udzielił mi się. Dzisiaj rano wstałam z nową energią do życia. Tamtego życia już nie ma i trzeba zacząć wszystko od początku.
Dawno nie jadłam tak dobrego śniadania. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie popijając kawę.
- Dlaczego robisz to wszystko dla mnie? – zapytałam.
- Zależy mi na Tobie. Nie pozwolę żeby ktoś Cię skrzywdził. Uwielbiam patrzeć na Twój uśmiech, radość życia mimo tego wszystkiego, co Ci się przydarzyło. Chciałbym Cię lepiej poznać. Chciałbym być bliżej Ciebie. – mówił kucając przy mnie. – Dlaczego nic nie mówisz?
Spojrzałam w jego czekoladowe oczy i pocałowałam go w usta. – Taka odpowiedź wystarczy?
- Jak najbardziej. – odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy. Delikatnie musnął moje wargi. Były takie słodkie i miękkie. Odwzajemniłam pocałunek. Całował z taką czułością.
- Muszę jechać do pracy. – wyszeptałam między kolejnymi pocałunkami.
- Już? – odpowiedział zmartwiony.
- Niestety. Daj mi 20 minut i będziemy mogli jechać. – powiedziałam, na co Pablo zaczął się przeraźliwie śmiać.
- 20 minut? Ja w takie bajki nie wierzę. Nie musisz się spieszyć. Poczekam. A teraz chcę jeszcze jednego buziaka.
- Wariat. – powiedziałam i złożyłam krótki pocałunek na jego ustach.

~*~

            Późnym popołudniem udaliśmy się wszyscy do wesołego miasteczka. Mała Lia czuła się jak w raju, przyznam że my też bawiliśmy się bardzo dobrze. Cesc z Pablem poszli jeszcze raz przejechać się na jednym z rollercoasterów, a ja zostałam z Daniellą i Lią przy stoisku z przekąskami. Mała zajadała się różowa watą cukrową, a my rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, co chwilę wybuchając śmiechem.
- Cieszę się, że was mam. – powiedziałam.
- My też się cieszymy, a chyba najbardziej Pablo. – powiedziała z szerokim uśmiechem. Na te słowa zakrztusiłam się colą.
- Żyj. – zaśmiała się Dani poklepując mnie po plecach. – Domyśliłam się. Te spojrzenia, uśmiechy. Poza tym, znam już trochę Pabla, widzę, że mu zależy.
- Postanowiliśmy spróbować. Chcę zapomnieć o tamtym życiu. A przy Pablu mam wrażenie, że urodziłam się na nowo.
- To świetnie. Ładnie razem wyglądacie. – powiedziała i przytuliła mnie. – Mam nadzieję, że wracasz po wakacjach do Barcelony?
- Chyba tak. Zostały jeszcze dwa miesiące. Zobaczymy.
- Pamiętaj, że zawsze jesteśmy z Tobą.

~*~

- To co, widzimy się jutro? Wspólne śniadanko u nas? – zaproponował Cesc, gdy zatrzymaliśmy się przed wejściem do hotelu.
- Beze mnie. Mam trochę papierkowej do nadrobienia, ale gdy tylko skończę to do was dołączę. – odpowiedziałam.
- Jak mus to mus. Baw się dobrze. – odparł Cesc, na co pokazałam mu język.
- My już pójdziemy, Lia zaraz uśnie Cescowi na rękach. – powiedziała Dani wskazując głową na swojego męża i córeczkę.
- Dobranoc ciociu – powiedziała mała Lia przecierając oczka.
- Dobranoc księżniczko. –odpowiedziałam, gdy znikali już za rogiem.
- Dasz się jeszcze zaprosić na lampkę wina albo spacer czy wracasz do domu? – zapytał Pablo.
- A obrazisz się jak powiem, że wracam do domu?
- Na ciebie nie da się złościć. – podeszliśmy do mojego samochodu, Pablo chwycił mnie w pasie i skradł krótki pocałunek na moich ustach. –Cały wieczór się powstrzymywałem żeby tego nie zrobić. – oplotłam ręce na jego szyi i szepnęłam mu do ucha:
- Nie musiałeś. Dani i tak się wszystkiego domyśliła. – pocałowałam go w policzek.
- Wiesz ty co? I tak mi nic nie powiedzieć. Nie ładnie. – powiedział i zaczął mnie łaskotać z wielkim uśmiechem na buzi.
- Pablo proszę. – z trudem wydukałam, gdy na chwilę przestał mnie łaskotać.
- A co będę z tego miał? –poruszył znacząco brwiami.
- Wariat. – powiedziałam i pocałowałam go. – Muszę już jechać.
- Niech będzie. Wpadnę jutro do ciebie żebyś się nie zanudziła na śmierć.
- Trzymam za słowo. – powiedziałam, gdy wsiadałam do samochodu.
- Obiecuję. A dostanę jeszcze buziaka na pożegnanie? – zrobił smutną minkę.
- Si. – złożyłam jeszcze krótki pocałunek na jego ustach, wsiadłam do auta i odjechałam.

