sobota, 31 maja 2014

Epilog.

Kilkanaście lat później…

                 Stałam w kuchni naszego pięknego domu i przygotowywałam obiad na moje szczęśliwej rodziny. W ogrodzie bawiła się trójka moich dzieci: najstarszy Lionel, młodszy od niego o 3 lata Thiago i moja najmłodsza królewna Laurita. Było piękne, słoneczne, letnie popołudnie. Kończyłam robić paelle z owocami morza, gdy do domu wrócił Pablo. Teczkę z laptopem położył na korytarzu i podszedł do mnie. Objął mnie od tyłu i pocałował w policzek.
- Mmmm jak pięknie pachnie. – powiedział – Poczta dzisiaj przyszła. – zaczął przeglądać koperty – Bank, rachunek, rachunek, reklama i… - zamilkł na chwilę – do Ciebie. Z więzienia. Od Marca. – dokończył, a ja zakrztusiłam się wodą, którą właśnie piłam. Wzięłam od niego kopertę i odłożyłam na najwyższą półkę regału. – Nie przeczytasz? – zapytał lekko zdziwiony.
- Teraz nie. Zawołaj dzieci na obiad, bo już wszystko gotowe. – poprosiłam.

***

Tego samego wieczoru, leżałam na leżaku na tarasie i patrzyłam jak Pablo gra z dziećmi w piłkę. Nasi synowie odziedziczyli chyba talent po wujku Cescu, od kilku lat grali w La Masii. Mała Laura jest małą baletnicą, ale lubi czasami pograć z rodzeństwem. Wyjęłam z kieszeni kopertę z listem od Marca. Chwilę się nią pobawiłam aż postanowiłam ją otworzyć. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam czytać.

                                                                                                                            


Barcelona, 15 lipca 2028 roku

                Droga Inés,

Jeżeli czytasz ten list to już jest to mój sukces. Piszę ten list po raz piętnasty. Każdego roku chciałem go wysłać, ale zawsze brakowało mi odwagi. Aż tego roku postanowiłem to zrobić. Minęło już piętnaście lat odkąd siedzę zamknięty w tych czterech ścianach. Ale nie mógłbym być wściekły za to na Ciebie. To wszystko moja wina. Mój błąd, ogromny błąd.

Chciałem Cię przeprosić, za wszystko. Pewnie nigdy mi nie wybaczysz. Wiem, że byłem Twoim największym koszmarem. Wyrządziłem Ci tyle krzywdy. Moja chora zazdrość mogła doprowadzić do najgorszego. Nie mogłem się pogodzić z faktem, że jesteś szczęśliwa u boku kogo innego. Ale teraz już to wiem, że jesteś w najlepszych rękach. Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa z Pablo. Cudownie razem wyglądacie. I macie śliczne dzieci. Nie bój się, nie wynająłem nikogo żeby to sprawdził. Mamy tutaj gazety, telewizje, internet. Pokazujecie się czasami u boku Cesca, dlatego wiem.

 Codziennie siedzę i myślę o tym, co się stało. Tak bardzo Cię zraniłem. Ale nie tylko Ciebie, rodzinę Fabregasów i wiele innych osób. Wiem, że wiesz, że mam syna. Teraz jest już nastolatkiem, za chwilę będzie dorosły, a ja go nigdy nie widziałem. Przez swoją głupotę.

Jedyne, co mogę teraz zrobić to przeprosić. Nie liczę na to, że mi wybaczysz. Chcę po prostu żebyś wiedziała, że żałuję, bardzo żałuję.

                                                                              Przepraszam, Marc.

Gdy skończyłam czytać list oczy miałam lekko wilgotne od łez, ręka, w której trzymałam kartkę papieru trzęsła mi się. Na szczęście po chwili na moim leżaku usiadł Pablo i mocno mnie przytulił.
- I co? Co chciał? - zapytał.
- Najlepiej sam przeczytaj. - odpowiedziałam mu i podałam mu list. Pab w głębokim zamyśleniu czytał jego treść. Gdy skończył, złożył go i z powrotem włożył do koperty.
- To już przeszłość. - skomentował - Mamy siebie i cudowne dzieci. Mimo, że jest gnojem jest jedna rzecz, za którą mógłbym mu podziękować. – powiedział z uśmiechem, a ja spojrzałam na niego z lekkim zdziwieniem. – Dzięki niemu poznałem Ciebie. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Kocham Cię, od zawsze, na zawsze. 

