niedziela, 22 września 2013

Kuzyn i zielone smoki.

Wczoraj obudziłam się ścierpnięta pod toną papierów. Dzień minął mi szybko. Cały mój czas pochłonęło dopinanie na ostatni guzik kontraktu z francuzami. Cesc z rodziną pojechał wczoraj do parku rozrywki, dzwonił kilka razy dowiedzieć się czy aby na pewno dokumenty mnie nie zjadły. Dzisiaj miałam już więcej wolnego czasu, kontrakt z francuzami jest gotowy. Mogłam spokojnie spotkać się z rodzinka Fabregasów. Słońce świeciło dziś bardzo mocno, niebo było nieskazitelnie niebieskie. Założyłam na siebie błękitne rybaczki, pastelowo różową koszulkę i sandałki na wysokim obcasie. Udałam się do domku Cesca i jego rodziny. Dochodziła 10.00, kończyli właśnie śniadanie.
- Cześć moja ukochana rodzinko – powiedziałam wchodząc na taras.
- Ciocia! – krzyknęła podbiegając do mnie Lia – Co dzisiaj robimy?
- Pomyślałam, że możemy wybrać się na sąsiednią wyspę do „Raju papug”.
- Tak, tak! Lubię ptaszki.  – odpowiedziała słodko Lia.
- Ines, możemy poczekać z godzinkę? Za chwilę powinien tu być mój kuzyn, Pablo. Może będzie chciał pojechać z nami.
- No jasne, nie ma problemu.
- Chcesz może kawy? – zapytała Daniella.
- Chętnie. – odpowiedziałam.
Po kwadransie rozdzwonił się telefon Cesca. ‘Cześć stary, domek 2032 przy plaży, powinieneś trafić’, a po 5 minutach w drzwiach pojawił się Pablo. Mężczyzna był w naszym wieku, bardzo przystojny. Miał ciemne włosy, lekki zarost, a oczy zasłonięte miał okularami przeciwsłonecznymi. Jeansowa koszula i beżowe spodenki idealnie podkreślały jego umięśnione ciało.
- Przybyłem i też bardzo się cieszę, że was widzę. Miło znowu widzieć przepiękną żonę mojego słynnego kuzyna i moją ukochaną małą księżniczkę. I Panią, której jeszcze nie znam, ale już się w niej zakochałem – powiedział wskazując na mnie.
- Już się tak nie podlizuj. To jest właśnie mój kuzyn Pablo… - zaczął Cesc, ale przerwał mu Pablo.
- Pablo Fabregas, bardzo mi miło poznać. – powiedział całując moją dłoń.
- Ines Pereira. Mi również bardzo miło. – czułam, że się rumienię.
- A to, czyli dzięki tobie mam teraz gdzie spać i mam taki piękny widok z okna w pokoju. Może w ramach wdzięczności dasz się zaprosić na drinka?
- W sumie, czemu nie.
- Wy jak chcecie możecie iść z nami. Lię zostawimy pod czyjąś opieką, a sami się troszkę zabawimy. – zaproponował Pablo zwracając się do kuzyna i jego żony.
- Dziękujemy Pab, ale mamy już inne plany na ten wieczór. – odpowiedziała Dani.
- Tylko uważajcie żeby się Lia rodzeństwa nie dorobiła. – powiedział roześmiany Pablo, po chwili Cesc spiorunował go wzrokiem.
- To co, możemy jechać? – zapytałam przyjaciół.
- No pewnie, wezmę tylko torbę i możemy ruszać – odpowiedział dzisiaj Dani, która postawiła na wygodę, jeśli chodzi o dzisiejszy ubiór; zielony topik i krótkie, jeansowe spodenki. Jednak nie mogło się obyć bez wysokich obcasów, dzisiaj założyła sandałki na koturnie.
Udaliśmy się pieszo do portu, który znajdował się mniej więcej 15 minut drogi od hotelu. Czekał tam na nas sporej wielkości jacht. Rejs minął szybko, wyspa oddalona była niecałą godzinę drogi z Gran Canarii. Na miejscu mała Lia była zachwycona tysiącami kolorowych papużek latających nad jej głową. Wszyscy świetnie się bawiliśmy. Pod koniec naszej wycieczki po ‘Raju papug’ usiedliśmy w przesłodkiej kafejce. Panowie z Lią poszli po kawę, a ja z Dani zajęłyśmy miejsce przy jednym ze stolików.
- Zauważyłam, że Cesc i Pablo bardzo dobrze się dogadują.
- Oj tak, są jak bracia. Kiedyś byli nierozłączni, razem się wychowywali, grali w piłkę. Niestety później Pab musiał zakończyć swoją przygodę z piłką, Cesc wyjechał do Londynu. Pablo bardzo to wszystko przeżył, na początku nie mógł się z tym wszystkim pogodzić, na szczęście później zrozumiał. I znowu był tym samym, Fabregasem co wcześniej. – opowiedziała Daniella.
