Od pojawienia
się Marca minęło kilka dni. Cała rodzina Fabregasów bardzo się mną opiekowała,
zabierała na różne wycieczki, spacery, kolacje. Wszystko po to żebym nie
myślała o Marcu. A on nie zniknął, codziennie czekał na mnie pod hotelem. Na
szczęście nigdy nie byłam sama.
Dwa dni po
jego pojawieniu się na Gran Canarii dostałam kopertę ze zdjęciami moimi i Pabla
podczas wieczornego spaceru po plaży oraz dołączoną karteczkę „Nie oddam Ciebie jemu.”. Wiedziałam, że Marc
śledzi każdy mój ruch i tylko czeka aż zostanę sama. Pablo cały czas był przy
mnie. Przy nim czułam się bezpiecznie, z dnia na dzień coraz bardziej się w nim
zakochiwałam. Sądziłam, że nikt nie będzie w stanie zaburzyć mojego szczęścia,
lecz myliłam się.
~*~
Obudziłam
się wcześnie rano, korzystając z wolnej chwili usiadłam na balkonie i zaczęłam
czytać książkę. Dochodziła 9.00, Pablo niedługo powinien po mnie przyjechać.
Poszłam wziąć prysznic i przygotować się do wyjścia. Ubrałam się w wzorzyste
turkusowe krótkie spodenki i cienką żółtą koszulę. Na nogi założyłam sandałki,
włosy zostawiłam rozpuszczone. Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Poszłam
otworzyć, za nimi ujrzałam Pabla w granatowych spodenkach do kolan, obcisłej
zielonkawej koszulce idealnie podkreślającej jego mieście. Artystyczny nieład
panujący na jego głowie i delikatny zarost powodowały, że stawał się jeszcze
bardziej pociągający.
- Hej kochanie. Ślicznie wyglądasz. – chwycił mnie w pasie i
okręcił dookoła siebie.
- Puść mnie wariacie. – powiedziałam.
- Nie. – odpowiedział i skradł mi krótki pocałunek.
Gdy postawił mnie wreszcie na ziemi, poszłam jeszcze do pokoju
po torebkę i powiedziałam:
- Jestem gotowa, możemy iść.
- To ruszajmy. Cesc mówił, że dzisiaj pojedziemy do delfinarium
żeby Lia mogła z nimi popływać i tak dalej. Więc spotkamy się z nimi na
miejscu. – mówił Pablo, gdy szliśmy do
mojego samochodu.
-Oki. Wsiadaj. – siedzieliśmy już w aucie, gdy w lusterku
dostrzegłam znajomą mi postać. To był Marc…
- Coś się stało? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła. – zapytał
z troską Pablo.
- Nie. Wszystko w porządku. – skłamałam, nie chciałam go
jeszcze bardziej martwić. I tak był już podirytowany całą tą sytuacją. Chciał
iść na policje jak tylko Marc znowu pojawi się blisko mnie.
Po około 40
minutach jazdy byliśmy na miejscu. Cała drogę rozmawialiśmy, śmialiśmy się i
śpiewaliśmy piosenki, które akurat leciały w radiu. Krótko po nas na miejsce
dotarli również Cesc z Daniellą i małą Lią. Dani miał na sobie przepiękne
krótkie spodenki w kwiaty i białą bokserkę. Jak zwykle wyglądała zjawiskowo.
Cesc miał szczęście, że znalazł sobie taką śliczną, mądrą i kochającą żonę.
- Cześć zakochańce. – przywitał się rozradowany Cesc.
- Cesc, darowałbyś już sobie. – powiedziała Daniella.
- No dobrze. – odpowiedział i pocałował swoją żonę w
policzek. – Chodźcie.
- Ciociu, a wiesz, że będę pływała z delfinkami? – zapytała
słodko Lia chwytając mnie za rękę. – I ty też.
- Ja też? – odpowiedziałam zdziwiona.
