sobota, 31 maja 2014

Epilog.

Kilkanaście lat później…

                 Stałam w kuchni naszego pięknego domu i przygotowywałam obiad na moje szczęśliwej rodziny. W ogrodzie bawiła się trójka moich dzieci: najstarszy Lionel, młodszy od niego o 3 lata Thiago i moja najmłodsza królewna Laurita. Było piękne, słoneczne, letnie popołudnie. Kończyłam robić paelle z owocami morza, gdy do domu wrócił Pablo. Teczkę z laptopem położył na korytarzu i podszedł do mnie. Objął mnie od tyłu i pocałował w policzek.
- Mmmm jak pięknie pachnie. – powiedział – Poczta dzisiaj przyszła. – zaczął przeglądać koperty – Bank, rachunek, rachunek, reklama i… - zamilkł na chwilę – do Ciebie. Z więzienia. Od Marca. – dokończył, a ja zakrztusiłam się wodą, którą właśnie piłam. Wzięłam od niego kopertę i odłożyłam na najwyższą półkę regału. – Nie przeczytasz? – zapytał lekko zdziwiony.
- Teraz nie. Zawołaj dzieci na obiad, bo już wszystko gotowe. – poprosiłam.

***

Tego samego wieczoru, leżałam na leżaku na tarasie i patrzyłam jak Pablo gra z dziećmi w piłkę. Nasi synowie odziedziczyli chyba talent po wujku Cescu, od kilku lat grali w La Masii. Mała Laura jest małą baletnicą, ale lubi czasami pograć z rodzeństwem. Wyjęłam z kieszeni kopertę z listem od Marca. Chwilę się nią pobawiłam aż postanowiłam ją otworzyć. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam czytać.

                                                                                                                            


Barcelona, 15 lipca 2028 roku

                Droga Inés,

Jeżeli czytasz ten list to już jest to mój sukces. Piszę ten list po raz piętnasty. Każdego roku chciałem go wysłać, ale zawsze brakowało mi odwagi. Aż tego roku postanowiłem to zrobić. Minęło już piętnaście lat odkąd siedzę zamknięty w tych czterech ścianach. Ale nie mógłbym być wściekły za to na Ciebie. To wszystko moja wina. Mój błąd, ogromny błąd.

Chciałem Cię przeprosić, za wszystko. Pewnie nigdy mi nie wybaczysz. Wiem, że byłem Twoim największym koszmarem. Wyrządziłem Ci tyle krzywdy. Moja chora zazdrość mogła doprowadzić do najgorszego. Nie mogłem się pogodzić z faktem, że jesteś szczęśliwa u boku kogo innego. Ale teraz już to wiem, że jesteś w najlepszych rękach. Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa z Pablo. Cudownie razem wyglądacie. I macie śliczne dzieci. Nie bój się, nie wynająłem nikogo żeby to sprawdził. Mamy tutaj gazety, telewizje, internet. Pokazujecie się czasami u boku Cesca, dlatego wiem.

 Codziennie siedzę i myślę o tym, co się stało. Tak bardzo Cię zraniłem. Ale nie tylko Ciebie, rodzinę Fabregasów i wiele innych osób. Wiem, że wiesz, że mam syna. Teraz jest już nastolatkiem, za chwilę będzie dorosły, a ja go nigdy nie widziałem. Przez swoją głupotę.

Jedyne, co mogę teraz zrobić to przeprosić. Nie liczę na to, że mi wybaczysz. Chcę po prostu żebyś wiedziała, że żałuję, bardzo żałuję.

                                                                              Przepraszam, Marc.

Gdy skończyłam czytać list oczy miałam lekko wilgotne od łez, ręka, w której trzymałam kartkę papieru trzęsła mi się. Na szczęście po chwili na moim leżaku usiadł Pablo i mocno mnie przytulił.
- I co? Co chciał? - zapytał.
- Najlepiej sam przeczytaj. - odpowiedziałam mu i podałam mu list. Pab w głębokim zamyśleniu czytał jego treść. Gdy skończył, złożył go i z powrotem włożył do koperty.
- To już przeszłość. - skomentował - Mamy siebie i cudowne dzieci. Mimo, że jest gnojem jest jedna rzecz, za którą mógłbym mu podziękować. – powiedział z uśmiechem, a ja spojrzałam na niego z lekkim zdziwieniem. – Dzięki niemu poznałem Ciebie. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Kocham Cię, od zawsze, na zawsze. 

-----------

I tym oto romantycznym akcentem kończymy to opowiadanie. Przyznam się wam, że uroniłam nie jedną łezkę przy tym epilogu. Oficjalnie mogę powiedzieć, że blog: Cada día pienso en ti uważam za zakończony. 11.07.2013 - 31.05.2014. Jejku, to tyle czasu już minęło? Aż sama w to nie mogę uwierzyć. Chciałabym wam podziękować za to, że czytałyście, że komentowałyście. Jesteście kochane <3 Będę tęsknić za ta historią, pokochałam ją. Koniec tego, bo się zaraz poryczę. 
Chciałabym was wszystkie zaprosić na nowe opowiadanie: http://perdoname-miamor.blogspot.com/ Mam nadzieję, że wam się spodoba i będziecie czytać. Jeszcze raz dziękuję. <3 

Tym razem nie powiem do następnego. Ale nie mówię żegnajcie. Powiem: do zobaczenia na Perdóname!

Buziaczki,  
Ines :*


Cescy, nie odchodź. Proszę :( 

sobota, 17 maja 2014

Te quiero.

                Impreza, o której mówił Cesc miała odbyć się dziś wieczorem. Miałam poznać innych piłkarzy i ich partnerki. Małą Lię Cesc podrzucił swoim rodzicom na kilka dni. Grudzień w Barcelonie był wyjątkowo ładny, od kilkunastu dni nie padał deszcz, świeciło piękne słońce i temperatura była znośna jak na ta porę roku. Małymi kroczkami zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Ulice miasta były już przyozdobione kolorowymi lampkami, na wystawach sklepowych były motywy świąteczne, a w sklepach pojawiły się wyprzedaże. Na targu stanęła duża, pachnąca choinka. Wracałam właśnie z niego, na którym kupiłam gospodarzą dzisiejszej imprezy kilka ozdób do domu: choineczki, gwiazdorki, bałwanki. Wszystkie były takie śliczne, że nie mogłam się oprzeć.

                Zbliżała się 18, powoli zaczęłam szykować się do wyjścia. Włosy skręciłam na lokówce i zostawiłam rozpuszczone, zrobiłam delikatny makijaż. Założyłam czarne rurki, koszulkę w kolorze śliwki węgierki, długi wisiorek. Na wierzch zarzuciłam gruby, jasnobeżowy sweter, a szyję obwiązałam brązowym szalem typu komin.  Wsiadłam do taksówki i ruszyłam do domu Cesca i Dani. Gdy dojechałam na miejscu było już kilku piłkarzy i ich partnerek, Neymar przyjechał z Danim Alveszem, Pedro z Caroline, Carles z Vanessą, Leo z Antonellą, Pinto z żoną. Fabregas dzielnie witał swoich gości przy okazji przedstawiając mnie. Spotkanie ich wszystkich było niesamowitym przeżyciem. Byli zabawnymi, miłymi, a przede wszystkim normalnymi ludźmi. Po około godzinie byli już wszyscy zaproszeni, czyli około 40 osób. Muzyka grała, alkohol się lał, a ja próbowałam, chociaż przez chwilę porozmawiać z każdym. Stałam właśnie z kilkoma dziewczynami, Dani, Anto, Shaki (musiałam się uszczypnąć, bo aż sama w to nie wierzyłam), Vanessą, Anną i Nurią, i rozmawiałyśmy o ciuchach. Nagle w drugiej części ogromnego salonu zaczęło się robić głośno. Wszyscy faceci głośno śmiali się i tak jakby się z kimś witali. Odwróciłam się i mnie zamurowało. Wśród piłkarzy Barcelony, witający się z barcelońską trójką stał Pablo. Ubrany w jeansy, popielaty sweter, z artystycznym nieładem na włosach i delikatnym zarostem. Gdy spojrzał na mnie kieliszek napełniony czerwonym winem, który trzymałam w ręce spadł na ziemie rozbijając się drobny mak. Wszyscy spojrzeli na mnie, szybko kucnęłam żeby pozbierać kawałki szkła. Ręce całe mi się trzęsły, oczy zrobiły się wilgotne od łez. Po chwili Daniella kucnęła koło mnie i chwyciła mnie za rękę
- Zostaw to, posprzątam. – spojrzałam na nią a ta delikatnie się uśmiechnęła.
- Przepraszam. – wyszeptałam, podniosłam i wyszłam na ogród się przewietrzyć.

