Impreza, o której mówił Cesc
miała odbyć się dziś wieczorem. Miałam poznać innych piłkarzy i ich partnerki.
Małą Lię Cesc podrzucił swoim rodzicom na kilka dni. Grudzień w Barcelonie był
wyjątkowo ładny, od kilkunastu dni nie padał deszcz, świeciło piękne słońce i
temperatura była znośna jak na ta porę roku. Małymi kroczkami zbliżały się
święta Bożego Narodzenia. Ulice miasta były już przyozdobione kolorowymi
lampkami, na wystawach sklepowych były motywy świąteczne, a w sklepach pojawiły
się wyprzedaże. Na targu stanęła duża, pachnąca choinka. Wracałam właśnie z
niego, na którym kupiłam gospodarzą dzisiejszej imprezy kilka ozdób do domu:
choineczki, gwiazdorki, bałwanki. Wszystkie były takie śliczne, że nie mogłam
się oprzeć.
Zbliżała się 18, powoli zaczęłam
szykować się do wyjścia. Włosy skręciłam na lokówce i zostawiłam rozpuszczone,
zrobiłam delikatny makijaż. Założyłam czarne rurki, koszulkę w kolorze śliwki
węgierki, długi wisiorek. Na wierzch zarzuciłam gruby, jasnobeżowy sweter, a
szyję obwiązałam brązowym szalem typu komin.
Wsiadłam do taksówki i ruszyłam do domu Cesca i Dani. Gdy dojechałam na
miejscu było już kilku piłkarzy i ich partnerek, Neymar przyjechał z Danim
Alveszem, Pedro z Caroline, Carles z Vanessą, Leo z Antonellą, Pinto z żoną.
Fabregas dzielnie witał swoich gości przy okazji przedstawiając mnie. Spotkanie
ich wszystkich było niesamowitym przeżyciem. Byli zabawnymi, miłymi, a przede
wszystkim normalnymi ludźmi. Po około godzinie byli już wszyscy zaproszeni,
czyli około 40 osób. Muzyka grała, alkohol się lał, a ja próbowałam, chociaż
przez chwilę porozmawiać z każdym. Stałam właśnie z kilkoma dziewczynami, Dani,
Anto, Shaki (musiałam się uszczypnąć, bo aż sama w to nie wierzyłam), Vanessą,
Anną i Nurią, i rozmawiałyśmy o ciuchach. Nagle w drugiej części ogromnego
salonu zaczęło się robić głośno. Wszyscy faceci głośno śmiali się i tak jakby
się z kimś witali. Odwróciłam się i mnie zamurowało. Wśród piłkarzy Barcelony,
witający się z barcelońską trójką stał Pablo. Ubrany w jeansy, popielaty
sweter, z artystycznym nieładem na włosach i delikatnym zarostem. Gdy spojrzał
na mnie kieliszek napełniony czerwonym winem, który trzymałam w ręce spadł na
ziemie rozbijając się drobny mak. Wszyscy spojrzeli na mnie, szybko kucnęłam
żeby pozbierać kawałki szkła. Ręce całe mi się trzęsły, oczy zrobiły się
wilgotne od łez. Po chwili Daniella kucnęła koło mnie i chwyciła mnie za rękę
-
Zostaw to, posprzątam. – spojrzałam na nią a ta delikatnie się uśmiechnęła.
-
Przepraszam. – wyszeptałam, podniosłam i wyszłam na ogród się przewietrzyć.
Na
dworze było bardzo zimno, a ja wyszłam w krótkim rękawku. Niebo rozświetlały
piękne gwiazdy. Stanęłam na środku idealnie ściętego trawnika i wzięłam kilka
głębokich wdechów żeby się uspokoić. Po chwili usłyszałam czyjeś kroki, wiedziałam,
że to Pablo.
- Nie
chcę z Tobą rozmawiać. Zostaw mnie. – powiedziałam cała się trzęsąc.
-
Przyniosłem Ci sweter. Proszę. – odpowiedział, odwróciłam się i łza poleciała
mi po policzku. Szybko ją starłam i założyłam ubranie.