-----------

I tym oto romantycznym akcentem kończymy to opowiadanie. Przyznam się wam, że uroniłam nie jedną łezkę przy tym epilogu. Oficjalnie mogę powiedzieć, że blog: Cada día pienso en ti uważam za zakończony. 11.07.2013 - 31.05.2014. Jejku, to tyle czasu już minęło? Aż sama w to nie mogę uwierzyć. Chciałabym wam podziękować za to, że czytałyście, że komentowałyście. Jesteście kochane <3 Będę tęsknić za ta historią, pokochałam ją. Koniec tego, bo się zaraz poryczę. 
Chciałabym was wszystkie zaprosić na nowe opowiadanie: http://perdoname-miamor.blogspot.com/ Mam nadzieję, że wam się spodoba i będziecie czytać. Jeszcze raz dziękuję. <3 

Tym razem nie powiem do następnego. Ale nie mówię żegnajcie. Powiem: do zobaczenia na Perdóname!

Buziaczki,  
Ines :*


Cescy, nie odchodź. Proszę :( 

sobota, 17 maja 2014

Te quiero.

                Impreza, o której mówił Cesc miała odbyć się dziś wieczorem. Miałam poznać innych piłkarzy i ich partnerki. Małą Lię Cesc podrzucił swoim rodzicom na kilka dni. Grudzień w Barcelonie był wyjątkowo ładny, od kilkunastu dni nie padał deszcz, świeciło piękne słońce i temperatura była znośna jak na ta porę roku. Małymi kroczkami zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Ulice miasta były już przyozdobione kolorowymi lampkami, na wystawach sklepowych były motywy świąteczne, a w sklepach pojawiły się wyprzedaże. Na targu stanęła duża, pachnąca choinka. Wracałam właśnie z niego, na którym kupiłam gospodarzą dzisiejszej imprezy kilka ozdób do domu: choineczki, gwiazdorki, bałwanki. Wszystkie były takie śliczne, że nie mogłam się oprzeć.

                Zbliżała się 18, powoli zaczęłam szykować się do wyjścia. Włosy skręciłam na lokówce i zostawiłam rozpuszczone, zrobiłam delikatny makijaż. Założyłam czarne rurki, koszulkę w kolorze śliwki węgierki, długi wisiorek. Na wierzch zarzuciłam gruby, jasnobeżowy sweter, a szyję obwiązałam brązowym szalem typu komin.  Wsiadłam do taksówki i ruszyłam do domu Cesca i Dani. Gdy dojechałam na miejscu było już kilku piłkarzy i ich partnerek, Neymar przyjechał z Danim Alveszem, Pedro z Caroline, Carles z Vanessą, Leo z Antonellą, Pinto z żoną. Fabregas dzielnie witał swoich gości przy okazji przedstawiając mnie. Spotkanie ich wszystkich było niesamowitym przeżyciem. Byli zabawnymi, miłymi, a przede wszystkim normalnymi ludźmi. Po około godzinie byli już wszyscy zaproszeni, czyli około 40 osób. Muzyka grała, alkohol się lał, a ja próbowałam, chociaż przez chwilę porozmawiać z każdym. Stałam właśnie z kilkoma dziewczynami, Dani, Anto, Shaki (musiałam się uszczypnąć, bo aż sama w to nie wierzyłam), Vanessą, Anną i Nurią, i rozmawiałyśmy o ciuchach. Nagle w drugiej części ogromnego salonu zaczęło się robić głośno. Wszyscy faceci głośno śmiali się i tak jakby się z kimś witali. Odwróciłam się i mnie zamurowało. Wśród piłkarzy Barcelony, witający się z barcelońską trójką stał Pablo. Ubrany w jeansy, popielaty sweter, z artystycznym nieładem na włosach i delikatnym zarostem. Gdy spojrzał na mnie kieliszek napełniony czerwonym winem, który trzymałam w ręce spadł na ziemie rozbijając się drobny mak. Wszyscy spojrzeli na mnie, szybko kucnęłam żeby pozbierać kawałki szkła. Ręce całe mi się trzęsły, oczy zrobiły się wilgotne od łez. Po chwili Daniella kucnęła koło mnie i chwyciła mnie za rękę
- Zostaw to, posprzątam. – spojrzałam na nią a ta delikatnie się uśmiechnęła.
- Przepraszam. – wyszeptałam, podniosłam i wyszłam na ogród się przewietrzyć.