Na dworze było bardzo zimno, a ja wyszłam w krótkim rękawku. Niebo rozświetlały piękne gwiazdy. Stanęłam na środku idealnie ściętego trawnika i wzięłam kilka głębokich wdechów żeby się uspokoić. Po chwili usłyszałam czyjeś kroki, wiedziałam, że to Pablo.
- Nie chcę z Tobą rozmawiać. Zostaw mnie. – powiedziałam cała się trzęsąc.
- Przyniosłem Ci sweter. Proszę. – odpowiedział, odwróciłam się i łza poleciała mi po policzku. Szybko ją starłam i założyłam ubranie.
- Dziękuję. Co tu robisz? Nie powinieneś być w Singapurze? – zapytałam.
- Wróciłem. Zerwałem kontrakt i wróciłem. – delikatnie się uśmiechnął – Nie umiem żyć bez Ciebie. Codziennie, w każdej sekundzie życia zastanawiałem się, co robisz, jak się czujesz, czy jesteś szczęśliwa. Ja bez Ciebie nie byłem. Z każdym dniem tęskniłem za Tobą coraz bardziej. Zawsze, gdy dzwoniłem do Cesca pytałem się czy się odezwałaś. Za każdym razem słyszałem to samo, ‘nie’. Myślałem, że ułożyłaś sobie życie na nowo, ale gdy ostatnio zadzwoniłem usłyszałem, że wróciłaś, że Cesc i Dani mają z Tobą kontakt. Postanowiłem wrócić, dla Ciebie. – walczyłam sama ze sobą żeby się nie rozpłakać. Pab powiedział, że wrócił dla mnie, że tęsknił, a ja jak idotka zapytałam się:
- Co z pracą? Co z Singapurem?

- Pieprzyć kontrakt. Liczysz się tylko Ty. – zrobił kilka kroków w moją stronę, praktycznie nasze buty stykały się z sobą czubkami. Spojrzał mi w oczy i on cicho szepnął – Kocham Cię. – poniosłam rękę i pogłaskałam go po policzku, żeby upewnić się, że on naprawdę tu jest. Pablo lekko podniósł swoje kąciki ust, przybliżył się, nasze twarze dzieliły już tylko milimetry.
- Ja też Cię kocham. – przegryzłam delikatnie wargę i pocałowałam go w usta, po chwili Pab odwzajemnił pocałunek.
- Wracajmy do środka, bo będziesz chora głuptasie. – zaśmiał się.
- Mam tylko jeszcze jedno pytanko. Cesc wiedział, że przyjedziesz? – spojrzałam na niego.
- Cesc tak, Daniella nie. Ale nie bądź zła, chciałem Ci zrobić niespodziankę.
- I zrobiłeś. – odpowiedziałam i cmoknęłam go w policzek. Pablo chwycił mnie za rękę i poszliśmy do domu Fabregasów.

***

~ Czerwiec ~

Siedziałam w salonie w rozciągniętym dresie i oglądałam kolejny odcinek mojego ulubionego serialu. Czekałam aż Pablo wróci z pracy, bo po drodze miał wjechać po zakupy, z których mieliśmy zrobić kolacje. Umierałam z głodu a jego nadal nie było. Jeśli chodzi o kontrakt mojego narzeczonego to na szczęście wszystko dało się jakoś załatwić. Zamiast Fabregasa w Singapurze siedzi jego kolega Ivan, a Pablo nadzoruje wszystko z Barcelony. W tej chwili usłyszałam dźwięk zamykających się drzwi.
- Kochanie wróciłem. – krzyknął, gdy wszedł do mieszkania.
- No nareszcie. Umieram z głodu. Zrobiłeś zakupy? – zapytałam.
- Nie. – powiedział i dał mi całusa w policzek.
- Kurde Pablo. I co my będziemy jeść? – powiedziałam zdenerwowana.
- Spokojnie. Zabieram Cię na kolację. A później ma dla Ciebie niespodziankę. Ubierz się w coś ładnego i jedziemy. – tak jak powiedział tak zrobiła. Założyłam luźne, brązowe spodnie, szary sweterek i sandałki. Na nadgarstki nałożyłam srebrne i złote bransoletki, na szyi zawiesiłam naszyjnik. Gotowa do wyjścia wróciłam do salonu, gdzie czekał na mnie Pablo w ciemnych jeansach i błękitnej koszuli niezapiętej na dwa ostatnie guziczki. – Ślicznie wyglądasz. – powiedział i wyszliśmy z mieszkania. Posiłek zjedliśmy w malutkiej restauracyjce w porcie. Jedzenie było przepyszna, a atmosfera jeszcze lepsza. Gdy zjedliśmy, słońce już zaszło, niebo powoli robiło się granatowe i zaczęły pojawiać się gwiazdy. Staliśmy przy samochodzie, Pablo wyjął z kieszeni czarna opaskę.
- A teraz niespodzianka, zabieram Cię w wyjątkowe miejsce. A żebyś nie podglądała gdzie jedziemy to mam taką magiczną opaskę. – uśmiechnął się i założył mi opaskę na oczy.
- Jesteś niemożliwy – zaśmiałam się i założyłam ją – Teraz mi pomóż wsiąść.
- Już kochanie – odpowiedział, otworzył drzwi i pomógł mi wejść do samochodu.

Po około 20 minutach jazdy, Pablo zatrzymał auto. Wysiadł, a po chwili otworzył moje drzwi podał mi rękę żebym też wysiadła. Dookoła panowała cisza, z oddali było słychać szum morza.
- Mogę już to zdjąć? – zapytałam chwytając za czarny materiał. Po chwili moim oczom ukazał się nieskończony dom. Miał dach, olbrzymie okna, obłożony był styropianem. – Pab, co my tu robimy? – zapytałam i rozejrzałam się dookoła. Byliśmy na wąskiej uliczne, otoczonej ślicznymi willami.
- Kochanie, to jest nasz dom – powiedział dumnie. – Za dwa miesiące powinien być już skończony. Moje dwa skarby – położył mi rękę na lekko zaokrąglonym brzuszku – będą mieć piękny dom z dużym ogrodem. – mówił a ja stałam jak wmurowana w ziemię – Chodź, oprowadzę was. – chwycił mnie za dłoń i ruszyliśmy zwiedzać nasz nowy dom. Budynek miał dwa piętra. Na parterze miał się znajdować salon połączony z kuchnia i jadalnią, razem miały tworzyć wielką przestrzeń; łazienka i gabinet. Na piętrze miała być nasza sypialnia z dużą garderobą i łazienką. Obok pokój naszego maluszka, który miał się urodzić za cztery miesiące. Oprócz tego były jeszcze dwa pokoje, które na razie miały być przeznaczone dla gości, a później, jak to powiedział Pablo „Przerobimy je na pokoiki dla naszych dzieci.”.
Stanęliśmy w ‘ogrodzie’, Pab objął mnie i zapytał:
- I jak, podoba się? – potrzęsłam twierdząco głową. – Cieszę się. Mam nadzieję, że masz już wizję wnętrz, bo jutro po południu jesteśmy umówieni z projektantem wnętrz. – powiedział i pocałował mnie.
- Wiesz, że jesteś niemożliwy? – zapytałam.
- Wiem. Ale za to mnie kochasz.