- O czym tak plotkujecie? – zapytał się Cesc, odkładając tacę z filiżankami na blat stołu.
- Obstawiam, że albo gadały o butach albo o nas. Zawsze się zastanawiałem jak one wytrzymują w takich butach – powiedział Pablo wskazując na moje szpilki i koturny Dani.
- Te buty są bardzo wygodne. A rozmawiałyśmy o was. – odpowiedziałam.
- Mam nadzieję, że sama dobre rzeczy. – odpowiedział Cesc.
- Oczywiście kochanie. – odpowiedziała Dani, biorąc Lię na kolana.
- Wujku, a długo z nami zostaniesz? – zapytała się mała księżniczka.
- Tak, nigdzie się nie wybieram.  Zostanę z wami jak najdłużej się da. – odparł Pab.
- To dobrze, bo się za Tobą bardzo stęskniłam. – powiedziała Lia.
Zbliżała się 17, nasz jacht odbił od brzegu w kierunku Gran Canarii. Siedziałam na sofie, na dziobie statku, gdy nagle przyszedł do mnie Pablo.
- Mogę się dosiąść?
- No pewnie.
- Nad czym tak myślisz? – powiedział.
- Nad tym, jak to będzie, gdy wrócę do domu, do Barcelony…
- Czyli nie jesteś stąd. To, co tu robisz?
- Powiedzmy, że pewien człowiek zmusił mnie do wyjazdu.- ‘Proszę nie drąż tego tematu, nie teraz’ pomyślałam.
- Widzę, że to nie jest Twój ulubiony temat. Jeśli nie chcesz mówić to zrozumiem.
- Dziękuję. Zaproszenie na drinka jest nadal aktualne? – zapytałam, szybko zmieniając temat naszej rozmowy.
- Tak. – odpowiedział z zalotnym uśmiechem. – O 20 przed hotelem?
- Okej, będę gotowa.
Wróciłam z rodzinka Fabregasów do hotelu, po drodze umówiłam się z Cesciem i Dani, że jutro o 11 do nich przyjdę i pojedziemy do szkółki surfingowej. Wzięłam kluczki od samochodu i pojechałam do mieszkania. Dopiero w domu zauważyłam, że mam 30 nieodebranych połączeń od Carlosa męża Marty. Strasznie się przestraszyłam, miałam nadzieję, że z Martą i dzieckiem wszystko w porządku. Szybko wybrałam numer Carlosa, ale nikt nie podnosił słuchawki. Zadzwoniłam do Marty, po chwili usłyszałam jej głos.
- Musisz szybko do nas wracać, mały bardzo chce poznać swoją ciocię. – zaczęła.
- Martuś, o czym ty mówisz?
- Zostałaś ciocią, zaraz ci wyślę zdęcie Twojego chrześniaka.
- Naprawdę? To wspaniale, zostałam ciocią. – zaczęłam cieszyć się jak głupia. – Jak mój chrześniak ma na imię?
- Johann Rudolf Fritz Gomez Schneider, tak ma wpisane w metryczkę. Dostał 10 punktów, ma 54 centymetry i waży 3,2 kilo. A oczy ma po swoim ojca, czarne jak smoła.
- Johann, ślicznie. Ty wypoczywaj, a ja idę oblać narodziny swojego chrześniaka. Buziaczki dla świeżo upieczonej mamusi i tatusia.
Uradowana wzięłam szybki prysznic, założyłam koralową sukienkę do kolan wiązaną w pasie i brązowe sandałki na obcasie. 5 minut przed czasem byłam już przed hotelem. Hiszpanie kochaj się spóźniać, jak się umawiają na 20 to przychodzą na 20.30 i nikt się tym nie przejmuje. Mimo że jestem Hiszpanką z krwi i kości nienawidzę tego. Zawsze przychodzę wcześniej i czekam jak głupia, na szczęście nie tym razem. Równo o 20 przed głównym wejściem pojawił się Pablo. Biało-cytrynowa koszulka, jeansy do kolan i białe Conversy, tak prezentował się tego wieczora Pab.
- Hej, ślicznie wyglądasz. – przywitał mnie buziakiem w policzek.
- Hej, dziękuję. Idziemy?
- Jasne, słyszałem o fajnym klubie na plaży, może tam pójdziemy?
- Jestem za.
Do klubu na plaży było niedaleko, przez całą drogę gadaliśmy i śmialiśmy się. Bardzo dobrze czułam się w jego towarzystwie. Gdy dotarliśmy na miejsce usiedliśmy na pufach przy jednym stoliku na piasku.
- Czego się napijesz? – zapytał się Pablo
- Mojito na początek poproszę. Dzisiaj mamy co oblewać, chrześniak mi się urodził.
- Gratuluję, to już idę po drinki.