Na dworze było bardzo zimno, a ja wyszłam w krótkim rękawku. Niebo rozświetlały piękne gwiazdy. Stanęłam na środku idealnie ściętego trawnika i wzięłam kilka głębokich wdechów żeby się uspokoić. Po chwili usłyszałam czyjeś kroki, wiedziałam, że to Pablo.
- Nie chcę z Tobą rozmawiać. Zostaw mnie. – powiedziałam cała się trzęsąc.
- Przyniosłem Ci sweter. Proszę. – odpowiedział, odwróciłam się i łza poleciała mi po policzku. Szybko ją starłam i założyłam ubranie.
- Dziękuję. Co tu robisz? Nie powinieneś być w Singapurze? – zapytałam.
- Wróciłem. Zerwałem kontrakt i wróciłem. – delikatnie się uśmiechnął – Nie umiem żyć bez Ciebie. Codziennie, w każdej sekundzie życia zastanawiałem się, co robisz, jak się czujesz, czy jesteś szczęśliwa. Ja bez Ciebie nie byłem. Z każdym dniem tęskniłem za Tobą coraz bardziej. Zawsze, gdy dzwoniłem do Cesca pytałem się czy się odezwałaś. Za każdym razem słyszałem to samo, ‘nie’. Myślałem, że ułożyłaś sobie życie na nowo, ale gdy ostatnio zadzwoniłem usłyszałem, że wróciłaś, że Cesc i Dani mają z Tobą kontakt. Postanowiłem wrócić, dla Ciebie. – walczyłam sama ze sobą żeby się nie rozpłakać. Pab powiedział, że wrócił dla mnie, że tęsknił, a ja jak idotka zapytałam się:
- Co z pracą? Co z Singapurem?

- Pieprzyć kontrakt. Liczysz się tylko Ty. – zrobił kilka kroków w moją stronę, praktycznie nasze buty stykały się z sobą czubkami. Spojrzał mi w oczy i on cicho szepnął – Kocham Cię. – poniosłam rękę i pogłaskałam go po policzku, żeby upewnić się, że on naprawdę tu jest. Pablo lekko podniósł swoje kąciki ust, przybliżył się, nasze twarze dzieliły już tylko milimetry.
- Ja też Cię kocham. – przegryzłam delikatnie wargę i pocałowałam go w usta, po chwili Pab odwzajemnił pocałunek.
- Wracajmy do środka, bo będziesz chora głuptasie. – zaśmiał się.
- Mam tylko jeszcze jedno pytanko. Cesc wiedział, że przyjedziesz? – spojrzałam na niego.
- Cesc tak, Daniella nie. Ale nie bądź zła, chciałem Ci zrobić niespodziankę.
- I zrobiłeś. – odpowiedziałam i cmoknęłam go w policzek. Pablo chwycił mnie za rękę i poszliśmy do domu Fabregasów.

***

~ Czerwiec ~

Siedziałam w salonie w rozciągniętym dresie i oglądałam kolejny odcinek mojego ulubionego serialu. Czekałam aż Pablo wróci z pracy, bo po drodze miał wjechać po zakupy, z których mieliśmy zrobić kolacje. Umierałam z głodu a jego nadal nie było. Jeśli chodzi o kontrakt mojego narzeczonego to na szczęście wszystko dało się jakoś załatwić. Zamiast Fabregasa w Singapurze siedzi jego kolega Ivan, a Pablo nadzoruje wszystko z Barcelony. W tej chwili usłyszałam dźwięk zamykających się drzwi.
- Kochanie wróciłem. – krzyknął, gdy wszedł do mieszkania.
- No nareszcie. Umieram z głodu. Zrobiłeś zakupy? – zapytałam.
- Nie. – powiedział i dał mi całusa w policzek.
- Kurde Pablo. I co my będziemy jeść? – powiedziałam zdenerwowana.
- Spokojnie. Zabieram Cię na kolację. A później ma dla Ciebie niespodziankę. Ubierz się w coś ładnego i jedziemy. – tak jak powiedział tak zrobiła. Założyłam luźne, brązowe spodnie, szary sweterek i sandałki. Na nadgarstki nałożyłam srebrne i złote bransoletki, na szyi zawiesiłam naszyjnik. Gotowa do wyjścia wróciłam do salonu, gdzie czekał na mnie Pablo w ciemnych jeansach i błękitnej koszuli niezapiętej na dwa ostatnie guziczki. – Ślicznie wyglądasz. – powiedział i wyszliśmy z mieszkania. Posiłek zjedliśmy w malutkiej restauracyjce w porcie. Jedzenie było przepyszna, a atmosfera jeszcze lepsza. Gdy zjedliśmy, słońce już zaszło, niebo powoli robiło się granatowe i zaczęły pojawiać się gwiazdy. Staliśmy przy samochodzie, Pablo wyjął z kieszeni czarna opaskę.
- A teraz niespodzianka, zabieram Cię w wyjątkowe miejsce. A żebyś nie podglądała gdzie jedziemy to mam taką magiczną opaskę. – uśmiechnął się i założył mi opaskę na oczy.
- Jesteś niemożliwy – zaśmiałam się i założyłam ją – Teraz mi pomóż wsiąść.
- Już kochanie – odpowiedział, otworzył drzwi i pomógł mi wejść do samochodu.