---------------

No i jest nowy rozdział. Tydzień temu napisałam, ale czasu brakowało żeby go dodać. Mam dwie wiadomości, jedną smutną, a jedną dobrą (mam nadzieję). Może zacznę od tej gorszej. To jest ostatni rozdział tego opowiadania, został tylko krótki epilog który pojawi się na pewno do końca maja. Ines jest z Pablo, myślę że wszyscy się cieszą. I że niektórzy w końcu się przekonają do kuzyna Fabregasa, prawda Nikaaaa? ;) A teraz ta dobra wiadomość, po zakończeniu tego bloga zacznę publikować nowego. Prolog na nim pojawi się równo z epilogiem tutaj. Tutaj link jakbyście chciały zobaczyć bohaterów i zwiastun: http://perdoname-miamor.blogspot.com/ 
No to chyba tyle, do następnego.

PS. Ja i tak jestem dumna z naszych kochanych chłopców. Dla mnie i tak są zwycięzcami. Ale jak patrze na zdjęcia płaczącego Marca to aż serce boli. :( 

Buziaczki,
Ines ;*



czwartek, 17 kwietnia 2014

Łut szczęścia

Kilka miesięcy później…

Listopad. Miesiąc kojarzące się ze smutkiem i przygnębiającą pogodą. Na szczęście nie w Barcelonie. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo ciepły. Słońce pięknie świeciło, po błękitnymi niebie pływały biało-szare chmurki, wiatr delikatnie powiewał i strącał ostatnie liście z drzew. Ubrana w czarne rurki, białą koszule, beżową skórzaną kurtkę, obwiązana czarnym szalikiem wracałam z popołudniowych zakupów. Obładowana torbami wyszłam do swojego mieszkania. Położyłam kupione produkty na stole w kuchni, gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Spodziewałam się Marty z moim małym chrześniakiem. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam piłkarza Barçy.
 - Cesc.. - powiedziałam ze zdziwieniem.
- Hej. Miło Cię wreszcie widzieć. Mogę wejść? - zapytał.
- Jasne. - ruchem ręki pokazałam, że ma wejść do salonu. - Napijesz się się czegoś? Kawa, herbata, coś zimnego?
- Nie dzięki. Od kiedy jesteś w Barcelonie? - zapytał prosto z mostu.
- Wróciłam dwa tygodnie po was. – odpowiedziałam opierając się o kuchenny blat.
- I się nie odezwałaś? Przecież obiecałaś. Inés, martwiliśmy się. Dlaczego?
- Zostawiłam to wszystko na Gran Canarii. Uznałam, że tak będzie lepiej, i tak zmarnowaliście dużo czasu i nerwów na mnie. Każdy z nas wrócił do dawnego życia.
- Co ty opowiadasz? Dziewczyno, wszyscy za Tobą tęsknimy. Lia codziennie pyta o ciocię Inés, Dani teraz siedzi sama, bo Anto z Leo są przez najbliższe dwa miesiące w Argentynie. Lubisz znikać prawda? Wpisz to sobie do CV. – powiedział lekko zdenerwowany.
- Cesc proszę. Uznałam, że tak będzie najlepiej dla wszystkich.
- Oj głuptasie. Stęskniłem się. – uśmiechnął się i mnie przytulił. – Wiesz, że i tak za dwa tygodnie byśmy się zobaczyli? – zapytał mając na myśli zbliżającą się rozprawę.
- Niekoniecznie. Nie muszę być podczas przesłuchiwania świadków. Minęlibyśmy się. – odpowiedziałam, a piłkarz tylko pokręcił głową.  
- Jesteś gotowa na spotkanie z nim?
- Nie drążmy tego teraz. Zostały jeszcze dwa tygodnie, nie chce teraz o tym myśleć.
- Niech będzie. No to szykuj się. – powiedział zadowolony.
- Gdzie? – zapytałam ze zdziwieniem.
- Jedziemy zrobić niespodziankę moim dwóm skarbom. A po drodze wpadniemy jeszcze do Ciutat Esportiva bo zapomniałem telefonu.
- Oj Cesc, nie wiem czy to jest dobry pomysł.
- To jest genialny pomysł. Co prawda Lia już może spać, ale Daniella będzie przeszczęśliwa. Proszę? – zrobił oczy kota ze Shreka.
- Daj mi 10 minut. – powiedziałam z uśmiechem.
- Jesteś wspaniała. Czekam na dole w samochodzie. – powiedział i wyszedł z mieszkania. Szybko się odświeżyłam, odwołałam spotkanie z Martą i udałam się do czarnego Audi A8 które stało przed moją kamienicą. Po drodze dużo opowiadaliśmy i śmialiśmy się. Fabregas mówił o ostatnich żartach, jakie Pique zrobił chłopakom w szatni. Wspominał coś o jakiejś imprezie niedługo i ze zaproszona jestem. Oczywiście wszystko bez szczegółów, jak to w zwyczaju Francesca.

Po około godzinie dojechaliśmy pod ogromny dom. Przy wszystkich małych willach w okolicy wyglądał jak blok. Kilku piętrowy budynek, obłożny białymi, marmurowymi płytami, z wielkimi oknami i bardzo wysokim murem.
- Wow. Szalejesz. W tym domu to się chyba zgubić można.. – mówiłam sama do siebie.
- Inés zaczekaj tu. Ja ci zrobię zapowiedź i za chwilę wejdziesz. – powiedział szeptem, gdy staliśmy na korytarzu. – Kochanie wróciłem. – krzyknął i wszedł do salonu.
- Hej kocie. Co tak późno? – zapytała Daniella.
- A bo mam dla Ciebie niespodziankę i nie są to nowe buty ani torebka. – powiedział z uśmiechem a Dani spojrzała z zaciekawieniem na niego. – Gotowa?
- Tylko mi nie mów, że kupiłeś psa. Cesc no.. – odetchnęła głęboko, a piłkarz zaczął się głośno śmiać. Ja sama też ledwo powstrzymywałam się od śmiechu.
- Hej Dani. – powiedziałam, a brunetka szybko się odwróciła. Była strasznie zaskoczona moim widokiem.
- Inés!!! Jak ja się stęskniłam. – mocno mnie przytuliła, w jej oczach było widać łzy szczęścia. – Ale jak? Jak ty ją znalazłeś? – zapytała Cesc.
- Łut szczęścia. – odpowiedział dumnie – Ja panie zostawiam na chwilkę. – dodał i wyszedł z salonu.
- Ja chyba śnię. Nie wiem jak on to zrobił, ale mam najcudowniejszego męża na świecie. Aż się popłakałam.
- Nie płacz. Wróciłam i już nie zniknę. Obiecuję. – powiedziałam.
- Kilka miesięcy temu też obiecywałaś, że będziesz się odzywać. A jak było? Zniknęłaś na trzy miesiące.
- Przepraszam. Myślałam, że tak będzie lepiej.
- Nie mówmy już o tym. Ważne, że już jesteś. Wszyscy bardzo za Tobą tęskniliśmy, a Lia w szczególności. Codziennie pytała się o ciocię Inés. Zostaniesz do jutra? Mała strasznie się rano ucieszy jak Cię zobaczy. Nadrobimy stracony czas. No i mam dobre wino… - powiedziała z uśmiechem.
- Przekonałaś mnie. - zaśmiałam się.
Siedziałyśmy w salonie popijając pyszne czerwone wino. Dużo rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się, żartowałyśmy. Cesc pojawiał się i znikał, ponieważ miał jeszcze kilka spraw do załatwienia.
- Tęsknisz za nim? – zapytała w pewnym momencie Daniella.
- Codziennie siedzę i myślę o nim. Co robi, jak mu w tym Singapurze, czy ma kogoś. – odpowiedziałam bawiąc się bransoletkami
- Cesc ostatnio z nim rozmawiał. Jakoś daje rade. Nadal go kochasz, prawda?
- To już nie ma znaczenia. Ja jestem tu, on jest tam. Próbowałam zapomnieć, ale nie umiem.
- Kochanie, bo jeśli się kogoś naprawdę kocha to nie można zapomnieć. – powiedziała i mocno mnie przytuliła.

Dwa tygodnie później..