                                                      ~*~

Obudziłam się z potwornym bólem głowy, w obcym mi łóżku, niewiadomo gdzie.
- Dzień dobry, dobrze się spało? – usłyszałam po chwili głos Pabla.
- Dzień dobry – odpowiedziałam z trudem podnosząc się z łóżka.
- Wiedziałem, że będą ci potrzebne. Proszę, tabletki na kaca i szklanka wody. Zjesz ze mną śniadanie?
- Z chęcią. – odpowiedziałam i łyknęłam tabletki.
- To zapraszam na taras, wszystko gotowe.
Usiedliśmy do stołu, próbowałam sobie przypomnieć wczorajszy wieczór i noc, ale w głowie miałam totalną pustkę.
- Pablo, tak w ogóle to, co ja tutaj robię? – miałam nadzieję, że zaraz moja luka w pamięci zostanie uzupełniona.
- Nic nie pamiętasz? – powiedział Pab próbując powstrzymać się od śmiechu.
- No wiem, że byliśmy w klubie i pamiętam jak piłam drugiego drinka…. A później pusto, nie wiem, co było dalej.
- Na dwóch drinkach się nie skończyło. Jak piłaś czwartego to zaczęłaś mówić, że widzisz latające, zielone smoki, które chcę się z nami pobawić. Wtedy uznałem, że najwyższy czas zabrać cię do domu, a nie wiedziałem gdzie mieszkasz, to przyprowadziłem cię tutaj. Uwierz to nie było takie proste. Jak niosłem cię po plaży to zaczęłaś śpiewać jakąś piosenkę. W sumie nie wiem, co to było, jakaś mieszanka wszystkiego, co się da.
- Jaki wstyd. Już więcej nie piję. Przepraszam.
- Nie przepraszaj, bo to nawet słodkie było. – posłał mi ten uroczy uśmiech.
- Która jest w ogóle godzina?
- 10.50 – odpowiedział Pablo patrząc na zegarek.
- Przecież ja za 10 minut jestem umówiona z Daniellą i Cesciem.
- Spokojnie, dzwoniłem do Cesca. Jak usłyszał historię o smokach to postanowił przełożyć wasze spotkanie na popołudnie jak już będziesz w stanie cokolwiek robić.
- Dziękuję, kochany jesteś. – podeszłam do niego i pocałowałam w policzek.


-----------------------

Wróciłam, długo mnie tu nie było. Najpierw obóz, później powrót do szkoły. Czasu mam niewiele. Szkoła, znajomi, nauka. Masakra… Nawet nie wiem, kiedy minął ten miesiąc. Mam nadzieję, że mimo tak długiej nieobecności nadal będziecie czytać moje wypociny. Obiecuję, że jak tylko znajdę czas to ponarabiam zaległości na waszych blogach.
Buziaczki Ines. ;*