- No tak. Tatuś powiedział, że wszyscy będziemy.
- Jak tatuś tak powiedział to pewnie tak będzie. Chodź
kruszynko. Bo zaraz nam uciekną. – powiedziałam i szybciutko zaczęłyśmy biec w
kierunku jej rodziców.
Na początku
naszego pobytu w delfinarium oglądaliśmy pokazy delfinów. Lia była zachwycona,
delfinki skakały, pływały na grzbiecie. Wreszcie przyszedł czas na kąpiel z
tymi uroczymi ssakami. Ubraliśmy kapoki i czekaliśmy na naszą kolej. Pierwsi poszli
Cesc z Daniellą i Lią, ponieważ mała nie mogła się już doczekać. Razem z Pablem
czekaliśmy na brzegu wielkiego basen i robiliśmy im oraz sobie tysiące zdjęć.
- Jeden z instruktorów cały czas pożera Cię wzrokiem. Chyba
będę zazdrosny. – powiedział Pablo robiąc mi kolejne zdjęcie.
- Niepotrzebnie. Liczysz się Ty i tylko Ty. – odpowiedziałam
mu i pocałowałam w usta. Zajęci sobą nie zauważyliśmy, kiedy rodzina Fabregasów
skończyła swoją kąpiel.
- Ekhem. Nie chcę przeszkadzać, ale teraz wy. – powiedział
Cesc, który stał za nami.
- A no tak. Już idziemy. – odpowiedziałam i ruszyliśmy w
kierunku drabinek.
- Stój! Aparat, teraz ja chcę się pobawić w fotoreportera. –
krzyknął Cesc. Oddałam mu aparat i weszłam do chłodnej wody. Idealnej w taki
gorący i słoneczny dzień jak ten. Śmiechu podczas zabawy z delfinami było, co
nie miara. Cały czas nas chlapały i skakały nad naszymi głowami.
- Proszę ładnie zapozować do zdjęcia. – krzyknął z brzegu
Cesc. Jak na zawołanie podpłynął do nas jeden z ssaków morskich. Pablo dał mi
buziaka w jeden policzek, a delfin w drugi. – Będzie cudowne zdjęcie do
rodzinnego albumu.
Chwilę później wyszliśmy z Pablem z wody i dołączyliśmy do Danielli, która siedziała w małą na placu zabaw.
Chwilę później wyszliśmy z Pablem z wody i dołączyliśmy do Danielli, która siedziała w małą na placu zabaw.
- Jak się bawiliście?- zapytała nas Dani.
- Świetnie było. – odpowiedzieliśmy zgodnie.
- Co powiecie na
kolacje wieczorem?
- Czemu nie. Mam ochotę na pyszne krewetki. Ale nie ma w co
się ubrać. – powiedziałam smutna.
- Nie przejmuj się. W hotelowym butiku widziałam ślicznie
sukienki. – odparła z uśmiechem Daniella.
~*~
Żona Fabregasa
miała rację, sukienki były prześliczne. Wybrałam jedną w mocnym odcieniu żółci,
sięgająca do połowy ud. Umówiliśmy się
na 19.00. Mieliśmy spotkać się przed hotelem, ponieważ dzwonił do mnie szef i
prosił o wysłanie kilku ważnych dokumentów.
Wyszłam z hotelu, zachodzące słońce zaświeciło mi prosto w
oczy. Przymrużyłam je i po chwili dostrzegał przyjaciół po drugiej stronie
ulicy. Uśmiechnęłam się i ruszyłam przed siebie. Dostrzegłam ten błysk w oczach
Pabla, tak bardzo się cieszyłam, że go poznałam. Przechodząc przez jezdnię
usłyszałam krzyk Cesca, a zaraz potem Danielli, „Ines uważaj!”. Odwróciłam się i zobaczyłam czerwone, wyścigowe auto
jadące prosto na mnie. Nie zdążyłam nic zrobić. Zobaczyłam tylko kierowcę, był
nim Marc. W myślach słyszałam tylko „Nie
oddam Cię nikomu”. Później nie pamiętam już nic.