To dziś, dzień, w którym będę musiała stanąć twarzą w twarz z Marciem. Całe szczęście są przy mnie Cesc i Daniella. Wspierają mnie najlepiej jak potrafią. Ubrana w czarne spodnie rurki, tego samego koloru sweterek i botki czekałam na przyjazd Fabregasów. Po chwili rozdzwonił się mój telefon z informacją, że czekają na dole. Zarzuciłam na siebie popielaty płaszcz, wzięłam do ręki czarną torebkę i wyszłam z domu. Na dworze wiał silny, zimny wiatr, niebo było zachmurzone, zapowiadali na dzisiaj obfite opady deszczu. Żeby nie zmarznąć szybko wsiadłam do samochodu piłkarza.

***

- Proszę wstać sąd idzie. – na sali sądowej rozległ się protokolantki. Starszy mężczyzna, w siwych włosach i czarnych okularach na nosie usiadł za dużym stołem. Po chwili na salę został wprowadzony Marc. W eleganckim garniturze, z idealnie dobranym krawatem, zakuty w kajdanki usiadł w ochronie dwóch policjantów.
- Panu Marcowi Gonzalezie zarzuca się usiłowanie zabójstwa Pani Inés Pereiry, - powiedział sędzia i w tym momencie przeleciał mi moment wypadku przed oczami – nękanie, zastraszanie, pobicie powódki. Czy oskarżony przyznaje się do winy? – zapytał go.
- Nie. – odpowiedział mój były narzeczony.
Cała rozprawa trwała prawie trzy godziny. Przesłuchano Marca, mnie, Cesca, Danielle i kilku innych nieznanych mi osób. Jako dowód puszczono nagranie z kamer zamontowanych w hotelu. Było doskonale widać, że Marc czekał aż wejdę na jezdnie i wtedy ruszył.
- Świadek Pablo Fabregas złożył zeznania w ambasadzie Królestwa Hiszpanii w Singapurze, proszę o dołączenie ich do akt. – wstał i powiedział prokurator.
- Dołączam dowód. – zakomunikował sędzia – Ogłaszam przerwę. Wyrok zapadnie po naradzie. – puknął młoteczkiem w stół i wyszedł z sali. Całą przerwę spędziłam z Cesciem i Daniellą przy automacie z kawą. Strasznie się denerwowałam, te trzy godziny przesłuchań, przypominania sobie tego wszystkiego były czymś okropnym. Gdy wróciliśmy do sali sędzia ogłosił wyrok:
- Sąd uznaje Pana Marca Gonzaleza za winnego zarzucanych mu czynów i skazuje go na karę 25 lat pozbawienia wolności i dożywotni zakaz zbliżania się do Pani Inés Pereira i jej rodziny. – sędzia powiedział i ostatecznie uderzył młoteczkiem w stół. Wtedy spojrzałam na Marca, ani jego oczy ani mimika twarzy nie mówiły nic. Nie wyrażała żadnych emocji. Policjanci chwycili go za rękę i wyprowadzili z sali. Wtedy widziałam go po raz ostatni. Dani z Cesciem podeszli do mnie i mocno mnie przytulili.
- Już po wszystkim. Dzielna dziewczynka. - powiedział z uśmiechem piłkarz - Chodź jedziemy do domu, musisz odpocząć.

------------------

Zakochałam się w tym zdjęciu <3




I jest nowy rozdział. Taki chyba bezbarwny, ale jest. Został jeszcze tylko jeden rozdział i epilog. Za chwilę święta, a później egzaminy. Kolejny rozdział powinien pojawić się w weekend majowy, wtedy będzie dużo wolnego czasu. Chciałabym życzyć wam wszystkim wesołych świąt i żeby obfity zajączek do nas przykicał. A tym co za tydzień piszą egzaminy gimnazjalne powodzenia i nie denerwujcie się, BĘDZIE DOBRZE. :)

Buziaczki
Inés ;*

sobota, 15 marca 2014

Nie rób nam tego..

                Leżałam sama w pustym pokoju, przez okno wpadały do niego popołudniowe promienie słoneczne. Dzień był przepiękny, błękitne niebo, pełne słońce i wysoka temperatura. Niestety ja nadal byłam uziemiona i nie miałam zgody lekarza na wychodzenie do ogrodu szpitalnego. Czułam się już coraz lepiej, nie odczuwałam już bólów głowy i pleców. Nienawidzę siedzieć bezczynnie, ale jestem na to skazana. Fabregasowie odwiedzają mnie codziennie, strasznie się o mnie troszczą.
Przeglądałam gazetę, gdy usłyszałam pukanie. Po chwili drzwi się otworzyły i zobaczyłam uśmiechniętego Pablo.
- Hej kochanie. – podszedł i pocałował mnie w czoło – Jak się czujesz?
- Wspaniale. Ja chcę już stąd wyjść. – zrobiłam smutna minkę.
- O nie nie nie. Nie ma mowy. Jeszcze sobie troszkę tu poleżysz.
Jeszcze chwilę porozmawialiśmy, pośmialiśmy się, zjedliśmy słodziutkie brzoskwinki. Nagle Pablo się zawahał, ale zaczął mówić:
- Inés, muszę Ci coś powiedzieć. – spoważniał, wziął głęboki oddech – Wczoraj dostałem telefon z Barcelony. Mój projekt był najlepszy i wygrałem. Będziemy realizować ogromny kontrakt.
- To wspaniale. – przytuliłam go – Dlaczego się nie cieszysz?
- Kochanie, ja… muszę wyjechać. Do Singapuru.
- Gdzie? – zapytałam z niedowierzaniem.
- Do Singapuru. Na pół roku, może rok.. – gdy usłyszałam te słowa zatkało mnie. Nie byłam w stanie powiedzieć ani jednego słowa. – Inés.. powiedz coś. Proszę. – spojrzał na mnie smutno. Czułam, że zaraz się rozpłaczę. Moje życie jest bezsensu. Wszystko się wali.
- Idź już. Jestem zmęczona. – wyszeptałam, nie potrafiłam dłużej patrzeć na niego. Wiedziałam, że zaraz zniknie z mojego życia.
- Ale… - zaczął.
- Idź. – przerwałam mu. Pablo powoli wstał z fotela, musnął lekko moje usta i wyszedł z sali. Drzwi się zamknęły, a ja momentalnie wybuchłam płaczem. Dlaczego? Dlaczego każdy mój związek kończy się porażką? Co jest ze mną nie tak?
                Całą noc przepłakałam i zastanawiałam się nad najlepszym rozwiązaniem. W tej sytuacji nie było dobrego wyjścia. W końcu podjęłam chyba najtrudniejszą decyzję w swoim życiu.
Z samego rana napisałam sms’a do Pabla o treści „Musimy porozmawiać”. Hiszpan zjawił się po niecałej godzinie. Nie wyglądał najlepiej, widać było, że nie spał dobrze dzisiejszej nocy. Usiadł w fotelu przy moim łóżku i zaproponował:
- Wyjedź ze mną. Nie chcę Cię stracić.
- Pablo... nie. To nie ma sensu. – wstałam z łóżka i spojrzałam przez okno – Chyba ktoś tam na górze chce nam powiedzieć, że nie jesteśmy sobie pisani. Ja niedługo wrócę do Barcelony, ty polecisz do Singapuru. I zapomnimy. Wyjeżdżając stąd zamkniemy pewien rozdział, nasz rozdział i zaczniemy żyć od nowa. Sami, osobno. Niech wszystko, co wydarzyło się tutaj, na Gran Canarii, niech zostanie na wyspie. Zostawmy to za sobą. I zacznijmy od nowa. Jutro macie samolot, jutro zobaczymy się po raz ostatni.
- Ja nie chcę, nie potrafię zapomnieć. Jesteś częścią mnie. Nie rób nam tego.. – w jego oczach widziałam dużo bólu. Mi też te słowa z trudem przechodziły przez gardło.
- Przykro mi, ale to koniec. Pablo, jesteś najcudowniejszym facetem, jakiego znam. To, że Cię poznałam było czymś wyjątkowym. Zawsze będę Cię pamiętać. To dzięki Tobie przeżyłam ten cały koszmar. Nigdy nie zapomnę wspaniałej rodziny Fabregasów. Dziękuję za to, że byłeś, gdy najbardziej potrzebowałam wsparcia. Kocham Cię, ale nie potrafię wyjechać na drugi koniec świata. Proszę, nie wypominaj mi, że kilka miesięcy temu to zrobiłam. Ja muszę o tym wszystkim zapomnieć. I muszę zrobić to sama. – łzy poleciały mi po policzkach.
- Nie płacz. – podszedł i mnie przytulił – Bardzo Cię Kocham i nigdy nie zapomnę. Może jak wrócę za rok to dasz nam szansę. Ale chyba będę musiał liczyć na cud, że za dwanaście miesięcy Cię znajdę i będziesz jeszcze wolna. – cicho się zaśmiałam - Jesteś najwspanialszą dziewczyną na świecie z najpiękniejszym uśmiechem. Powiedziałaś, że od jutra mamy zacząć nowy rozdział. Dasz nam jeszcze jeden, ostatni dzień. Taki pożegnalny?
- Ostatni. – delikatnie go pocałowałam.
- Przebierz się w coś, bo chyba w piżamie nie wyjdziesz. Idę pogadać z lekarzem żeby pozwolił mi Cię na jeden porwać.