Po około 20 minutach jazdy, Pablo zatrzymał auto. Wysiadł, a po chwili otworzył moje drzwi podał mi rękę żebym też wysiadła. Dookoła panowała cisza, z oddali było słychać szum morza.
- Mogę już to zdjąć? – zapytałam chwytając za czarny materiał. Po chwili moim oczom ukazał się nieskończony dom. Miał dach, olbrzymie okna, obłożony był styropianem. – Pab, co my tu robimy? – zapytałam i rozejrzałam się dookoła. Byliśmy na wąskiej uliczne, otoczonej ślicznymi willami.
- Kochanie, to jest nasz dom – powiedział dumnie. – Za dwa miesiące powinien być już skończony. Moje dwa skarby – położył mi rękę na lekko zaokrąglonym brzuszku – będą mieć piękny dom z dużym ogrodem. – mówił a ja stałam jak wmurowana w ziemię – Chodź, oprowadzę was. – chwycił mnie za dłoń i ruszyliśmy zwiedzać nasz nowy dom. Budynek miał dwa piętra. Na parterze miał się znajdować salon połączony z kuchnia i jadalnią, razem miały tworzyć wielką przestrzeń; łazienka i gabinet. Na piętrze miała być nasza sypialnia z dużą garderobą i łazienką. Obok pokój naszego maluszka, który miał się urodzić za cztery miesiące. Oprócz tego były jeszcze dwa pokoje, które na razie miały być przeznaczone dla gości, a później, jak to powiedział Pablo „Przerobimy je na pokoiki dla naszych dzieci.”.
Stanęliśmy w ‘ogrodzie’, Pab objął mnie i zapytał:
- I jak, podoba się? – potrzęsłam twierdząco głową. – Cieszę się. Mam nadzieję, że masz już wizję wnętrz, bo jutro po południu jesteśmy umówieni z projektantem wnętrz. – powiedział i pocałował mnie.
- Wiesz, że jesteś niemożliwy? – zapytałam.
- Wiem. Ale za to mnie kochasz.

---------------

No i jest nowy rozdział. Tydzień temu napisałam, ale czasu brakowało żeby go dodać. Mam dwie wiadomości, jedną smutną, a jedną dobrą (mam nadzieję). Może zacznę od tej gorszej. To jest ostatni rozdział tego opowiadania, został tylko krótki epilog który pojawi się na pewno do końca maja. Ines jest z Pablo, myślę że wszyscy się cieszą. I że niektórzy w końcu się przekonają do kuzyna Fabregasa, prawda Nikaaaa? ;) A teraz ta dobra wiadomość, po zakończeniu tego bloga zacznę publikować nowego. Prolog na nim pojawi się równo z epilogiem tutaj. Tutaj link jakbyście chciały zobaczyć bohaterów i zwiastun: http://perdoname-miamor.blogspot.com/ 
No to chyba tyle, do następnego.

PS. Ja i tak jestem dumna z naszych kochanych chłopców. Dla mnie i tak są zwycięzcami. Ale jak patrze na zdjęcia płaczącego Marca to aż serce boli. :( 

Buziaczki,
Ines ;*