-
Dziękuję. Co tu robisz? Nie powinieneś być w Singapurze? – zapytałam.
-
Wróciłem. Zerwałem kontrakt i wróciłem. – delikatnie się uśmiechnął – Nie umiem
żyć bez Ciebie. Codziennie, w każdej sekundzie życia zastanawiałem się, co
robisz, jak się czujesz, czy jesteś szczęśliwa. Ja bez Ciebie nie byłem. Z
każdym dniem tęskniłem za Tobą coraz bardziej. Zawsze, gdy dzwoniłem do Cesca
pytałem się czy się odezwałaś. Za każdym razem słyszałem to samo, ‘nie’.
Myślałem, że ułożyłaś sobie życie na nowo, ale gdy ostatnio zadzwoniłem
usłyszałem, że wróciłaś, że Cesc i Dani mają z Tobą kontakt. Postanowiłem
wrócić, dla Ciebie. – walczyłam sama ze sobą żeby się nie rozpłakać. Pab powiedział,
że wrócił dla mnie, że tęsknił, a ja jak idotka zapytałam się:
- Co z pracą? Co z Singapurem?
-
Pieprzyć kontrakt. Liczysz się tylko Ty. – zrobił kilka kroków w moją stronę,
praktycznie nasze buty stykały się z sobą czubkami. Spojrzał mi w oczy i on
cicho szepnął – Kocham Cię. – poniosłam rękę i pogłaskałam go po policzku, żeby
upewnić się, że on naprawdę tu jest. Pablo lekko podniósł swoje kąciki ust,
przybliżył się, nasze twarze dzieliły już tylko milimetry.
- Ja
też Cię kocham. – przegryzłam delikatnie wargę i pocałowałam go w usta, po
chwili Pab odwzajemnił pocałunek.
-
Wracajmy do środka, bo będziesz chora głuptasie. – zaśmiał się.
- Mam
tylko jeszcze jedno pytanko. Cesc wiedział, że przyjedziesz? – spojrzałam na
niego.
- Cesc
tak, Daniella nie. Ale nie bądź zła, chciałem Ci zrobić niespodziankę.
- I
zrobiłeś. – odpowiedziałam i cmoknęłam go w policzek. Pablo chwycił mnie za
rękę i poszliśmy do domu Fabregasów.
***
~ Czerwiec
~
Siedziałam
w salonie w rozciągniętym dresie i oglądałam kolejny odcinek mojego ulubionego
serialu. Czekałam aż Pablo wróci z pracy, bo po drodze miał wjechać po zakupy,
z których mieliśmy zrobić kolacje. Umierałam z głodu a jego nadal nie było.
Jeśli chodzi o kontrakt mojego narzeczonego to na szczęście wszystko dało się
jakoś załatwić. Zamiast Fabregasa w Singapurze siedzi jego kolega Ivan, a Pablo
nadzoruje wszystko z Barcelony. W tej chwili usłyszałam dźwięk zamykających się
drzwi.
-
Kochanie wróciłem. – krzyknął, gdy wszedł do mieszkania.
- No
nareszcie. Umieram z głodu. Zrobiłeś zakupy? – zapytałam.
-
Nie. – powiedział i dał mi całusa w policzek.
-
Kurde Pablo. I co my będziemy jeść? – powiedziałam zdenerwowana.
-
Spokojnie. Zabieram Cię na kolację. A później ma dla Ciebie niespodziankę.
Ubierz się w coś ładnego i jedziemy. – tak jak powiedział tak zrobiła.
Założyłam luźne, brązowe spodnie, szary sweterek i sandałki. Na nadgarstki
nałożyłam srebrne i złote bransoletki, na szyi zawiesiłam naszyjnik. Gotowa do
wyjścia wróciłam do salonu, gdzie czekał na mnie Pablo w ciemnych jeansach i
błękitnej koszuli niezapiętej na dwa ostatnie guziczki. – Ślicznie wyglądasz. –
powiedział i wyszliśmy z mieszkania. Posiłek zjedliśmy w malutkiej
restauracyjce w porcie. Jedzenie było przepyszna, a atmosfera jeszcze lepsza. Gdy
zjedliśmy, słońce już zaszło, niebo powoli robiło się granatowe i zaczęły
pojawiać się gwiazdy. Staliśmy przy samochodzie, Pablo wyjął z kieszeni czarna
opaskę.