                Cały dzień spędziliśmy na plaży. Byliśmy w parku, na pięknej plaży koło kliniki. Cieszyliśmy się ostatnimi wspólnymi chwilami. Pożegnanie było długie i bardzo romantyczne. Żadne z nas nie chciało zakończyć tego dnia. Niestety nastała ta chwila, gdy staliśmy przed wejściem do kliniki.
- Jutro się zobaczymy po raz ostatni. Obiecaj mi, że będziesz szczęśliwy. – spojrzałam mu w oczy.
- Spróbuję, ale bez Ciebie nic nie będzie takie same. – przegarnął mój niesforny kosmyk włosów.
- Do zobaczenia jutro. – pocałowałam go i weszłam do szpitala.

***
             To już dzisiaj, ostatni dzień, gdy zobaczę wszystkich Fabregasów. Wreszcie zobaczę małą Lię, której nie widziałam prawie od dwóch tygodni. Ubrana w ¾ spodenki w kratkę i czarną koszulkę siedziałam na łóżku, gdy nagle usłyszałam pukanie.
- Proszę. – krzyknęłam. Drzwi się otworzyły i rozległo się głośne „Cześć” Cesca i Pabla. Nagle zza Danielli wyskoczyła mała istotka.
- Ciocia, ciocia. – pokrzykiwała swoich słodkim głosikiem. Podbiegła do mojego łóżka i mocno mnie przytuliła. Wyglądała w prześlicznie w sukience w kwiatki. Jej ciemne włosy związane były w dwa kucyki. Z oddali było czuć ich zapach, gumy balonowej. Lia uwielbiała ten szampon.
- Cześć kruszynko, ale ty ślicznie dzisiaj wyglądasz.
- Dziękuję. – odpowiedziała i lekko się zarumieniła.
Wszyscy rozsiedli się dookoła mojego łóżka i zaczęli mówić jeden przez drugiego. Lia, co chwilę krzyczała „Patrzcie, patrzcie, papużki”. Było głośno jak na bazarze.
- Kochanie, może chcesz porysować? – Dani zwróciła się do swojej córeczki.
- Taaak. – Lia pokiwała główką. Żona piłkarza wyjęła z torebki piórnik w księżniczki i blok rysunkowy. ‘Czego ta kobieta nie ma w tej torebce’ pomyślałam. Gdy mała zaczęła rysować przy stoliku obok Cesc zaczął mówić:
- Wiesz, że musimy już dzisiaj wyjechać. Gdyby nie to, że zaczyna się presezon i mam dużo treningów to byśmy zostali, ale nie możemy..
- No przecież wiem. I tak dla mnie dużo zrobiliście. A wakacje z najlepszym piłkarzem na świecie kiedyś musza się skończyć. – powiedziałam, a Cesc uśmiechnął się dumnie.
- Obiecujesz, że jak wrócisz do Barcelony to się odezwiesz? – zapytała Dani.
- Taa. – odpowiedziałam krótko.
- Ej, to nie było przekonujące.
- No obiecuję no.
- Rozmawiałam wczoraj z dziewczynami i…
- Kiedy? Pierwsze słyszę. – wtrącił się Fabregas.
- Cesc, proszę nie przerywaj mi. Nie mogę się doczekać kiedy Cię poznać.
- A ja zabiorę Cię na trening. Chłopaki pewnie pokochają Cię tak jak my. – dodał Cesc.
- Fajnie. – odpowiedziałam i spojrzałam na Pabla. Od dłuższego czasu nic nie mówił. Widziałam w jego oczach dużo smutku i bólu. Nie były już takie wesołe, nie było w nich już tych iskierek. Nagle do łóżka podbiegła Lia.
- Ciociu, to dla Ciebie. – podała mi kolorowy obrazek i usiadła obok mnie – Patrz, to jestem ja, to mamusia, to tata.
- Dlaczego jestem z piłką? – zapytał Cesc.
- No bo ty tatusiu tylko grasz w piłkę. Codziennie biegasz z wujkiem Gerim i Leo w tą i z powrotem za tą głupią piłką. Ostatnio Thiago z Milanem też zaczęli grać, a ja nie lubię. – powiedziała ze smutną minką – Wolę się z mamusią przebierać w nowe sukienki i buciki. – odparła dumnie.
- Boże dlaczego? – zapytał zrezygnowany Cesc i spojrzał w sufit. Wszyscy zaczęli się śmiać, a mała mówiła dalej.
- A to jest wujek Pablo, a to ty. – uśmiechnęła się.
- Ślicznie. Dziękuję. -  pocałowałam ją w policzek.
- Na nas niestety już czas, musimy się jeszcze spakować. – powiedziała Dani.
- Odpoczywaj i odzywaj się czasem. – powiedział Cesc i pocałował mnie w policzek.
- Pamiętaj, że jesteśmy z Tobą. – przytuliła mnie mocno Daniella.
- A teraz moja kolej. – wtrąciła Lia – Pa ciociu. Jesteś najlepszą ciocią na świecie. Razem z ciocią Shaki i Anto. Kocham Cię. – rzuciła mi się na szyję.
- Ja też Cię kocham kruszynko. Bądź grzeczna. – pocałowałam ją w czółko. Mała wspięła się na ręce Cesca.
- Pablo, będziemy czekać w samochodzie. – powiedziała Daniella. Gdy wyszli z mojej sali Pablo zapytał: 
- I mam Cię teraz zostawić i obiecać, że o Tobie zapomnę? Przecież to jest niemożliwe. – stanęłam naprzeciw niego i delikatnie pogłaskałam po policzku.
- Kocham Cię, ale nadeszła ta chwila. – powiedziałam i przegrywałam wargę. Pablo delikatnie się uśmiechnął i mnie pocałował. Trwało to bardzo długo.
- Kocham Cię. – wyszeptał, gdy nasze twarze stykały się nosami.
- Żegnaj Pablo. – delikatnie pocałowałam go. Wyjęłam swoją rękę z jego uścisku. – Żegnaj…


----------
No i jest, krótki i smutny. Ale taki miał być. To już prawie koniec tego opowiadania. Zostały dwa albo trzy rozdziały i epilog. Przepraszam za opóźnienia, ale nie miałam w ogóle czasu na pisanie.
Do następnego,
Ines :*

niedziela, 16 lutego 2014

Durante una semana, día y noche.