~*~
PABLO
Daniella
miała genialny pomysł z tą kolacją. Gdy Ines jest z nami nie boję się tak o
nią. Wiem, że w tym czasie Marc się do niej nie zbliży.
Czekałem z
Cesciem i Dani przed hotelem w oczekiwaniu na Ines. Po chwili po drugiej
stronie ulicy ujrzałem najpiękniejszą kobietę na tej ziemi. Miała na sobie
śliczną żółta sukienkę bez pleców, wyglądała w niej zjawiskowo. Z dnia na
dzień, z godziny na godzinę, z minuty na minutę coraz bardziej się w niej
zakochiwałem. Gdy nas zobaczyła szeroko się uśmiechnęła i przyspieszyła. Nagle
usłyszałem krzyk mojego kuzyna i jego żony, odwróciłem wzrok i zobaczyłem
czerwono krwiste Porsche pędzące w kierunku Ines. Ogromny huk, ciało dziewczyny
przelatujące nad samochodem i krzyk Danielli. Tyle pamiętam z momentu wypadku.
Byłem w ogromnym szoku, ale najszybciej jak mogłem podbiegłem do bezwładnie
leżącej ukochanej. Instynktownie sprawdziłem pul, który na szczęście był
wyczuwalny. Z głowy leciała jej krew.
„Pogotowie, niech ktoś wezwie pogotowie” krzyczałem zrozpaczony. W oczach
Cesca i Danielli widziałem strach i przerażenie. Mój kuzyn bezskutecznie
próbował uspokoić swoją żonę. Do przyjazdu karetki, klęczałem przy Ines,
trzymając ją za rękę cały czas powtarzałem „Nie
zostawiaj mnie, proszę. Nie możesz mi tego zrobić. Musisz walczyć, dla nas.” Po
chwili przyjechało pogotowie. Gdy trzech sanitariuszy przenosiło na noszach
Ines do pojazdu. Wysoki, siwy lekarz podszedł do mnie i powiedział:
- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy żeby ją ratować.
- Proszę mi obiecać, że ona przeżyje.
- Przykro mi, nie mogę tego zrobić. Proszę być dobrej myśli. –
odpowiedział i wsiadł do karetki. Ambulans odjechał a ja stałem jak słup soli i
patrzyłem na miejsce, w którym przed chwilą była jeszcze Ines. W pewniej chwili
poczułem dłoń na swoim ramieniu, to był Cesc…
- Wszystko będzie dobrze. Jest silna, wyjdzie z tego. –
powiedział szeptem, jakby sam w to nie wierzył. – Kochanie wracaj do małej, ja
pojadę z Pablem do szpitala. – zwrócił się do Danielli.
- Jadę z wami… Nie mogę zostawić jej teraz samej.-
powiedziała powstrzymując się od płaczu.
Wsiedliśmy do taksówki i pojechaliśmy do Clínici Scandinavica.
Przez całą drogę modliłem się żeby z tego wyszła. Ona nie może mnie zostawić,
nie może… W momencie wypadku zdałem sobie sprawę jak bardzo ją kocham. Jeżeli
ona umrze nigdy sobie nie wybaczę tego, że jej nie obroniłem przed tym draniem.
Zrobię wszystko żeby wylądował w
więzieniu.
--------I jest kolejny. Mam nadzieję, że się spodoba. Powoli, małymi kroczkami zbliżamy się do końca tego opowiadania. Na święta dostałam chyba prezent w postaci weny. Oby mnie szybko nie opuściła.Chciałabym życzyć wam wszystkiego co najlepsze w nadchodzącym roku. Szczęścia, radości, uśmiechu, miłości i dużo weny.
Buziaczki Ines ;**