~*~

       Mimo krótkiego snu byłam wypoczęta, spojrzałam przed okno. Dzisiaj nad Gran Canarią zebrały się chmurki, słońce delikatnie prześwitywało przez obłoki na niebie. Postanowiłam ubrać się w miętowe spodnie, szyfonową cielistą bluzeczkę z ozdobami na kołnierzyku. Na nogi założyłam posrebrzane szpilki. Nałożyłam delikatny makijaż, włosy upięłam w kok. Gdy dojechałam do pracy, Camila siedziała za swoim biurkiem.
- Hej, kawy? – powiedziała z uśmiechem na ustach.
- Jakbym mogła prosić. Bilans z zeszłego miesiąca jest już gotowy?- zapytałam.
- Za chwilę przyniosę.
- Oki. Będę u siebie.
Bilas z poprzedniego miesiąca i reszta dziwnych tabelek pochłonęła mnie całkowicie. Robiłam się już głodna, miałam nadzieję, że Pablo lada moment przyjdzie. Nagle z automatu telefonicznego usłyszałam głos Camili:
- Ktoś do Ciebie.
Nacisnęłam jeden z przycisków i rzuciłam tylko krótkie „Wpuść”. Była odwrócona tyłem do drzwi, ponieważ szukałam czegoś w szafce za biurkiem, gdy usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam…. Marca.
- Kogo moje oczy widzą. – powiedział z wielkim uśmiechem. Ciśnienie mi się podniosło, serce zaczęło mi szybciej bić. Musiałam zachować zimną krew, przecież zaczęłam nowe życie, w którym jego już nie ma.
- Co ty tutaj robisz? – zapytałam.
- Też się cieszę, że cię widzę kochanie.
- Jak mnie znalazłeś?
- Nieźle potrafisz się ukryć. Odnalezienie ciebie nie należało do najprostszych. Ale miałem szczęście. – powiedział z szyderczym uśmiechem. – Gdyby nie te cholerne gazety to nigdy bym się nie dowiedział gdzie jesteś. Chyba powinienem im podziękować. – rzucił już zdenerwowany na biurko wczorajsze wydanie Mundo Deportivo i Sportu. Na strona głównych wielkie zdjęcie moje i Fabregasów podczas wczorajszej lekcji surfingu. ‘Przeklęte gazety’ pomyślałam.- Zauważyłem kochanie, że bardzo dobrze się beze mnie bawisz. Cesc Fabregas? Potrafisz się ustawić.
- Wyjdź! – krzyknęłam.
- Oj słońce, co tak ostro? – powiedział i usiadł w jednym z foteli. – Jak to tutaj napisali „Cesc Fabregas z rodziną i piękną znajomą bardzo dobrze bawi się na Gran Canarii.” albo tutaj „Wśród nich jest również kuzyn Cesca, były piłkarz młodzieżowych drużyn FC Barcelony, Pablo Fabregas.” Już sobie kochasia znalazłaś? Nieładnie.
- Wynoś się! Zostaw mnie w spokoju!
- Cichutko. Zaraz sobie pójdę. Tylko powiem Ci jeszcze jedną rzecz. Zawsze będę blisko Ciebie. Nie odpuszczę. Byłaś, jesteś i zawsze będziesz tylko moja. Zapamiętaj to sobie.
- Daj mi spokój. Nie rozumiesz, że nas już nie ma? I już nigdy nie będzie? Wyjdziesz sam czy mam wezwać ochronę? – powiedziałam stojąc przy drzwiach. Próbowałam być spokojna, ale już nie miałam siły.
- Jesteś tego pewna kochanie? – chwycił mnie za nadgarstki i przycisnął do ściany. – Zapamiętaj sobie. Jeżeli nie będziesz moja to nie oddam Cię nikomu. Do zobaczenia kochanie. – pocałował mnie i wyszedł. Nie wytrzymałam, łzy popłynęły mi po policzkach. Nie miałam już sił. Zsunęłam się przy ścianie i schowałam twarz w dłoniach. Pojawił się, wszystko runęło. Bałam się, cholernie się bałam. O siebie, o Pabla, o Cesca i Danielle i małą Lię. Dlaczego? Dlaczego to wszystko jest takie trudne?


-------------
Przepraszam. Możecie mnie zabić. Wiem, że mnie tu długo nie było, ale po prostu nie miałam motywacji, czasu i chęci. Na szczęście na waszych blogach jestem w miarę na 
bieżąco.  Ten rozdział został stworzony w szkole na jakże ciekawych lekcjach. :D I dzięki kilku osobom które od dłuższego czasu domagały się nowego rozdziału. Mam nadzieje, że teraz wracam już na dobre. Niedługo wolne, myślę że stworze kolejny rozdział. Feliz Navidad!

Buziaczki Ines ;**