PABLO

- Pablo… musisz tu przyjechać. Inés…. Ona… właśnie ją reanimują. – powiedziała przez łzy. Wpadłem w panikę.
Momentalnie telefon wyleciał mi z ręki, spadł na chodnik i rozbił się w drobny mak. Szybko pozbierałem jego resztki i wsiadłem na wynajęty motor. Pędziłem tak szybko jak tylko mogłem. W szpitalu byłem niecałe pięć minut później. Biegłem pustymi korytarzami szpitala, pod sale ukochanej. Przy oknie wtulona w Cesca stała Daniella, oboje wpatrywali się w grupę lekarzy wokół łóżka Inés.  
- Co się stało? – zapytałem wpatrzony tępo w ziemię.
- Nie wiem. Byłam u niej i nagle na monitorze amplitudy zamieniły się w równą kreskę, wszystko zaczęło piszczeć. Pielęgniarka mnie wyprosiły, zbiegli się lekarze. Jakieś dziesięć minut już ją reanimują. – Dani znowu się rozpłakała i wtuliła w Cesca. Chwilę później z sali wyszedł lekarz.
- Udało nam się przywrócić akcje serca pacjentki. Miejmy nadzieję, że już więcej się nie podda, bo ma, dla kogo żyć.
- Panie Doktorze, co się stało? Mówił Pan, że operacja się udała, że wszystko jest dobrze. – próbowałem być opanowany, ale w środku nie miałem już siły. Cały czas nie docierało do mnie, że jej przez chwilę z nami nie było.
- Trudno mi teraz powiedzieć, dlaczego, serce pacjentki nagle się zatrzymało. Podjęliśmy się reanimacji i udało nam się ją odzyskać. Jeszcze dzisiaj, jeżeli jej stan się nie pogorszy przejdzie dokładne badania, po których będziemy mogli stwierdzić, co było przyczyną.  Będziemy utrzymywać ją teraz w śpiączce farmakologicznej dłużej niż przewidywałem. Jeśli wszystko będzie dobrze to za około pięć dni będziemy próbowali ją wybudzać.  Ona jest silna, da radę.
- Mogę do niej wejść? – zapytałem z nadzieją.
- Nie teraz. Muszę się trzymać przepisów. Za 30 minut będzie Pan mógł na chwilę ją odwiedzić, ale tylko chwilę. A teraz przepraszam, pacjenci wzywają. – lekko się uśmiechnął i odszedł.
Grzecznie usiadłem na twardym krześle i czekałem te długie pół godziny. Cały czas nie wierzyłem w to, że Inés mogłaby już nie żyć. Już nigdy bym nie zobaczył jej uśmiechu, pięknych oczu. Już nigdy nie mógłbym jej pocałować, przytulić. Całe moje życie straciłoby sens. Daniella z Cesciem poszli się przewietrzyć, żona mojego kuzyna ledwo się trzymała. Nikomu z nas nie było łatwo, tylko każdy przeżywał to inaczej. Narzuciłem na siebie kitel ochronny i wszedłem do sali, w której bezwładnie leżała przepiękna hiszpanka. Usiadłem na stołku stojącym koło łóżka.
- Hej kochanie. Wiesz jak nas nastraszyłaś? – pocałowałem ją w rękę – Gdzie ty się wariatko chciałaś wybrać? – uśmiechnąłem się - Twoje miejsce jest tutaj, z nami. Nigdzie cię nie puścimy. Musisz być silna, wyjdziesz z tego i wrócimy do Barcelony. I będziemy żyć długo i szczęśliwie, co ty na to? – pogłaskałem ją po dłoni - Pomyśl nad tym, a ja idę posiedzieć na twardych krzesełkach na korytarzu, bo znowu mnie stąd wyganiają. Kocham Cię. – jeszcze raz się do niej uśmiechnąłem i wyszedłem z sali. 

Kilka dni później

Od trzech dni Inés znajduje się już w normalnej sali. Mogę już siedzieć przy niej dzień i noc. Lekarze powoli ją wybudzają, podają jej leki w mniejszych dawka. Jednak nie mogą stwierdzić ile to jeszcze będzie trwać. Do hotelu jeżdżę tylko żeby się umyć i przebrać. Daniella z Cesciem są w szpitalu codziennie, żona mojego kuzyna mogłaby siedzieć tu pewnie cały czas, ale jest przecież mała Lią, którą ktoś musi się zająć.
Siedziałem, w sumie to przysypiałem oparty o łóżko ukochanej. Twarz miałem schowaną w dłonie, nagle poczułem czyjś delikatny dotyk. Podniosłem głowę i spojrzałem na Inés.
- Pablo. – powiedziała szeptem i delikatnie się uśmiechnęła.
- Obudziłaś się. Nareszcie. – chwyciłem jej dłoń i pocałowałem - Tak się cieszę. Dobrze się czujesz? Czy mam zawołać lekarza?
- Nie trzeba. Długo tu leżę? – zapytała.
- Tydzień. Pamiętasz, co się stało?
- Chyba tak, ale nie chcę o tym rozmawiać. – powiedziała i pogłaskała mnie po policzku – Cieszę się, że tu jesteś.
- Od tygodnia, dzień i noc. Kocham Cię. – delikatnie się uśmiechnęła i zasnęła.

INÉS

Otworzyłam oczy i zobaczyłam śpiącego mężczyznę przy moim łóżku. Otaczały mnie blado beżowe ściany, przez chwilę nie wiedziałam gdzie jestem i co tu robię. Nagle wszystko wróciło jak bumerang. Wypadek, Marc.. ja chyba nadal żyję. A to wygląda jak szpital. Chłopak siedzący obok mnie był podobny do Pabla. Zebrałam w sobie wszystkie siły podniosłam rękę do jego głowy. Delikatnie przejechałam opuszkami palców po jego dłoni.

To było on. Mój Pablo. Na mój widok szeroko się uśmiechnął, było widać, że mu ulżyło tym, że wreszcie się obudziłam. Strasznie się cieszyłam, że kuzyn Fabregasa był przy mnie. Mimo wszystko miałam jeszcze strasznie mało sił, zamieniłam z nim kilka zdań i zasnęłam. 

---------
Wymęczony ten rozdział, ale jest. Zadowolona z niego nie jestem. W pewnym momencie chciałam uśmiercić Inés, ale uznałam, że nie będę bez serca. Główna bohaterka się obudziła, ale czy to oznacza, że będzie już pięknie i różowo? Jak myślicie? Dowiecie się tego niedługo. A ja idę rozpaczać bo dzisiaj ostatni wieczór ferii i jutro do szkoły, co za koszmar! Do następnego.

Buziaczki, Inés ;*

niedziela, 26 stycznia 2014

Nie zostawiaj mnie...

PABLO

                     Długi, biały korytarz. Wszystko nieskazitelnie czyste. Siedzieliśmy pod salą operacyjną już kolejną godzinę. Dłużyły się one niemiłosiernie. Kto chwile ktoś wchodził i wychodził, ale nikt nie chciał nam nic powiedzieć, co się dzieje z Inés.
                     Był już środek nocy, popijałem kolejną ohydną kawę i wspominałem wszystkie chwile z nią spędzone. Pamiętam jak pierwszy raz ją zobaczyłem. Była taka piękna, jej uśmiech powalał na kolana. Mimo tak krótkiej znajomości tyle już razem przeszliśmy. Dzisiejszy dzień zapowiadał się tak dobrze, wszystko tak wspaniale się układało. Patrząc na nasze wspólne zdjęcie miałem łzy w oczach. Po chwili usiadł koło mnie Cesc.
- Dzwonił komisarz. Musimy się rano zgłosić na zeznania. – powiedział bez emocji. Przytaknąłem.
- Do jasnej cholery, dlaczego nikt nie chce nam nic powiedzieć? – krzyknąłem po chwili i uderzyłem pięścią w ścianę.
- Pablo spokojnie. Zaraz ktoś przyjdzie. – próbowała uspokoić mnie Daniella.
- Jak ja mam się uspokoić? Inés walczy tam o życie, a ja mam być spokojny. A co jeśli ona… - nie dokończyłem, nie chciało mi przejść to przez gardło.
- Nawet tak nie myśl. – upomniał mnie Cesc.
- Państwo są rodziną Pani Inés Pereira? – zapytał się lekarz, który właśnie wyszedł zza wielkich drzwi prowadzących na salę operacyjną.
- Można tak powiedzieć. – odparłem.
- Operacja się udała. Pacjentka straciła dużo krwi, ale udało nam się zatamować krwotok. Na razie utrzymywana jest w śpiączce farmakologicznej. Najbliższe 72 godziny będą decydujące.
- Co to znaczy? – zapytała Daniella.
- Dopiero po przebudzeniu pacjentki będziemy w stanie określić obrażenia mózgu. To był upadek z wielką siłą, jesteśmy gotowi na każdą ewentualność. Ale proszę być dobrej myśli. – poklepał mnie po ramieniu.
- Mogę ją zobaczyć? – zapytałem z nadzieją.
- No dobrze, ale tylko na chwilkę. A zaraz potem, polecam wrócić do domu i się przespać. Ona jest w dobrych rękach. Proszę za mną. – powiedział i ruszył w kierunku OIOMu.