- A
teraz niespodzianka, zabieram Cię w wyjątkowe miejsce. A żebyś nie podglądała
gdzie jedziemy to mam taką magiczną opaskę. – uśmiechnął się i założył mi
opaskę na oczy.
-
Jesteś niemożliwy – zaśmiałam się i założyłam ją – Teraz mi pomóż wsiąść.
- Już
kochanie – odpowiedział, otworzył drzwi i pomógł mi wejść do samochodu.
Po
około 20 minutach jazdy, Pablo zatrzymał auto. Wysiadł, a po chwili otworzył
moje drzwi podał mi rękę żebym też wysiadła. Dookoła panowała cisza, z oddali
było słychać szum morza.
-
Mogę już to zdjąć? – zapytałam chwytając za czarny materiał. Po chwili moim
oczom ukazał się nieskończony dom. Miał dach, olbrzymie okna, obłożony był
styropianem. – Pab, co my tu robimy? – zapytałam i rozejrzałam się dookoła.
Byliśmy na wąskiej uliczne, otoczonej ślicznymi willami.
-
Kochanie, to jest nasz dom – powiedział dumnie. – Za dwa miesiące powinien być
już skończony. Moje dwa skarby – położył mi rękę na lekko zaokrąglonym brzuszku
– będą mieć piękny dom z dużym ogrodem. – mówił a ja stałam jak wmurowana w
ziemię – Chodź, oprowadzę was. – chwycił mnie za dłoń i ruszyliśmy zwiedzać
nasz nowy dom. Budynek miał dwa piętra. Na parterze miał się znajdować salon
połączony z kuchnia i jadalnią, razem miały tworzyć wielką przestrzeń; łazienka
i gabinet. Na piętrze miała być nasza sypialnia z dużą garderobą i łazienką.
Obok pokój naszego maluszka, który miał się urodzić za cztery miesiące. Oprócz
tego były jeszcze dwa pokoje, które na razie miały być przeznaczone dla gości, a
później, jak to powiedział Pablo „Przerobimy je na pokoiki dla naszych dzieci.”.
Stanęliśmy
w ‘ogrodzie’, Pab objął mnie i zapytał:
- I
jak, podoba się? – potrzęsłam twierdząco głową. – Cieszę się. Mam nadzieję, że
masz już wizję wnętrz, bo jutro po południu jesteśmy umówieni z projektantem wnętrz.
– powiedział i pocałował mnie.
- Wiesz,
że jesteś niemożliwy? – zapytałam.
- Wiem.
Ale za to mnie kochasz.
---------------
No i jest nowy rozdział. Tydzień temu napisałam, ale czasu brakowało żeby go dodać. Mam dwie wiadomości, jedną smutną, a jedną dobrą (mam nadzieję). Może zacznę od tej gorszej. To jest ostatni rozdział tego opowiadania, został tylko krótki epilog który pojawi się na pewno do końca maja. Ines jest z Pablo, myślę że wszyscy się cieszą. I że niektórzy w końcu się przekonają do kuzyna Fabregasa, prawda Nikaaaa? ;) A teraz ta dobra wiadomość, po zakończeniu tego bloga zacznę publikować nowego. Prolog na nim pojawi się równo z epilogiem tutaj. Tutaj link jakbyście chciały zobaczyć bohaterów i zwiastun: http://perdoname-miamor.blogspot.com/
No to chyba tyle, do następnego.
PS. Ja i tak jestem dumna z naszych kochanych chłopców. Dla mnie i tak są zwycięzcami. Ale jak patrze na zdjęcia płaczącego Marca to aż serce boli. :(
Buziaczki,
Ines ;*