                     Wszedłem do sali, na środku, podłączona do tysięcy rurek leżała Inés. Była taka krucha i bezbronna. Podszedłem do jej łóżka i chwyciłem za rękę.
- Kochanie… - złożyłem delikatny pocałunek na jej dłoni – Przepraszam. To moja wina, miałem Cię chronić. Przepraszam… - zawiesiłem głos - Nie możesz mnie teraz zostawić, musisz się obudzić. Nie zdążyłem Ci powiedzieć jak bardzo Cię kocham. Musisz walczyć, dla siebie…. Dla nas.
- Musi Pan już wyjść. – upomniała mnie pielęgniarka.
- Dobrze, zaraz wyjdę. – zwróciłem się do niej, a po chwili znowu do Inés – Nie pozwalają mi tu siedzieć, ale wiedz, że jestem tu za drzwiami. Cały czas jestem prze Tobie. Kocham Cię. – powiedziałem i wyszedłem z sali. Naprzeciwko na krzesełkach siedzieli Cesc i Daniella.
- Wracajcie do hotelu. Nie ma sensu żebyście tu siedzieli. – powiedziałem do mojego kuzyna i jego żony.
- A ty? – odpowiedział.
- Ja tu zostanę. Nawet nie próbuj mnie przekonywać do zmiany decyzji.
- Wiem, że i tak byś nie posłuchał. – uśmiechnął się - Przyjedziemy jutro, w sumie to już dzisiaj, jak tylko złożymy zeznania. Wtedy ty pojedziesz.
- Dzwoń od razu jakby się coś działo. – powiedziała Dani.
- Jasne. Do zobaczenia. – gdy zniknęli za rogiem, usiadłem na jednym z twardych krzeseł i zasnąłem.

~*~

- Pablo, wstawaj chłopie. – szturchał mnie Cesc.
- Ojeju. – przeciągnąłem się. Wszystko mnie bolało, każdy mięsień. – Chyba zasnąłem.
- Nie dziwię się. Jak Inés? – zapytała Daniella.
- Bez zmian. Byliście na policji? – odpowiedziałem.
- Tak. Jeszcze go nie złapali, przepadł jak kamień w wodę. – powiedział Cesc. – Jedź do hotelu, ogarnij się, prześpij, zjedz coś. Wyglądasz jak wrak człowieka. Później jedź złożyć zeznania. Będziemy to siedzieć. Zadzwonimy jakby coś się działo.
- Dzięki stary. – uścisnąłem kuzyna.

                     Wsiadłem w pierwszą lepszą taksówkę i udałem się do hotelu, wziąłem gorący, odprężający prysznic. Położyłem się na łóżku i od razu zasnąłem. Spałem kilka godzin, naładowałem baterie na kolejne godziny spędzone w szpitalu. Niestety jeszcze czekają mnie zeznania, znowu będę musiał to wszystko sobie przypomnieć. Ale zrobię wszystko żeby ten drań wylądował w więzieniu na długie lata. Założyłem pierwsze lepsze ubrania, które wyciągnąłem z szafy. Zjadłem szybki obiad i udałem się na komisariat.

- Do jasnej cholery. Naprawdę nie macie co robić, tylko po setny pytać się o to samo? Tak, jestem pewny. To była Marc González. Ten drań prawie zabił moją ukochaną. Ruszcie się, szukajcie go. A nie siedzicie tu i nie działacie. – wybuchłem. Miałem już dość tej sytuacji.
- Proszę się uspokoić. Szukamy go, wszyscy organy ścigania są poinformowane. Pan González, nie opuści wyspy.
- Jak ja mam się uspokoić jak tkwię tu już kolejną godzinę zamiast siedzieć przy Inés? Jak? – uderzyłem pięścią w stół.
- Dobrze. Niech Pan już idzie. Znajdziemy go, obiecuję. – odpowiedział komisarz. Szybko wstałem z miejsca i wyszedłem z budynku. Nagle rozdzwonił się mój telefon, to była Daniella.

- Pablo… musisz tu przyjechać. Inés…. 

---------------
Przepraszam, że tak długo czekaliście na ten rozdział. Od tygodnia go dodawałam, ale nie byłam do niego przekonana. W sumie nadal nie jestem. Nie byłam w stanie z niego nic wycisnąć, dlatego wyszedł taki krótki i chyba najgorszy ze wszystkich do tej pory.
Powoli, małymi kroczkami zbliżamy się do końca tej historii. Za tydzień zaczynam ferie (jupi!) i mam nadzieję, że uda mi się napisać przynajmniej z dwa rozdziały. ;)

Buziaczki, Ines. ;**

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Nie oddam Ciebie jemu

            Od pojawienia się Marca minęło kilka dni. Cała rodzina Fabregasów bardzo się mną opiekowała, zabierała na różne wycieczki, spacery, kolacje. Wszystko po to żebym nie myślała o Marcu. A on nie zniknął, codziennie czekał na mnie pod hotelem. Na szczęście nigdy nie byłam sama.
            Dwa dni po jego pojawieniu się na Gran Canarii dostałam kopertę ze zdjęciami moimi i Pabla podczas wieczornego spaceru po plaży oraz dołączoną karteczkę „Nie oddam Ciebie jemu.”. Wiedziałam, że Marc śledzi każdy mój ruch i tylko czeka aż zostanę sama. Pablo cały czas był przy mnie. Przy nim czułam się bezpiecznie, z dnia na dzień coraz bardziej się w nim zakochiwałam. Sądziłam, że nikt nie będzie w stanie zaburzyć mojego szczęścia, lecz myliłam się.

~*~

            Obudziłam się wcześnie rano, korzystając z wolnej chwili usiadłam na balkonie i zaczęłam czytać książkę. Dochodziła 9.00, Pablo niedługo powinien po mnie przyjechać. Poszłam wziąć prysznic i przygotować się do wyjścia. Ubrałam się w wzorzyste turkusowe krótkie spodenki i cienką żółtą koszulę. Na nogi założyłam sandałki, włosy zostawiłam rozpuszczone. Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, za nimi ujrzałam Pabla w granatowych spodenkach do kolan, obcisłej zielonkawej koszulce idealnie podkreślającej jego mieście. Artystyczny nieład panujący na jego głowie i delikatny zarost powodowały, że stawał się jeszcze bardziej pociągający.
- Hej kochanie. Ślicznie wyglądasz. – chwycił mnie w pasie i okręcił dookoła siebie.
- Puść mnie wariacie. – powiedziałam.
- Nie. – odpowiedział i skradł mi krótki pocałunek.
Gdy postawił mnie wreszcie na ziemi, poszłam jeszcze do pokoju po torebkę i powiedziałam:
- Jestem gotowa, możemy iść.
- To ruszajmy. Cesc mówił, że dzisiaj pojedziemy do delfinarium żeby Lia mogła z nimi popływać i tak dalej. Więc spotkamy się z nimi na miejscu.  – mówił Pablo, gdy szliśmy do mojego samochodu.
-Oki. Wsiadaj. – siedzieliśmy już w aucie, gdy w lusterku dostrzegłam znajomą mi postać. To był Marc…
- Coś się stało? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła. – zapytał z troską Pablo.
- Nie. Wszystko w porządku. – skłamałam, nie chciałam go jeszcze bardziej martwić. I tak był już podirytowany całą tą sytuacją. Chciał iść na policje jak tylko Marc znowu pojawi się blisko mnie.
            Po około 40 minutach jazdy byliśmy na miejscu. Cała drogę rozmawialiśmy, śmialiśmy się i śpiewaliśmy piosenki, które akurat leciały w radiu. Krótko po nas na miejsce dotarli również Cesc z Daniellą i małą Lią. Dani miał na sobie przepiękne krótkie spodenki w kwiaty i białą bokserkę. Jak zwykle wyglądała zjawiskowo. Cesc miał szczęście, że znalazł sobie taką śliczną, mądrą i kochającą żonę.
- Cześć zakochańce. – przywitał się rozradowany Cesc.
- Cesc, darowałbyś już sobie. – powiedziała Daniella.
- No dobrze. – odpowiedział i pocałował swoją żonę w policzek. – Chodźcie.
- Ciociu, a wiesz, że będę pływała z delfinkami? – zapytała słodko Lia chwytając mnie za rękę. – I ty też.
- Ja też? – odpowiedziałam zdziwiona.
- No tak. Tatuś powiedział, że wszyscy będziemy.
- Jak tatuś tak powiedział to pewnie tak będzie. Chodź kruszynko. Bo zaraz nam uciekną. – powiedziałam i szybciutko zaczęłyśmy biec w kierunku jej rodziców.
            Na początku naszego pobytu w delfinarium oglądaliśmy pokazy delfinów. Lia była zachwycona, delfinki skakały, pływały na grzbiecie. Wreszcie przyszedł czas na kąpiel z tymi uroczymi ssakami. Ubraliśmy kapoki i czekaliśmy na naszą kolej. Pierwsi poszli Cesc z Daniellą i Lią, ponieważ mała nie mogła się już doczekać. Razem z Pablem czekaliśmy na brzegu wielkiego basen i robiliśmy im oraz sobie tysiące zdjęć.
- Jeden z instruktorów cały czas pożera Cię wzrokiem. Chyba będę zazdrosny. – powiedział Pablo robiąc mi kolejne zdjęcie.
- Niepotrzebnie. Liczysz się Ty i tylko Ty. – odpowiedziałam mu i pocałowałam w usta. Zajęci sobą nie zauważyliśmy, kiedy rodzina Fabregasów skończyła swoją kąpiel.
- Ekhem. Nie chcę przeszkadzać, ale teraz wy. – powiedział Cesc, który stał za nami.
- A no tak. Już idziemy. – odpowiedziałam i ruszyliśmy w kierunku drabinek.
- Stój! Aparat, teraz ja chcę się pobawić w fotoreportera. – krzyknął Cesc. Oddałam mu aparat i weszłam do chłodnej wody. Idealnej w taki gorący i słoneczny dzień jak ten. Śmiechu podczas zabawy z delfinami było, co nie miara. Cały czas nas chlapały i skakały nad naszymi głowami.
- Proszę ładnie zapozować do zdjęcia. – krzyknął z brzegu Cesc. Jak na zawołanie podpłynął do nas jeden z ssaków morskich. Pablo dał mi buziaka w jeden policzek, a delfin w drugi. – Będzie cudowne zdjęcie do rodzinnego albumu.
Chwilę później wyszliśmy z Pablem z wody i dołączyliśmy do Danielli, która siedziała w małą na placu zabaw.
- Jak się bawiliście?- zapytała nas Dani.
- Świetnie było. – odpowiedzieliśmy zgodnie.
 - Co powiecie na kolacje wieczorem?
- Czemu nie. Mam ochotę na pyszne krewetki. Ale nie ma w co się ubrać. – powiedziałam smutna.
- Nie przejmuj się. W hotelowym butiku widziałam ślicznie sukienki. – odparła z uśmiechem Daniella.

~*~

            Żona Fabregasa miała rację, sukienki były prześliczne. Wybrałam jedną w mocnym odcieniu żółci, sięgająca do połowy ud.  Umówiliśmy się na 19.00. Mieliśmy spotkać się przed hotelem, ponieważ dzwonił do mnie szef i prosił o wysłanie kilku ważnych dokumentów.
Wyszłam z hotelu, zachodzące słońce zaświeciło mi prosto w oczy. Przymrużyłam je i po chwili dostrzegał przyjaciół po drugiej stronie ulicy. Uśmiechnęłam się i ruszyłam przed siebie. Dostrzegłam ten błysk w oczach Pabla, tak bardzo się cieszyłam, że go poznałam. Przechodząc przez jezdnię usłyszałam krzyk Cesca, a zaraz potem Danielli, „Ines uważaj!”. Odwróciłam się i zobaczyłam czerwone, wyścigowe auto jadące prosto na mnie. Nie zdążyłam nic zrobić. Zobaczyłam tylko kierowcę, był nim Marc. W myślach słyszałam tylko „Nie oddam Cię nikomu”. Później nie pamiętam już nic.

~*~

PABLO

            Daniella miała genialny pomysł z tą kolacją. Gdy Ines jest z nami nie boję się tak o nią. Wiem, że w tym czasie Marc się do niej nie zbliży.
            Czekałem z Cesciem i Dani przed hotelem w oczekiwaniu na Ines. Po chwili po drugiej stronie ulicy ujrzałem najpiękniejszą kobietę na tej ziemi. Miała na sobie śliczną żółta sukienkę bez pleców, wyglądała w niej zjawiskowo. Z dnia na dzień, z godziny na godzinę, z minuty na minutę coraz bardziej się w niej zakochiwałem. Gdy nas zobaczyła szeroko się uśmiechnęła i przyspieszyła. Nagle usłyszałem krzyk mojego kuzyna i jego żony, odwróciłem wzrok i zobaczyłem czerwono krwiste Porsche pędzące w kierunku Ines. Ogromny huk, ciało dziewczyny przelatujące nad samochodem i krzyk Danielli. Tyle pamiętam z momentu wypadku. Byłem w ogromnym szoku, ale najszybciej jak mogłem podbiegłem do bezwładnie leżącej ukochanej. Instynktownie sprawdziłem pul, który na szczęście był wyczuwalny. Z głowy leciała jej krew. „Pogotowie, niech ktoś wezwie pogotowie” krzyczałem zrozpaczony. W oczach Cesca i Danielli widziałem strach i przerażenie. Mój kuzyn bezskutecznie próbował uspokoić swoją żonę. Do przyjazdu karetki, klęczałem przy Ines, trzymając ją za rękę cały czas powtarzałem „Nie zostawiaj mnie, proszę. Nie możesz mi tego zrobić. Musisz walczyć, dla nas.” Po chwili przyjechało pogotowie. Gdy trzech sanitariuszy przenosiło na noszach Ines do pojazdu. Wysoki, siwy lekarz podszedł do mnie i powiedział:
- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy żeby ją ratować.
- Proszę mi obiecać, że ona przeżyje.
- Przykro mi, nie mogę tego zrobić. Proszę być dobrej myśli. – odpowiedział i wsiadł do karetki. Ambulans odjechał a ja stałem jak słup soli i patrzyłem na miejsce, w którym przed chwilą była jeszcze Ines. W pewniej chwili poczułem dłoń na swoim ramieniu, to był Cesc…
- Wszystko będzie dobrze. Jest silna, wyjdzie z tego. – powiedział szeptem, jakby sam w to nie wierzył. – Kochanie wracaj do małej, ja pojadę z Pablem do szpitala. – zwrócił się do Danielli.
- Jadę z wami… Nie mogę zostawić jej teraz samej.- powiedziała powstrzymując się od płaczu.

Wsiedliśmy do taksówki i pojechaliśmy do Clínici Scandinavica. Przez całą drogę modliłem się żeby z tego wyszła. Ona nie może mnie zostawić, nie może… W momencie wypadku zdałem sobie sprawę jak bardzo ją kocham. Jeżeli ona umrze nigdy sobie nie wybaczę tego, że jej nie obroniłem przed tym draniem.  Zrobię wszystko żeby wylądował w więzieniu.

--------I jest kolejny. Mam nadzieję, że się spodoba. Powoli, małymi kroczkami zbliżamy się do końca tego opowiadania. Na święta dostałam chyba prezent w postaci weny. Oby mnie szybko nie opuściła.Chciałabym życzyć
 wam wszystkiego co najlepsze w nadchodzącym roku. Szczęścia, radości, uśmiechu, miłości i dużo weny.
Buziaczki Ines ;**